źródło użytego obrazka
Niniejszy artykuł stanowi nawiązanie do tematu nr 1 aktualnych Tematów Tygodnia.
Wszyscy doskonale wiemy, że realizacja pomysłów, które przychodzą nam do głowy po pijaku jest zazwyczaj niezłą rozrywką dla innych, ale bardzo rzadko kończy się dobrze. Ale oczywiście są wyjątki. Ten artykuł opisuje właśnie jeden z nich, kiedy to w późnych latach sześćdziesiątych w Nowym Jorku, rozmowa na temat protestów antywojennych pchnęła pewnego weterana do wystartowania w najwspanialszym “biegu piwnym” w historii.
Był listopad 1967 roku. 26 letni weteran John “Chick” Donohue spędzał czas w jednym z licznych pubów rozsianych po Inwood, Irlandzko-Amerykańskiej enklawie w pobliżu Manhattanu. W tym samym barze, barman o nazwisku George Lynch, narzekał na ruch antywojenny i organizowane przez tenże pikiety i marsze.
Oczywiście dla wielu weteranów takich jak Donohue, wszystkie slogany i hasła rzucane podczas tych zgromadzeń brzmiały lekceważąco. Dlatego, kiedy Lynch zasugerował, że ktoś powinien pojechać tam (do Wietnamu) i zawieźć przebywającym tam żołnierzom trochę piwa żeby pokazać im, że nie są zapomniani, Donohue zgłosił się na ochotnika. I faktycznie wyruszył w drogę.
Konsekwencją jego decyzji była licząca 8000 mil czteromiesięczna wyprawa. A może należałoby powiedzieć odyseja. Donohue odbył długą wędrówkę poprzez rozdarty przez wojnę kraj, dogadując sobie transport ciężarówkami oraz militarnymi jednostkami powietrznymi. Wszystko po to żeby móc się spotkać z kilkoma chłopakami ze swojego sąsiedztwa i dostarczyć im piwo.
źródło
Jak sam mówił chociażby w tym krótkim filmie: “wielu moich przyjaciół służyło w Wietnamie, a ja chciałem tylko dotrzeć tam i kupić im piwo”.
Jego historia, która stała się miejską legendą, bardzo często spotykała się akceptacją, której najczęściej towarzyszyło jednak niedowierzanie. Dlatego w celu udokumentowania wszystkich wydarzeń, w wieku 73 lat Donohue wydał książkę, która dogłębnie opisuje jego piwną wyprawę poprzez Wietnam.
Oto jak owa wyprawa przebiegała. Donohue rozpoczął od zatrudnienia się na pierwszym lepszym statku wypływającym do Wietnamu, transportującym zaopatrzenie dla żołnierzy. Spisał nazwiska kilku przyjaciół z sąsiedztwa, którzy wtedy tam stacjonowali, wypełnił swoją torbę piwem i wyruszył. Dwa miesiące później, na początku 1968 roku dotarł na miejsce.
Jak sam przyznał, podczas trwającej dwa miesiące podróży wypił wszystkie piwa jakie ze sobą zabrał :) Miał jednak szczęście, gdyż znalazł się na lądzie w miejscu gdzie mógł uzupełnić zapasy.
Po przybiciu do brzegu, Donohue zauważył, że żandarmeria wojskowa, która sprawdza statek, nosi te same insygnia jak jedna z osób na jego liście. Po krótkiej i zwięzłej rozmowie z jednym z żołnierzy, podczas której podobno sprzedał ckliwą historię o tym jak to szuka swojego szwagra, nie musiał długo czekać. “Szwagier” pojawił się niedługo potem, powiadomiony o wszystkim przez swoich kolegów z jednostki i kiedy zapytał Donohue co ten tu robi, w odpowiedzi usłyszał tylko “przyjechałem przywieźć Ci piwo”.
źródło
W ten sposób Donohue dotarł do wszystkich nazwisk ze swojej listy, podróżując konwojami, samolotami pocztowymi i helikopterami z zaopatrzeniem. W marcu 1968 roku rozpoczął swoją drogę powrotną do Inwood, gdzie jego “bieg piwny” szybko stał się lokalną legendą.
Dla ludzi, z którymi Donohue pojechał się spotkać piwo nie było jednak najważniejsze. Doświadczeni przez wojnę, będący świadkami śmierci wielu swoich bliskich przyjaciół po latach otwarcie przyznawali, że widok kumpla trzymającego piwa w rękach dodawał im odwagi i wiary w to, że uda im się wrócić do domów.
Historia z cylku "potrzymaj mi piwo i patrz na to!". 😉
A tak serio to niesamowity człowiek i piękny kontekst tej opowieści.
A wiesz może jak zostało to odebrane w USA? Mówiono o nim w TV? Wykorzystano jakoś politycznie?
Doskonale to ująłeś :) Nie posiadam takich informacji, wiem natomiast, że bohater tej opowieści jest często zapraszany na różnego typu imprezy gdzie zazwyczaj jest proszony o ponowne opowiedzenie tej historii z jego perspektywy. Przyznaję jednak uczciwie, że nie szukałem zbyt dużo na ten temat, stąd braki w wiedzy.
Spoko, spoko. Pytałem, bo mam nadzieję, że po takim wyczynie został doceniony i ludzie pamiętają jego historię.
Świetny artykuł! 👊
Dzięki, miło mi to słyszeć od kogoś kto sam pisze genialne teksty ;) Pamiętam jeszcze, że gdzieś czytałem, że w wielu wywiadach Donohue mówił o tym, że po powrocie z tej wyprawy przez bardzo długi czas nie musiał kupować sobie piwa. Więc w jakiś sposób na pewno go doceniono. A i do dziś jak już wspomniałem jego wyczyn jest pamiętany, ciężko tylko powiedzieć na jaką skalę.
Ważne, że ktoś o nim pamięta - uważam, że takie postaci po prostu trzeba szanować. 😉