Mój nowy wyśniony przyjaciel
Od momentu gdy utknęłam w koszmarze do dziś zdarzyły mi się jeszcze dwa świadome sny.
Zgodnie z moim założeniem każdy z nich przytrafił się rano, gdy położyłam się spać koło dziewiątej.
Ciekawostką jest natomiast to, że w ostatnim czasie porannym drzemkom oddałam się trzy razy. Jednak jeden z tych snów nie był świadomy. Mimo wszystko zapisałam go sobie. Tutaj go nie przeniosę.
Czy śpię w nocy czy rano i śni mi się coś to zawsze to zapisuje, bez względu na to czy miałam świadomość śnienia czy nie.
Na początku zaznaczę też, że to nie jest tak, że nie mam nic do roboty w ciągu dnia. Jednak dzień swój lubię zacząć i zakończyć później.
Chodzę spać około 2-3 w nocy (staram się wcześniej), potem rano muszę odwieźć dzieci do przedszkola, potem na wykonanie moich obowiązków nie mam limitu czasowego, więc spokojnie mogę rozpocząć je około dziesiątej. Nawet jeżeli mam coś do zrobienia, a nie wyrobie się przed powrotem dzieciaków to później po ich zaśnięciu i tak i tak mam duuuużo czasu by coś wykonać.
Tak jak pisałam tutaj wcześniej i jakie dostałam rady zaczęłam zapisywać swoje sny. Jeden sen przeniosę teraz z mojego notatnika na mojego bloga, a ten drugi - dzisiejszy odpuszczę... nie wiem nawet czy takie rzeczy zapisywać w notatniku :P
Moje sny zapisuje długopisem w realnym zeszycie, przy okazji tego uczę się ładnie pisać... No może nie tyle ładnie pisać, bo piszę dość szybko by nie zapomnieć, ale po prostu na nowo zapoznaję moją dłoń z długopisem.
Krótkie notatki typu nazwy lekarzy i wizyty u nich zapisuje już od dawna, tak samo z resztą jak na przykład wykonane przelewy i powiem, wam, że nawet nieźle to wygląda. Problem pojawia się jednak wtedy gdy mam napisać na przykład list lub kartkę dla kogoś.
Tak się składa, że w tym roku już kilkukrotnie chciałam coś napisać i za każdym razem bardzo psuło mi to nerwy, nerwy oraz kartki świąteczne.
Pisałam też dłuższy list, na kilka stron a4 i wiele kartek na to zmarnowałam, bo gdy zapisałam już ładnie jedną stronę, to na drugiej zawsze musiałam zacząć bazgrać.
Bardzo mi to przeszkadza, pewnie tym bardziej dlatego, że kiedyś miałam piękne w mojej ocenie pismo. Mogłam pisać dużo, długo, szybko lecz wciąż bardzo ładnym charakterem. Od kiedy jednak skończyłam szkołę to nieczęsto miałam okazję pisać dłuższe notki i stąd pewnie te moje literkowe bohomazy.
Nie chcę by ktoś dostając ode mnie list czy kartkę uważał, że się nie starałam lub, że pisałam na kolanie. Po prostu muszę poćwiczyć.
Sny zapisuje od razu po przebudzeniu, gdy jeszcze wszystko pamiętam. Jeżeli kiedyś zdarzy się, że tuż po obudzeniu będę musiała coś zrobić i nie będę mogła pisać od razu, być może coś zapomnę. Ale o tym przekonam się w przyszłości.
Co ważne, zapisuje je śpiesząc się, właśnie dlatego, że nie chcę zapomnieć. Nie piszę wtedy całymi zdaniami. Piszę jak automat, często nie stosuje poprawnie interpunkcji. Często w ogóle nie formułuje zdań, a piszę hasła po przecinku. Wracając jednak do moich notatek wiem doskonale co miałam na myśli (poza tym w większości po prostu to pamiętam).
Zapraszam do mojego snu!
11.02.2020
Jestem z córkami w Polomarkecie. W tym niedaleko nas. Jesteśmy już przy kasie, ale zanim zdążyłam zapłacić i zabrać zakupy obie wybiegły na parking beze mnie.
Byłam bardzo zdenerwowana. Nie zawsze słuchają się w sklepie, nie dlatego, że są niegrzeczne, raczej dlatego, że są czegoś ciekawe, albo bardzo bardzo głodne. Dlatego nieraz gdy proszę je by szły przy wózku, a one śliniąc się odbiegają w kierunku zabawek Strażaka Sama, to trochę denerwuję się, bo się śpieszę, ale raczej nie złoszczę się na nie, bo wiem, że są rzeczy ważne i ważniejsze... no i niestety w starciu ze Strażakiem Samem ja przegrywam :)
No ale tutaj nie było mowy o tym, by nie złościć się na córki. Byłam wściekła, bo odchodząc od koszyka do zabawek mogą co najwyżej coś pozrzucać czy wpaść pod kogoś nogi, a tutaj wybiegając na parking mogło dojść do tragedii.
Wybiegłam z koszykiem ze sklepu i zaczęłam je wołać, krzyczeć na nie. A one rozbawione wchodziły do innych aut i co dziwne, ściągały tam buty. Gdy tylko przegoniłam je z jednego auta, od razu biegły do innego, w ogóle nie słuchały!
Nagle jesteśmy u babci. I znowu muszę się wściekać. Dziewczyny co chwilę wychodzą z mieszkania babci na klatkę, a ja z pewnych powodów czuję wielki niepokój. Nie jestem złą tylko dlatego, że nie słuchają i zachowują się dziwnie, ale czuję też, że coś im zagraża.
U naszej babci są też ciocia i wuja, za którymi przepadają moje córki. Nie ma z nami ciotki, która z reguły zjawia się na naszych wspólnych imprezach typu imieniny, urodziny itd. Nic dziwnego, po tym jak mnie potraktowała i po tym jakie zamieszanie ostatnio wynikło, już się z nami nie spotyka.
Lecz ona nagle wchodzi. Rozpromieniona krzyczy do dziadka "Szwagier, zobacz! Psa wam przyprowadziłam! Wy myśleliście, że on nie żyje, a on wam po prostu uciekł i znalazł się u mnie pod blokiem!"
Wszyscy było i z tego obrotu sprawy bardzo zadowoleni, ale nie ja. W tym momencie snu zdałam sobie sprawę, z tego, że to sen.
Śmierć Ignaca przeżyłam bardzo boleśnie. Od momentu gdy zobaczyłam go martwego i gdy spojrzałam na dziadka płakałam non stop. Nie byłam w stanie zajmować się dziećmi przez pierwsze dni. Od płaczu cała byłam spuchnięta, przez pierwsze dni rano nie mogłam otworzyć oczu, bo były tak spuchnięte. Piekły i bolały, nawet niewyraźnie widziałam. Po kilku dniach ciągły płacz ustał, ale zaczęły się paniczne ataki płaczu w losowych momentach dnia. Przy gotowaniu, podczas zakupów. Gnębiące mnie poczucie winy i ten straszny ból serca gdy myślałam o dziadku...
Ignaca bardzo lubiłam, ale sama jego śmierć nie była dla mnie tak bolesna jak to, że mój dziadek stracił swój jedyny sens życia. Nie zabiłam go, ale wiem, że gdybym tamtego dnia nie wyciągnęła dziadków z domu to on by żył. Tak bardzo bałam się spojrzeć w oczy dziadkowi po tej tragedii, że gdy pojechaliśmy do nich pierwszy raz nie mogłam się opanować, nie mogłam przestać płakać, złapać oddechu. Bałam się, że sama umrę z rozpaczy.
Śmierć Ignaca musiałam też wytłumaczyć córkom. Najpierw powiedziałam, że uciekł, miał wypadek i jest w klinice tak jak kiedyś nasz Leon. Ale one wciąż się niego pytały wywołując mój płacz i ból serca. Najgorsze, że pytały się o psa również dziadkowi.
Śmierć Ignaca była dla mnie drugim najtragiczniejszym zajściem w życiu. Doprowadziła mnie ona do stanu gorszego niż wtedy gdy zginął Rocky, bo wtedy byłam w ciąży i starałam się jak najbardziej nad sobą panować. Poza tym w szpitalu dawali mi różne leki uspokajające.
Za każdym razem gdy ktoś wymawia jego imię lub go wspomina, ja bardzo się denerwuję, mam ogromne poczucie winy, jestem uczulona na jego temat.
Sama mało nie umarłam po śmierci Ignaca, więc nikt NIE WMÓWI MI, ŻE ON ŻYJE!
(Przepraszam za tę zbyt długą dygresję o psie. Musiałam to z siebie wyrzucić. Poza tym piszę głównie dla siebie, więc skoro w tym momencie uznałam, że chce to napisać to to napisałam.)
Być może właśnie przez to jak ciężkim wydarzeniem dla mnie była ta tragedia właśnie w tym momencie snu zyskałam świadomość tego, że to sen.
Siedziałam na korytarzu, bo w pokoju był Ignac, na którego nie mogłam patrzeć. W pewnym momencie do mieszkania mojej babci wszedł mój starszy kuzyn i zaczął wyszukiwać w szafie w przedpokoju jakieś przedziwne stroje.
Swoją drogą to bardzo zagadkowa szafa. Nie wiem co tam jest, nie wiem nawet czy babcia wie co tam jest. Jak przez mgłę pamiętam moment gdy ktoś ją w ogóle otworzył. Być może dziadkowie korzystają z niej na codzień, a ja nigdy po prostu tego nie widziałam. To śmieszne, ale czasem serio zastanawiam się co tam może być.
W każdym razie mój kuzyn wybierał się ze swoją dziewczyną na bal. Nie wiedzieć czemu ona nie weszła z nim do mieszkania. Chłopak chciał się ubrać elegancko, tak samo elegancki strój wybrał dla dziewczyny. Może nie była to elegancja jaką każdy ma na myśli jak to czyta, bo kuzyn po prostu wyglądał jak klown, ale widać było, że jest poważny i zadowolony z outfitu.
Gdy kuzyn wyszedł, chwilę później znów dziewczyny zaczęły uciekać mi na klatkę. Tym razem już nie tylko miałam przeczucie, ale faktycznie okazało się, że czycha na nie jakaś paskudna kobieta. Jakaś czarownica, w młodej ludzkiej skórze.
Bez większych obaw, gdy była ona blisko moich córek, po prostu ją biłam, a ona była słabsza ode mnie. Właściwie bardziej niż bić to ją drapałam, raz nawet urwałam jej nos, ale po chwili odrósł.
Ja się nie bałam, bo wiedziałam, że to sen, poza tym ta młoda kobieta o pięknych czarnych włosach była na prawdę bardzo słaba.
Dziewczyny uciekły z mieszkania babci kilkukrotnie, za każdym razem zaciągałam je z powrotem tuż po tym jak pobiłam wiedźmę. Nie bałam się, ale nudziło mnie to strasznie. Sen jak by zapętlił się.
Szczęśliwie za którymś razem gdy małe zbiegały w dół klatki schodowej spotkałam faceta, który chyba malował ściany na klatce. Wraz ze mną pobiegł za dziewczynami.
Później przeniosło nas do jakiejś sali zabaw. Ale tam też nie byliśmy bezpieczni. Wszyscy ludzie znajdujący się tam ze swoimi dziećmi jak i osoby z obsługi obiektu bardzo, ale to bardzo pilnowały wszystkich maluchów. Wiedźma więc nie uparła się jedynie na nas, ale po prostu miała smaka na dzieciaka.
Jedna z atrakcji na tej sali zabaw była niespotykana!
Kojarzycie te duuuże lawety, które wożą powiedzmy z osiem aut? Cztery auta na dole, cztery na górze... Chyba każdy kojarzy... Więc na tej sali zabaw byłą taka laweta do wożenia dzieci :D Była mniejsza niż normalna, wiadomo. Ludzie wkładali czworo dzieciaków do aut na górze i czworo do aut na dole. Jeden dorosły prowadził lawetę, opiekując się i uniemożliwiając wiedźmie porwanie tej ósemki.
Ja w życiu nie widziałam takiej atrakcji dla dzieciaków, chyba coś takiego nie istnieje nawet. Niesamowity mam mózg.
Wszystkie miejsca w lawecie były zajęte więc przechadzaliśmy się salą zabaw dalej. Z nowym kolegą szłam za rękę, w drugiej ręce znajdowała się rączka Łucji, Łucja trzymała Lilkę, a Lilka małego chłopca - syna mojego nowego kolegi.
Raczej nie udawaliśmy rodzinki, po prostu chcieliśmy trzymać się razem by uniemożliwić wiedźmie porwanie dzieci. Oboje z kolegą byliśmy zadowoleni, że dzieciaki się nie wyrywają i zaczęły nas słuchać.
W pewnym momencie spojrzałam jednak w lewo i okazało się, że Lilka wraz z chłopcem odłączyła się od nas po cichu, a Łucja nam o tym nie powiedziała.
W trójkę usiedliśmy przy stoliku by ustalić co robimy. Z tego baru było widać piękny krajobraz Warty. Wiem więc już na jakiej sali zabaw byliśmy, skoro był tam taki bar :) Rozmawiało nam się sensowniee na różne tematy. Nie poszliśmy szukać dzieci, bo oboje wiedzieliśmy, że to sen. W pewnym momencie pytam kolegę:
"Czy sądzisz, że to możliwe, że osoby, które widzę w śnie żyją na prawdę i też akurat śnią?" - te pytanie pamiętam dokładnie. Tym bardziej dlatego, że szczerze mówiąc w prawdziwym życiu nigdy do głowy mi to nie przyszło.
Odpowiedział : "Tak, ja też przecież żyję na prawdę i teraz akurat śnię."
Na co ja: "Skoro oboje wiemy, że śnimy to nie szukajmy dzieci, będziemy mieć więcej czasu dla siebie..."
KONIEC
Wiem wiem, znowu wyszłam na złą matkę w śnie... Ale uwierzcie mi, w realu taka nie jestem :D Poza tym jak już bym miała iść na randkę z jakimś chłopem i musiała bym wziąć dziecko to była by to Lila. Lila umie się zająć sama sobą, a Łucja wciąż gada i gada i gada.
A tak serio, to to wcale nie miała być randka. Chłopak zaintrygował mnie swoją odpowiedzią na moje pytanie. Potem po obudzeniu się też troszkę myślałam o tym co powiedział, ale w śnie to miałam wręcz wrażenie, że jak jeszcze trochę sobie pogadamy i wymienimy się kontaktami do siebie to potem po obudzeniu się będziemy mieć możliwość skontaktowania się w prawdziwym życiu :D
Z resztą... obudziłam się tuż po mojej propozycji pozostawienia dzieci z wiedźmą, nie zdążyliśmy się wymienić kontaktami, więc jaką mam pewność, że właśnie tak by nie było?
Pewnie większość jak to teraz czyta, myśli sobie - wariatka! Wcale się nie dziwię.
Jednak jeżeli jest wśród Was blondyn, mający synka i śniący ostatnio o lawetach dla dzieci to proszę niech da znać! :D
Śniąc opisany przeze mnie powyżej sen miałam już niemalże pewność, że świadomość w snach zyskuje tylko rano. Kolejny sen, którego nie opiszę w następnej notce, tylko mnie w tym utwierdził. Nie zdam relacji wydarzeń z dzisiejszego snu, ale planuje napisać ogólnie o moich spostrzeżeniach występujących dotąd.
W opisanym przeze mnie powyżej śnie znów miałam świadomość, ale nie miałam raczej kontroli. Bo skoro miała bym kontrolę to serio wolała bym iść z dziewczynami na salę zabaw zamiast zostawić je u dziadków i sama wybrać się na skok ze spadochronem, lub coś innego czego w prawdziwym życiu nie będę miała okazji doświadczyć?
To co robiłam w śnie przychodziło samo, nie chciałam nic w nim zmieniać, po prostu brałam go takim jaki jest. Może gdybym uparła się, że chce robić coś konkretnego sen potoczył by się inaczej...
Niesamowite jednak były dla mnie rozmowy z kolegą. Rozmawialiśmy właśnie na temat snów i wszystko wydawało się bardzo realne. Po prostu jak usiedli byście z kumplem przy napoju i wymieniali się spostrzeżeniami na temat śnienia.
Nie pamiętam kiedy i czy w ogóle toczyłam w śnie tak realną i sensowną dyskusję.
Świadomy sen można wykorzystać do kreowania w nim rzeczywistości przynoszących w dłuższej perspektywie tzw. "zasługę. To stwierdzenie można przyporządkować pojęciu "tworzenie dobrej karmy", ponieważ sen jest formą rzeczywistości, która nie jest wolna od zasady przyczynowo-skutkowej.
Przed wielu laty były prowadzone w Polsce kursy świadomego śnienia, ale podejrzewam, że kursanci w znacznej części zainteresowani byli ich rozrywkowymi aspektami. A przecież we śnie można tworzyć dobro, które z czasem ma tendencję do kreowania materialnej rzeczywistości.
Sny są skutkiem naszego zachowania i jednocześnie źródłem przeżyć kumulowanych w podświadomości. Nie są wolne od prawa przyczynowo-skutkowego, w związku z tym zasługują na odpowiedzialne traktowanie.
Osobiście mam kiepskie wyniki w treningu, głównie z powodu upartego forsowania indywidualnej jego (treningu) wersji.
Przez nieuwagę i brak koncentracji uniknęła mi informacja, że nie ingerujesz w swoje sny. Masz okazję to robić, bo bierne "oglądanie" snu, to jakby lizanie lodów przez szybę. Sugeruję na początek powtarzanie słówek języka którego się uczysz (niemiecki?) lub świadome ingerowanie w temat konwersacji. A już lewitowanie w stylu Piotrusia Pana - to jest odlot.
Już ostatnio napisałeś komentarz pod moim postem dotyczącym snu i załączyłeś do niego filmik.
Obejrzałam go, brzmiał pięknie ale dość utopijnie, mimo, że mężczyzna mówił o prostych teoretycznie rzeczach, ja z góry założyłam, że to nie dla mnie, że we mnie nie ma takiego potencjału.
Gdy jednak pomyślałam sobie o tym, że mogę "zyskać" powiedzmy te 20 lat do swojego życia i, że nie mam przecież nic do stracenia, to dość nieśmiało zaczęłam wracać myślami do tego tematu i okazało się, że ja też mogę to osiągnąć.
Oczywiście nie mówię, że coś osiągnęłam. Ja tylko wiem, że śnię, nie wiem czy ze względu na brak odwagi, czy ze względu na to, że wciąż ogromnie zaskakuje mnie świadomość snu mam tę blokadę, że nie kieruje snem.
Choć moim zdaniem nie należy zapominać, że po tym gdy zafascynowałam się tym tematem to świadome sny pojawiły się u mnie już kilkukrotnie, a już tym bardziej nie należy zapominać o tym, że w ostatnich snach bardzo panowałam nad emocjami, a nawet prowadziłam rozmowę na ten temat, który obecnie bardzo mnie interesuje.
Mam chęć jeszcze bardziej panować nad moimi snami, początkowo jestem z siebie zadowolona. I właśnie chyba nie do końca chodzi mi o aspekt rozrywkowy, o którym wspomniałeś. O niego również, ale przede wszystkim chcę przeżywać sny tak by móc uczynić je "częścią" mojego życia, by przeżywać w nich rzeczy realne, by móc w nich "trenować" swoje umiejętności, niekoniecznie grę na flecie czy języki, bardziej swoje wnętrze, zachowania, "rozumienie"...
Nie wiem na ile zrozumiale się wypowiedziałam. Dopiero zaczynam z tym tematem i nie do końca jestem w stanie określić swoje myśli.
Kilka dni zastanawiałam się co i jak odpisać by wyrazić co czuję i co myślę, jednak na ten czas dla mnie samej jest to jeszcze trochę skomplikowane.
W każdym razie Twój komentarz pod moim poprzednim postem z tej tematyki zachęcił mnie do prób, które jak widać udają się, więc dziękuję Ci, bo na tamtą chwilę myślałam, że jestem szalona, troszkę ukierunkowałeś mnie, i teraz rozumiem, że w tym szaleństwie jest metoda. Po tych snach, choć nie robię w nich nic niesamowitego budzę się bardzo podekscytowana i mam więcej mocy do działania na codzień, siłę daję mi też myśl, że mogę w sobie to rozwijać, wypełnia mnie więcej optymizmu niż dotąd, bo wiem, że przeżywam coś, czego większość ludzi nie osiąga (nie to, że czuje się lepsza). No i w końcu budzę się uśmiechnięta, bo satysfakcjonują mnie te małe kroczki w osiągnięciu świadomości i kontroli nad snem.
Dziękuję za komentarz i życzę powodzenia w Twoich treningach :)
w 300 stronicowej książce "Tybetańska joga snu i śnienia" - Tenzin Wangyal Rinpocze opisuje bardzo dokładnie wszystkie aspekty związane z se snami, związkami z emocjami, samym życiem i umieraniem. Niezwykle fascynująca literatura, opisująca zjawiska, o których my, jako technologiczna nacja nie mamy pojęcia. Połowę życia przesypiamy bezproduktywnie, regenerujemy jedynie swoje ciała, marnując przy tym swój potencjał umysłu. A szkoda.
Rinpocze jest tytułem wysoko rozwiniętych nauczycieli buddyjskich, których poziom "oświecenia" jest weryfikowalny przez pozostały rinpoczów. W związku z tym, tytuł ten jest gwarantem wiarygodności nauczyciela.
Zaznajomienie się z powyższą literaturą (nawet w pobieżny sposób) , daje odpowiedzi na wiele nurtujących nas w życiu pytań. Dobrze ją mieć na meblu przy łóżku.
Dziękuję za życzliwy komentarz i życzę Ci wytrwałości w swoich doświadczaniach snu.
"gdy położyłam się rano o dziewiątej"... Nie szkoda Ci dnia? 🤔
Posted using Partiko Android
Nie. Mój dzień trwa tyle ile dzień każdego człowieka, on po prostu zaczyna się i kończy później.
Swoją drogą ciekawe czy ludziom przesypiającym całe noce, nie jest szkoda nocy? ;)
Oczywiście, że nie jest mi szkoda nocy. Przesypiam całą a rano zamiast się bunkrować w domu to wychodzę do ludzi :)
Posted using Partiko Android
To znaczy, że obie spędzamy swój czas tak jak chcemy :) super
@tipu curate :)
Upvoted 👌 (Mana: 0/10 - need recharge?)
Dziękuję ;)