Czy kobieta może oświadczyć się mężczyźnie? [Pół żartem, pół serio]
Kącik społeczno-prawno-intelektualno-humorystyczny.
Ostatnio na zajęciach z perskiego pojawiło się magiczne pytanie czy tylko mężczyzna może się oświadczyć kobiecie.
Ja, będący w kwestiach społecznych mocno centrowy (czyli ani liberalny, ani konserwatywny w odniesieniu do polskich realiów) przy nowoczesnym uniwersytecie jakim jest UJ raczej ląduję gdzieś bliżej zaścianka i ciemnogrodu.
Koniec wstępu.
Dla mnie jest to absolutnie naturalne, że to rola mężczyzny oświadczać się kobiecie i innej możliwości nie widzę. Jest to uzasadnione społecznie, kulturowo i ewolucyjnie. W uproszczeniu jak zawsze - fejsbukowy wpis to nie praca naukowa.
Ale wbrew pozorom nie o tym. Został rzucony przykład dwóch lesbijek oświadczających się sobie równocześnie (mam 27 lat, a już tak bardzo jestem spóźniony za trendami).
No i dochodzimy do nielogiczności. I nie chodzi o to co to jest małżeństwo i kto może je zawierać, czy akceptujemy małżeństwa jednopłciowe.
Chodzi o to, że małżeństwo to jest jedna umowa, a nie dwie. Gdy podpisujecie umowę z operatorem komórkowym to nie proponujecie sobie jej wzajemnie (Wy operatorowi i operator Wam) - jedna strona proponuje, druga się na nią zgadza lub nie. Proste. Jedna umowa i jest jedna strona proponująca i druga akceptująca lub nie. Wiem, powtarzam się, ale mam wewnętrzną potrzebę podkreślenia tego bardzo prostego logicznego mechanizmu.
Reasumując jednoczesne oświadczanie się sobie dwóch osób już oświadczynami nie jest. Oświadczyny to propozycja małżeństwa (umowy małżeńskiej, umowy może dosyć specjalnej, ale nadal umowy), nie mogą dwie osoby sobie formalnie proponować tej samej umowy.
No chyba, że następuje w ich skutku zawarcie dwóch związków małżeńskich jednocześnie. Wtedy należy zadać pytanie czy jedna osoba może być w dwóch związkach małżeńskich.
Ale to wtedy jest to związek poligamiczny czy nie?
Poruszanie się w oparach lewicowego absurdu jest dla mnie praktycznie równorzędne z tym gdy poruszam się po płaszczyźnie teologicznej. Trzeba zaakceptować na potrzeby chwili pewne dogmaty (i chyba tylko dogmaty, bo aksjomatów tu raczej nie znajdziemy), przyjąć narzucone odgórnie reguły, przestawić swój sposób myślenia i dopiero wtedy można analizować i dyskutować.
Traktuję to w ramach rozrywki.
Cóż. Napisałem na początku, że jestem centrowy, prawda?
ps. nie wiem czy wpis spełnia idealnie wymogi tagu artykuły. Jeśli nie to przepraszam, forma pseudopublicystyczna. Luźne przemyślenia.
"Dla mnie jest to absolutnie naturalne, że to rola mężczyzny oświadczać się kobiecie i innej możliwości nie widzę. Jest to uzasadnione społecznie, kulturowo i ewolucyjnie"
Mylisz się. Zarówno społecznie i kulturowo możliwość oświadczenia się kobiety mężczyźnie istnieje od wieków.
Natomiast ewolucja nie ma z tym zagadnieniem nic wspólnego.
W tradycji anglosaskiej kobieta może oświadczyć się mężczyźnie. Co cztery lata w roku przestepnym 29 lutego i jest to tzw. „Leap Day”. Zwyczaj ten jest uprawomocniony przez parlament szkocki. Stosowny zapis pochodzi z 1288 roku.
Fajowy tekst i nawet mam refleksje!
Po pierwsze - małżeństwo jest formalnie umową obustronną gdyż obie strony muszą wypowiedzieć, co ślubują, tak jak i zadeklarować że biorą sobie siebie za męża/żonę. Właściwie to składają sobie wzajemnie tę same obietnice i zatwierdzają wzajemnie uczestnictwo w umowie.
Po drugie - przypuszczam, że wzajemne oświadczyny w jakimkolwiek związku (nieważne, czy homo czy hetero) chyba rzadko występują spontanicznie. Można założyć, że najczęściej ten rytuał będzie miał jednego pomysłodawcę a sam akt oświadczyn będzie formalnym ukoronowaniem pomysłu. Czy nie powinniśmy, więc przypuszczać, ze prawdziwe oświadczyny odbywają się w prywatnej rozmowie zakochanych, gdy jedna połówka deklaruje drugiej, że chciałaby związać się z nia węzłem małżeńskim, zaś te wzajemne oświadczyny są już raczej jakimś manifestem społecznym, który para chce wpleść w swoją miłość? Wzajemne oświadczyny to raczej efekt planu, u którego podstaw powinna leżeć jednostronna propozycja.
Nie przeszkadza mi to, niezależnie od tego, czy wychodzi to ładnie, czy brzydko, politycznie, czy intymnie. To nie jest moja sprawa, jak ktoś postrzega swój związek i co chciałby wyrazić przy okazji. Nawet nie wiem, czy jest to jakoś specjalnie lewackie. Pluralizm zakłada współistnienie różnych poglądów na tradycje i póki nikt nie chce mi reorganizować ekonomii, centralizować gospodarki, podnosic podatków, likwidować własności bądź zabraniać jakiegoś poglądu, to nie nazwę go lewakiem. Oczywiście, że pewne poglądy są po prostu głupie, ale akurat ten przypadek ciężko mi tak zaklasyfikować. Jest zbyt osobisty, zbyt estetyczny i ma zbyt mały wydźwięk społeczny - ideały, na których on wyrósł dopiero są warte oceny, ale to już inna baja.
Sam, będąc raczej prawicowcem, długo obserwowałem doniesienia z frontu walki z poprawnością polityczną i zauważyłem, że sceptycy powoli zaczynają zjadać własny ogon. Stają sie tak samo drażliwi, jak ich adwersarze - wszędzie szukają głębszej i niebezpiecznej treści, wszystko ich obraża i "triggeruje" do agresywnych wypowiedzi. To jest psucie sobie obrazu świata w mojej opinii i tak się nie będę bawił :D
Wreszcie, chciałbym odpowiedzieć na pytanie tytułowe - kobieta nie powinna się oświadczać mężczyźnie w mojej opinii. Moja opinia nie ma jednak podłoża tradycji i nie uwzględnia coraz mniej aktualnych tradycyjnych ról społecznych przypisanych do płci. Chodzi o czysty pragmatyzm - faceci znacznie gorzej radzą sobie z odmawianiem kobietom, niż kobiety z odmawianiem facetom. Zapewne spora część facetów, w przypadkach "napastowania" przez dziewczyny (z różnych względów) przezeń niechciane, zastanawiała się nad tym, jak elegancko odmówić by nie sprawić napastniczce przykrości. Laska w analogicznej sytuacji dałaby w pysk bez zbędnych wyrzutów i refleksji. Jesteśmy, jako chłopy, częsciej narażeni na damską odmowę, lepiej ją znosimy i łatwiej nam się po niej pozbierać. Zaś wdrukowane stereotypy szarmanckich postaw i sama atrakcyjność kobiecych propozycji sprawiaja, że znacznie trudniej jest nam odmówić wobec kobiecych awansów. Będąc w stałym związki nie musimy mieć ochoty na ślub i często nie mamy (kto by miał? ślub jest dla bab. My mamy ochotę na trójkąt z koleżanką ukochanej, na danie komuś po mordzie, na alkohol, na dinozaury, na mięso i narkotyki - nie czarujmy się, miłość do lubej,nawet jeśli prawdziwa, jest trochę obok i naokoło :D). Jednak w sytuacji oświadczyn ukochanej, która jest na lepszej pozycji, bo ona akurat może śluby całkiem lubić, nie będziemy w stanie odmówić i wpakujemy się w sytuację, której nie będziemy do końca chcieli. Męskie oświadczyny są obarczone jakąś gwarancją, że chłop naprawde wszystko przemyślał, czuje się wystarczająco nawygłupiany i faktycznie akceptuje małżeństwo jako sposób na dalsze i szczęśliwe życie. Damskie oświadczyny są po prostu nie fair. Pozdrawiam!
bardzo fajny temat :) według mnie jeżeli ktoś chce się bawić w małżeństwo, to powinien również chcieć "bawić się" w tradycyjne podejście jakim są m.in oświadczyny mężczyzny. jeśli chodzi o związki homo, to kto pierwszy ten lepszy, druga osoba już nie powinna się oświadczać (dobrze to porównałeś do zawierania umowy). oświadczająca się kobieta musiałaby być szaloną desperatką.
Studiujesz iranistykę na UJocie?
Nie, ale chodzę na zajęcia. Końcówka, bo uciekam z Krakowa lada moment, poza tym jestem już na takim poziomie, że nauka samemu będzie wystarczająca.
Congratulations @nero12! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of upvotes
Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!