"Zabójcy" w komunikacji; brudna 12-stka Gordona
pixabay.com
Przywołam tutaj przykład fikcyjnego świata Oceanii ("Rok 1984" Orwell) gdzie językiem obowiązującym miała stać się Nowomowa. Celem ideologii państwowej była eliminacja w miarę jak największej ilości słów by strywializować komunikację i zastąpić je możliwie jak najprostszymi zamiennikami. Stąd też kontemplowanie sztuki wyrazami uznania takimi jak: wytworny, spektakularny, olśniewający czy nawet piękny i wspaniały stałoby się niemożliwe. Coś było albo dobre albo złe. Jeśli komuś podobała się jakaś forma i chciał wyrazić swój podziw ku temu, używał stwierdzeń dobry, plus dobry lub dwa plus dobry itd.,ponieważ podstawowe liczebniki mogły zostać. Zaawansowana forma tego języka miała przypominać w brzmieniu bardziej "szczekanie" niż rozmowę. Bywa, że nie jednokrotnie nie jesteśmy w stanie wyrazić słowami tego co mamy w swojej głowie a nawet jeśli to zrobimy nie oddaje to tego co tak naprawdę chcemy przekazać jednak wiemy, że potrafimy to doznawać. Kolejne pokolenia "nowomówców" wychowywane w takim systemie nie byłyby w stanie już nawet o tym pomyśleć. Drastycznie zacząłby spadać poziom inteligencji a o to właśnie w państwie orwell'owskim chodziło.
Celem tego zabiegu miało być stworzenie państwa idealnego, gdzie ludzie nie zaczną wszczynać buntu przeciwko systemowi, staną się posłuszni, podatni manipulacyjnie i będą wręcz wdzięczni za możliwość stanowienia jego części. W ten sposób elity oraz - drogą nepotyzmu - rodziny elit, nie musiałyby martwić się o wieloletnią władzę i dochody.
Thomas Gordon; amerykański psycholog, specjalizował się w terapiach rodzinnych. Większość jego prac opublikowanych w latach 50/60-tych oscylowała wokół empirii faktycznego kontaktu między ludźmi. Dowiódł, że ponad 70 proc. konfliktów nie ma źródła w faktycznym konflikcie a w nieprawidłowej komunikacji. Jego terapie w dużej mierze polegały na "oczyszczaniu" języka między interlokutorami po czym okazywało się, że problem wcale nie jest dominujący i łatwo można spór rozstrzygnąć.
T. Gordon wyszczególnił 12-ście takich barier, klasyfikując je do poszczególnych grup:
A. Osądzanie (postawa sędziego):
1.) krytykowanie
czyli wyrażanie negatywnych ocen o drugiej osobie (często ad personam); w dialogu nie służy ona niczemu poza przelaniem frustracji z rozmówcy A na rozmówcę B i prowadzi do zamknięcia się drugiej strony, przybrania pozycji obronnej lub ataku czyli szermierki słownej. Często też jest to metoda połączona z kwantyfikatorem dużym: wszyscy, nikt, ty zawsze, ty nigdy itp.
2.) nadawanie etykiet
z cyklu: zachowujesz się jak typowa blondynka; kobiety takie są; ciapaty, lub najlepsze; Odchodzę od ciebie bo jesteś taki sam jak inni! (odchodzi oczywiście do innego); nadawanie etykiet pomaga nam zaszufladkować jednostkę, odrzeć ją z wyjątkowości i indywidualności, tzw. pakowanie do jednego worka. Jest to również podstawowy mechanizm, który uruchamia się podczas efektu halo.
3.) stawianie diagnoz
jeśli bawimy się w psychoanalityka amatora to oczywiście możemy mieć czasem rację jeśli chodzi o postawioną "diagnozę" jednak do czego to prowadzi? Są dwie opcje, z jednej strony te określenia wymuszają pewien rodzaj wsparcia, pomocy z drugiej jednak pozwala nam to patrzeć na kogoś jako na kolejny "przypadek" nie na osobę z wielością i złożonością jej całego charakteru.
4.) pochwała połączona z oceną
np. grzeczna dziewczynka, dobry chłopiec; oczywiście nie zawsze jeśli powiemy komuś, że świetnie gotuje chcemy by robił to częściej bo nam się nie chce... czasami jest to po prostu szczera chęć powiedzenia komplementu wyrażona w niepoprawny sposób. Często jednak wiąże się to z manipulacją. Chwalone jest zachowanie co może rodzić w słuchającym potrzebę powtarzania tegoż zachowania, by uzyskać akceptację. Jest to często wykorzystywana w pedagogice metoda, głównie na zasadzie 'marchewka nie kij', np. Które z grzecznych dzieci zmaże tablice? lub Kochanie, tu jest tak brudno a ty tak ładnie sprzątasz...
B. Dawanie rozwiązań (postawa autorytetu):
1.) rozkazywanie
np. przestań narzekać, przestań się mazać... itd
2.) grożenie
np. jeśli nie zrobisz ... to ...
3.) moralizowanie – prawienie kazań
np. powinieneś/nie powinieneś czegoś robić itd.
4.) stawianie zbyt dużej liczby niewłaściwych pytań
5.) udzielanie rad
o tyle o ile rady są pożądane gdy o nie prosimy, tak gdy tego nie robimy mówią tyle, że nasz doradca nie wierzy w nasze możliwości. Zazwyczaj często słyszymy: ja na twoim miejscu to...; proste wyjaśnienie; otóż paradoks ja na twoim miejscu polega na tym, że ty na moim miejscu to nadal ty. Z twoim bagażem doświadczeń, twoim rozumieniem pewnych kwestii, twoją interpretacją i percepcją więc nigdy nie będziesz na moim miejscu nawet gdybyś był w takiej samej sytuacji - bo nie jesteś mną.
Wszystkie 5 punktów łączy przekonanie o tym, iż osoba zmagająca się z sytuacją nie jest w stanie sobie poradzić. Stawiając się w roli autorytetu znacznie ograniczamy jej poczucie wolności i godności jak w przypadku rozkazywania czy grożenia. Znów prowadzi to do dwóch opcji, osoba może nam albo ulec albo stawić opór walcząc lub uciekając. O moralizowaniu i słowach powinieneś/powinnaś było dużo w poprzednim poście, natomiast warto zwrócić uwagę, że słowa z ładunkiem negatywnym wzmacniają w nas poczucie winy. Pytania natomiast w tym szczególne pytanie "dlaczego" mogą sprawić, że będziemy się czuć jak na przesłuchaniu.
C. Unikanie (postawa obojętna):
1.) odwracanie uwagi
np. Ooh, chłopak cię rzucił? Chodź Andżela, kupimy nowy sweterek!
2.) rzekomo logiczne argumentowanie
Zbyt dużo logiki może prowadzić do całkowitego zmrożenia i zignorowania elementu emocjonalnego a ten jest niezwykle ważny w życiu.
3.) uspokajanie
np. wszystko się jakoś ułoży – oczywiście ale czy po twojej myśli?
Jutro też zaświeci słońce – jasne, zaświeci jutro nawet wtedy, gdyby miał to być twój pogrzeb; czy wszystkim znane: uspokój się! W sytuacji gdy jesteśmy zdenerwowani, zazwyczaj – działa odwrotnie.
Unikanie pomaga nam ominąć konfrontację z emocjami, czyimiś bądź swoimi – które są pobudzane w trakcie rozmowy z rozemocjonowaną osobą. Unikamy głównie dlatego, że z jakiegoś powodu tych emocji się boimy. (np. nie poradzę sobie, to mnie przerasta, wstydzę się płakać – kłóci się to ze stereotypem silnego mężczyzny; itd.)
To tyle w temacie "brudnej 12-ski" choć wcale nie wyczerpuje to tematyki barier komunikacyjnych. Dzięki, że dobrnęliście do końca!
Dzięki, bardzo wartościowy tekst. Teraz czekam na pozytywne podejście do tematu :) Jak tu się dobrze komunikować?
Jasne :) Jako, że T.Gordon alternatyw nie podaje należy ich szukać gdzie indziej, również w tzw. metajęzyku. Z czasem powrzucam jakieś ciekawe info na ten temat ;) Pozdrawiam
To jak mówimy jest bardzo ważne, bardzo łatwo się manipuluje odczuciami człowieka a nieumiejętne operowanie słowem, może prowadzić do konfliktu, mimo że nie mieliśmy takich intencji. Zmieniając szyk zdania, zamiast "i" dać "oraz" itd zmienia się też interpretacja 😊
I just upvoted You! (Reply "STOP" to stop automatic upvotes). Do społeczności: Jeżeli uważasz że głos został przyznany niesłusznie, przedstaw krótkie uzasadnienie w odpowiedzi do tego komentarza.
Jestem zmieszany tym artykułem.
Z jednej strony pokazuje on bariery językowe, które rzeczywiście - zapewne w czasie trwania kłótni - komplikują rozmowę. Zamiast skupiać się na realnym problemie, to dyskutanci zaczynają interpretować usłyszane komunikaty, co konsekwencją - o ile dobrze załapałem - jest pogłębianie konfliktu, bo ludzie - w uproszczeniu - zaczynają się denerwować tym, co usłyszeli.
Z drugiej strony widzę tutaj wytypowane komunikaty, takie jak:
Tak sobie myślę, na chłopski rozum, i kurde - nie da się tych komunikatów usunąć z naszego życia. Moim zdaniem byłoby to nawet niewłaściwie. No bo, dajmy na to, mam partnerkę, która się opieprza cały dzień. Nie pomaga mi w obowiązkach domowych, obija się. No to mogę wałkować super świadome komunikaty, żeby nie daj Boże przypadkiem nie zastosować jakieś manipulacji czy czegoś, co nagle spowoduje u niej smutek czy coś. Jednak - nadal - będzie ona leniwa. Trzeba byłoby być ślepym, żeby tego nie zauważyć. W końcu i tak ona wyczuje, co o niej myślę. Albo praca - ktoś wielokrotnie popełnia błąd i zostaje zwolniony. W tym konkretnym przypadku dostanie etykietę gościa niekompetentnego, bo po prostu zawalił sprawę. Jeżeli ktoś zazwyczaj sobie jaja robi i rzuca żarcikami na prawo i lewo, to logiczne jest, że ktoś w końcu powie, że jest żartownisiem. I jak tego nie zmieni, to ta etykieta zostanie głębiej zakorzeniona w nim, bo ludzie tak będą go postrzegać.
Pochwała. Jeżeli widzę, że ktoś dobrze robi robotę, to nawet chcę mu powiedzieć, że jest teraz super. Jeżeli to jakaś ukryta manipulacja - raczej nazwałbym to sugestią, bo sądzę, że zazwyczaj ludzie świadomie nie rozważają czy teraz, nagle wcielą się w rolę manipulatora, ażeby cosik sobie ugrać - to... Wychodzi na to, że zdecydowana większość ludzi to manipulatorzy. Przecież kierownik zapewne, chcąc pochwalić pracownika, nie będzie tworzyć analitycznej wypowiedzi, gdzie dokładnie podkreśli pozytywne zachowanie swojego podopiecznego. Pewnie będzie szkoda na to czasu - to powie po prostu: "dobra robota" albo "no to teraz jesteś super, Kowalski". I, rzeczywiście, opłaca się Kowalskiemu powtarzać to konkretne pozytywne zachowanie w pracy. Chyba tak samo jest z dziećmi. Jak robią coś produktywnego i pozytywnego - i chcemy, żeby to powtarzały, no bo: życie - to powiemy, że są teraz super. Nie wiem jak inaczej zakomunikować to dziecku, bo wydaje mi się, że bardzo młody człowiek raczej nie załapie złożonego komunikatu chwalącego, odwołującego się do jego intelektu. Raczej rodzic będzie chciał - świadomie czy bądź nieświadomie - odwołać właśnie do jego emocji. Zrobił Piotruś coś dobrze; powiemy, że jest dobry - poczuje się dobrze. Być może będzie dalej robił dobre rzeczy. Nawet w przypadku dorosłych. Jeżeli partnerka powie mi, że jestem super, bo naprawiłem kran - no to - jest to sytuacja win-win, moim zdaniem. Powinno mi zależeć na powtarzaniu czynności naprawienia kranu - no bo zostałem teraz w mroczny i zły sposób zmanipulowany, kobieta oplotła mnie nitkami - bo:
Głównie chodzi mi oto, że unikanie tych 12 barier prowadzi do omijania, moim zdaniem, samych negatywnych emocji. Wskazanie tych barier ma prowadzić do ograniczenia wyrządzania komuś krzywdy, wprawiania go w zły nastrój, świadomej/ nieświadomej manipulacji. Jednak to jak porywanie się z motyką na słońce. Załóżmy, że nagle każdy człowiek w perfekcyjny sposób wykorzystuje poprawne komunikaty. Odpowiedzi przestają generować negatywne reakcje albo w cudowny sposób ograniczają je do minimum. Niespodziewanie przychodzi do takich ogarniętych ludzi barbarzyńca. Zaczyna ich cisnąć, to oni... No właśnie, co? Pojawią się u nich negatywne emocje w wysokim stężeniu, to jak ci ogarnięci ludzie mają teraz się opanować? Zanim ich rozczochrane głowy odzyskają spokój, pewnie ten barbarzyńca zdąży już osiągnąć swój cel i wrócić do puszczy.
Sęk w tym, że fajnie jest znać te bariery i posiadać świadomość, kiedy zaczynamy odchodzić od źródła problemu, a zaczynamy się kłócić z powodu takiego, że teraz czujemy się źle. Jednakże - na moje oko usunięcie tych barier jest po prostu niemożliwe, bo to oznaczałoby wypalenie czegoś, co dała nam natura.
W Orwellu aparat państwa inwigilował, gnębił i ogłupiał wszystkich na każdym kroku. Pójście w drugą skrajność spowodowałoby równie ponurą przyszłość.
Sam artykuł jest fajnie napisany. Przyjemnie mi się go czytało, dzięki za włożoną pracę i liczę na więcej!