ZPMP #5 „Bądź zimny, albo gorący, nigdy letni”
Nigdy w życiu nie pomyślała bym, że przedszkole może być tak zajmujące. Człowiek myśli sobie "Teraz będę miała dobrze, odprowadzę dzieciaki do przedszkola i spokój"... ale czy aby na pewno?
W naszym przedszkolu wciąż coś się dzieje. A to dzień postaci z bajek, a to dzień pluszowego misia, pasowanie, wycieczki, teatrzyki, Andrzejki, Mikołajki... co chwila zbiórki różnych rzeczy i akcje charytatywne. Nic dziwnego, że dzieciaki tak bardzo się zmieniają i tak szybko rozwijają gdy trafiają w to miejsce.
Pasowanie
Czekałam na ten dzień od kiedy małe przyzwyczaiły się już do nowego miejsca. I w końcu naszedł ten jeden z pierwszych najważniejszych dni w życiu moich córek.
Wiedziałam tyle, że dzieciaki będą tańczyły z pluszowymi żyrafkami, a wiedziałam to stąd, że Panie poprosiły by rodzice przynieśli takie maskotki o ile mają je w domu. Wiedziałam też, że każde dziecko zarecytuje krótki, 4-wersowy wierszyk. I szalałam na myśl o tym, że już niedługo na własne oczy zobaczę to widowisko.
Na pasowanie dotarłam pierwsza. Rozłożyłam statyw z telefonem i co chwile sprawdzałam czy aby na pewno wzięłam zapasowe baterie do aparatu. Chwilę po mnie przyszła mama chłopca, która razem ze mną płakała ze wzruszenia na Apelu z okazji 11 listopada... ale na pasowaniu wiedziałam, że nie mogę płakać. Nie! Wymalowałam się jak szczur na otwarcie kanału i dopiero na miejscu zdałam sobie sprawę, że lepiej było przyjechać bez makijażu...
W każdym razie naładowany do granic możliwości telefon był już na statywie, a ja z aparatem na szyi wygrzałam już najbardziej odpowiednie krzesełko gdy usłyszałam kroki kilkudziesięciu małych stópek zmierzających w naszym kierunku.
I pojawiły się one. Pięknie ubrane Żyrafki. Chłopcy w żyrafkowych żarówiasto-pomarańczowych koszulkach z żyrafką na piersi oraz dziewczynki w tych samych żyrafkowych koszulkach i przepięknych tiulowych spódniczkach w tym samym żarówiastym odcieniu pomarańczy.
Nasze dzieciaki machały do nas i większość (a w tym moje) zdawała się wcale nie denerwować dużą ilością ludzi na sali. Jeden chłopiec tylko płakał bardzo nerwowo, ale nie dziwie mu się, sama na miejscu tych dzieci była bym mega zdenerwowana.
I zaczęło się...
Najpierw na środek wyszło dwoje chłopców. Powiedzieli te swoje krótkie wierszyki, których nie pamiętam. Wiem jednak, że sens tych wierszyków sprowadzał się do tego, że dzieci bardzo się starały w przygotowaniach oraz że bardzo proszą nas o duże brawa niezależnie od tego jak wypadną. Oczywiście było to pięknie ubrane w słowa i bardzo wzruszające i każdy z nas wziął sobie to do serca.
Następnie dzieci zaśpiewały "My jesteśmy krasnoludki", potem najpierw dziewczynki, później chłopcy wraz z Panią powiedziały wierszyk o wróżce, później były "Jagódki", później dziewczynki z wierszykami, następnie cudowny taniec z dwiema chustami w kolorach polskiej flagi, wierszyki chłopców, jakiś utwór z uderzeniami pałeczkami o podłogę i ostatni taniec - taniec z maskotkami żyrafek do piosenki "Krąg życia" z Króla Lwa.
Dość sporo tego, nie sądzicie? Byłam pod ogromnym wrażeniem dzieci i jak i ich nauczycielek.
Nie spodziewałam się, że uroczystość ta przebiegnie tak sprawnie i że dzieci tak świetnie dadzą sobie radę.
Łucja nieco wstydziła się przy swoim wierszyku i kręciła nieporadnie stópką szepcąc w mikrofon, Lilka pomyliła kolejność słów, a nawet pominęła jeden wers wierszyka, ale co z tego? Ja na ich miejscu zamarła bym w miejscu, nie wiem czy dała bym radę występować przed taką ilością ludzi.
Był też jeden chłopiec... skradł serca nas wszystkich. To ten, który jako jedyny płakał gdy wszedł na salę. Gdy przyszła kolej na jego wierszyk trzęsąc się zaczął krzyczeć do mikrofonu, po czym powiedział "oj,oj" i zablokował się, rodzice roześmiali się wtedy i choć próbowałam się powstrzymać to i ja zaczęłam się śmiać, myślę jednak, że śmiechu tego nie było słychać, bo zagłuszyły go nasze brawa. Chłopiec odblokował się i płacząc dokończył wierszyk, było widać, że był bardzo zdenerwowany, jednak wykonał swoje zadanie po czym ukłonił się. I byłam pod ogromnym jego wrażeniem - zablokuj się, popłacz, a potem zostań na środku sali, dokończ swój wierszyk i jeszcze się ukłoń - chyba niewielu zrobiło by to z taką klasą jak ten mały. Z resztą został wynagrodzony przez nas serio solidnymi brawami, takie zdobył tylko on.
Gdy występy się skończyły przyszedł czas na pasowanie.
Dzieci po kolei wywoływane były na środek sali, pani dyrektor pasowała je ogromną kredką, maluchy dostawały dyplomy i wracały na swoje miejsca. Moja Łucja jako jedyna na widok kredki uciekła, po chwili jednak wróciła i choć nie stanęła przodem do Pani a na nas spoglądała spod byka to dzielnie dała się pasować.
Ostatecznie mimo, że rozpierała mnie duma, mimo to, że dziewczyny tak bardzo zaskoczyły mnie swoim zaangażowaniem i tym jak dużej ilości rzeczy się nauczyły do występu, nie popłakałam się. Ale to chyba tylko dlatego, że za żadne skarby nie chciałam by zauważyły, że coś się ze mną dzieje. Wciąż a to klęczałam przy statywie a to zakradałam się z aparatem, ale nie przestawałam śpiewać i tańczyć razem z nimi.
Teraz czuję też ulgę... Nieprędko nadejdzie kolejny ważny dzień gdy zamiast przeżywać będę nagrywać. Pasowanie jednak musiałam uwiecznić, dla moich dwóch cudownych potomnych... a tak właściwie to chyba głównie dla siebie;)
Matki
Po tym jak nasłuchałam się opowieści swojej kuzynki na temat innych matek dzieci z grup jej córek to byłam niepewna co do tego jakie kobiety spotkam w naszym przedszkolu.
Okazało się jednak, że raczej wszystkie mamy są w porządku, żadna nie stwarza jakichś dziwnych sytuacji i większość jest podobnie wyluzowana jak ja w stosunku do dzieci.
Bardzo ciężko było mi się przyzwyczaić by mówić do innych matek na Ty, bo jak zwykle okazuje się, że jestem najmłodszą matką w grupie. Są jednak kobiety, z którymi spotykam się codziennie i z nimi mam normalny koleżeński kontakt.
Wszystko było by okej gdyby nie to, że... no niestety matki te czasem zaczynają nadawać na siebie. I jest mi bardzo niezręcznie gdy wysłuchuje gadania jednej matki na drugą, gdy tak na prawdę obie lubię i wiem, że one również się lubią. Dodatkowo daje mi to do zrozumienia, że na mnie też gadają. Bo by zostać obgadanym przez którąś nie trzeba nawet zbyt wiele zrobić. Nawet emotka z nieodpowiednim uśmiechem na naszym messengerze wystarczy. Często stawiana w takiej sytuacji, że wysłuchuję jakichś tam żali mówię to co myślę, a z reguły mówię wtedy, że zarówno rozumiem ciebie jak i tamtą mamę, bo faktycznie zawsze w takich sytuacjach nie oceniam a staram się zrozumieć obie strony. Ale taka moja postawa jest dość niewygodna, czuje, że matki za wszelką cenę nieraz próbują wywrzeć na mnie to bym opowiedziała się po jednej ze stron... nawet gdy chodzi o zasadność użycia jakiejś pieprzonej emotki!
Już zapomniałam jak to jest przebywać w takiej grupie różnych ludzi...
Zauważyłam też, z resztą nie jedynie ja pewną dziwną sprawę. Otóż nasza trójka klasowa na różne okazje typu pasowanie czy Mikołajki wyszukuje fajnych prezencików dla dzieci. Panie z trójki zawsze, ale to zawsze swoje pomysły konsultują z innymi rodzicami przy zaprowadzaniu i odbieraniu dzieci z przedszkola oraz w naszej dyskusji na messengerze. Kobitki wysyłają nam linki do poszczególnych przedmiotów więc od razu z góry wiemy wszystkie konkrety co do podarków. Nigdy nie zaistniała sytuacja by jakakolwiek matka, lub ojciec stwierdził, że te prezenty są nieodpowiednie. Natomiast często okazuje się, że rodzic, który od dwóch tygodni wie jakie będą prezenty dla maluchów budzi się dzień przed jakimś świętem i stwierdza, że może jednak co innego dać by dzieciakom... Dzień przed tym gdy dzieci mają już dostać podarki i dużo dni po tym jak te konkretne rzeczy są już zamówione... Albo po tym gdy dzieci dostaną prezenty nagle niektórzy zaczynają narzekać... Tylko czemu? Skoro rodzic każdego dziecka jest w naszej dyskusji i nigdy nie zgłasza sprzeciwu gdy trójka wysyła linki...
Wiecie, to jest taka głupota, że aż głupio mi o tym pisać... Ale serio, mamy w grupie takich rodziców.
Religia
Od pewnego czasu zauważyłam, że moje dzieci mówią słowa modlitwy(?) "W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen" i wiecie co? Wkurzyłam się!
Pisałam już kiedyś, że w sumie mam mieszane uczucia co do zajęć religii szczególnie u takich maluchów jak moje. Z jednej strony nie wychowuje dzieci w wierze, z drugiej nie widzę nic złego w tym by w coś nie wierzyć a jednak słuchać o tym. Sama jako ateistka chodziłam na religię i było spoko... No ale dobra - ponieważ córki są dość młode i to ich pierwszy rok w przedszkolu to nie chciałam rozdzielać ich z grupą, a gdybym na zajęcia religii się nie zgodziła to właśnie były by rozdzielone. Jeżeli czytaliście moje poprzednie notki z pamiętnika matki przedszkolaka to być może pamiętacie również, że na pierwszym zebraniu organizacyjnym nie było nic o modlitwach. Nauka o byciu dobrym dla innych, nauka magicznych słów (proszę, dziękuję, przepraszam) a o Jezusku i innych postaciach tylko w okolicy świąt gdy dzieci słuchały by by lub oglądały bajki o stajence. Nawet do kolęd nic nie mam kurcze... ale modlitw miało nie być.
Krótko mówiąc zostałam okłamana, ale już wymyśliłam zemstę... Gdy małe mówią w imię Ojca i Syna i tak dalej i tak dalej to ja dopowiadam im kolejne osoby z rodziny: "w imię matki i babki, wuja i cioci...".
Wiem, że to strasznie dziecinne i głupie, ale cieszy mnie to, że małe łapią moje słowa, więc czemu nie?
I teraz mam już nauczkę. Nie można być pomiędzy, a jak już jesteś pomiędzy to musisz rozumieć to, że inne osoby nie są pomiędzy, a religia to religia, nie żadne bajki o byciu pomocnym tylko to co doskonale sami znamy z dzieciństwa.
Do końca tego roku raczej zostaniemy na religii, no chyba, że mi coś się odmieni. Może w przyszłym roku spytam małe czy chcą na nią chodzić, tylko czy małe nie są za małe by o tym decydować ?
Wszystko od początku września się układa i klaruje, tylko ta jedna konkretna kwestia, indoktrynacja tak małych dzieci burzy mi wszystko... Czemu nie mogę jak dotąd ubierać z małymi choinki i trzymać się z dala od wiary? Albo czemu nie chce pozwolić im wierzyć skoro sama wciąż jestem zdania, że wierzącym jest łatwiej?
Nie wiem co mam z tym zrobić...
Cytat zawarty w tytule dzisiejszej notki to prawdopodobnie tekst z Biblii, albo czegoś tam... I choć wiadomo jaki mam stosunek do wiary to słysząc te słowa kiedyś gdzieś tam stwierdziłam, że są mądre i zapamiętałam do dziś.
A moje dzisiejsze podpunkty "Matki" i "Religia" chyba zasługują właśnie na taki tytuł.
Ja tam raczej nigdy nie będę radykalna w żadnej kwestii, nie leży to w mojej naturze - stąd muszę pogodzić się z tym, że często będą stawać przede mną dylematy... To znaczy w sumie przyzwyczaiłam się do tego, ale jak w grę wchodzą moje dzieci sprawa staje się bardziej poważna.
Dość niewesoło kończy się moja dzisiejsza notka, ale uwielbiam nasze przedszkole i to co przedszkole robi z moimi córkami. Zawsze wiedziałam, że są mądre, ale nigdy, że aż tak. Ciesze się, że są w dobrych rękach i, że dzień w dzień zachwycają mnie swoimi nowymi głębokimi przemyśleniami lub mądrościami ;)
Z decyzjami rodzicielskimi to jest zawsze 50% szansy, że dzieci będą miały o nie żal, prędzej, czy później :)
Przyjemnie ale i ze wzruszeniem czyta się Twoje zapiski, przypomniały mi się własne wizyty na występach i wieczna gula w gardle na widok maluchów ledwie spod skrzydeł wypuszczonych ;)
W tym całym moim rozmyślaniu zupełnie nie wpadłam na to co tak proste, to co właśnie napisałaś. Jakiejkolwiek decyzji nie podejmę to zawsze mam pół na pól czy dziecko będzie z tego zadowolone. A być może za parę lat okaże się, że jedna z córek będzie zadowolona z drogi jaką je prowadziłam, a druga nie... Więc nie ma jednej odpowiedniej decyzji w każdym temacie, nie wszystko jest zależne ode mnie.
Cieszę się, że miło czyta Ci się mój pamiętnik ;) Ja już bardzo cieszę się, że go prowadzę, bo już wracam do jego "pierwszych stron" i czytając wspominam sobie pierwsze dni w przedszkolu jak było by to lata temu, a nie zaledwie trzy miesiące :)
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 15/20 - need recharge?)
Dziękuję ;)
Dziękuję ;)
Trochę nie fair, że Cię okłamali w przedszkolu. Cały czas ta religia, no nie do uniknięcia. Dobrą zemstą byłoby nauczyć małe kawałów typu... Czemu Jezus chodził po wodzie? Bo co ma wisieć nie utonie. Albo idzie Jezus po polu marchewkowym, nagle przewrócił się... I zmarchwiwstał xD
-Pani córki opowiadają kawały o Jezusie, to karygodne!
-A Pani mówiła, że nie będzie żadnych modlitw, to jest dopiero karygodne
Nooo a tak to spoko :)
Aż tak wredna nie jestem. Poza tym religia właśnie jest do uniknięcia, sama podpisałam zgodę więc mam co chciałam... choć faktycznie nieco przede mną zataili, wiec powiedzmy, że wina jest po obu stronach. Na szczęście moje małe mają to gdzieś, tylko ja jak głupia rozmyślam.
Swoją drogą moja Łucja zna i lubi jeden kawał:
Dlaczego żyrafy mają długie szyje?
... żeby nie wąchać swoich stóp :D