ZNTK - wykolejone miejsce w wielkim mieście
W wielkim mieście wykolejony zakład pokryty mchem zapomnienia i zobojętnienia. ZNTK W Poznaniu stał się urbexowym celem ostatnich przechadzek po Poznaniu.
Ostatnio totalnie spontanicznie zdecydowałem się sprawić mojej dziewczynie niespodziankę. Wszystko przez duch "urbexu", który nas ogarnął. Wcześniej byliśmy w opuszczonej szkole plastycznej w Poznaniu, tym razem ruszyliśmy na coś bardziej powszechnego i znanego wśród lokalnej społeczności. Opuszczone Poznańskie zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego - ZNTK.
W skrócie. ZNTK w Poznaniu zajmowało się wszystkim, co związane z koleją. Produkcja, modernizacja, naprawa podzespołów do pojazdów szynowych, a także inne tego typu rzeczy związane z koleją w stolicy Wielkopolski. Samo umiejscowienie zakładu było idealne, bo tuż za dworcem głównym, jednego z najważniejszych i największych punktów komunikacyjnych w Polsce.
Sam zakład zmarł śmiercią naturalną poprzedzoną bardzo długim procesem agonii. Oficjalnie zakład zamknięto w 2013 roku, ale na terenie gdzie stoją obecnie opuszczone hale, nie działo się nic od kilkunastu miesięcy.
Aby wejść na zakład szukaliśmy wejścia dobrą chwilę. Dostaliśmy się za płot dzięki dzieciakom z Wildy (dzielnica Poznania, w której jest ZNTK), które pokazały, jak sprawnie można obejść "zabezpieczenia" i przejść przez płot.
Co w ogóle mnie nie zdziwiło to liczba, a można powiedzieć wręcz ilość, puszek i butelek po różnego rodzaju trunkach. Od dobrych piw kraftowych, poprzez wina, wódki, aż do wina marki wino. W ciągu zaledwie pięciu lat obiekt został tak zniszczony przez ludzi go odwiedzających, że można byłoby pomyśleć, że cały zakład został zamknięty w czasach wczesnego PRL-u, w takim tempie braku poszanowania przez ludzi, zakład zamieni się w miejskie wysypisko śmieci na przestrzeni najbliższych 10 lat.
Przeglądałem zdjęcia jeszcze z 2015/16, a nawet 2017 roku, kiedy jeszcze wiele szyb było zachowanych, stały nawet różne wózki, na których przemieszczało się materiały po torach, były firany w oknach. Obecnie w ZNTK bije przeraźliwa pustka pokryta mchem zapomnienia i zobojętnienia.
Można znaleźć wiele napisów o treści "zakaz wstępu", jest to chyba fraza, którą można przeczytać wszędzie, gdzie się nie spojrzy. Jednak nikt nic sobie z tego nie robi. Szczególnie bezdomni, którzy w zdewastowanych biurach, gdzie kamień na kamieniu ledwo stoi, urządzili swoje miejsce na ziemi. Gdyby zliczyć możliwość miejsca do spania dla ludzi, którym w życiu nie wyszło, śmiało mogę stwierdzić, że jest tyle samo miejsca, co w największej noclegowni w Poznaniu.
Miejsce nie jest owiane tajemnicą, ale niektóre obrazki mogły wywołać dreszczyk i ciarki na plecach. Jak to nazwała moja dziewczyna - "przeszywa odczucie lekkiego niepokoju, cringu wręcz"
Prócz charakterystycznego odoru od ludzi bez domu, lecz z dachem nad głową, unosił się wszędzie swąd oleju oraz charakterystyczny zapach mazutu. Gdzieniegdzie można było wręcz wpaść do małych "kadzi" z tymi specyfikami.
Wchodząc do głównej chali napraw i produkcji dostałem przez twarz właśnie odorem mazutu, oleju, chłodu, ale także ciekawości i przerażenia ogromu tego miejsca. Na zdjęciach tego się nie uświadczy, ale ogrom miejsca, był wręcz przytłaczający. Sama akustyka była na tyle potężna, że można by było usłyszeć wręcz mrugnięcie okiem.
Po chwili zadumy wraz z kobietą ruszyliśmy przetrząsać praktycznie każdy zakamarek tego przeogromnego kawału historii. Znaleźliśmy stos kamizelek byłych robotników, kabinę prysznicowe, stosy dokumentów porozrzucane po całej Ziemii, a także plakaty ze "świerszczyków", co dla mechaników jest - można powiedzieć stereotypowo - standardowym wyposażeniem miejsca pracy.
Przed samym wejściem widniał telefon do dyżurki, który jeszcze wisi i przypomina czasy iście zamierzchłe, gdzie były tylko telefony stacjonarne. Kawałek za głównym przejściem znajdowała się odlewnia, niestety zamknięta. Kilka kroków dalej rdza pochłaniała dostawczy samochód koreańskiej marki.
Co ciekawe obiekt jest strzeżony przez ochronę, jednak tylko w strasznie małej i okrojonej części. Ciężko też powiedzieć, co tam się znajduje, jednak teren jest odgrodzony taśmą i tam się nie zapuściliśmy... jeszcze!
Co najbardziej mnie przeraziło w tym wszystkim, to fakt, o którym już wcześniej opisałem. Brak szacunku dla miejsca przez ludzi, którzy prowadzą tam swoje rozmaite alkoholizacje, czy grille. Nie mam nic do tego, sami wpadliśmy na pomysł, żeby tam spędzić czas i napić się piwka, ale panująca tam degrengolada zniszczenia lekko psuje zachwyt nad tym, co tam jest. Niemniej i tak mamy w planach wejść sobie na dach i zrobić wspólną fotkę, bo klimat jest chwytający za serce turysty eksploratora!
From the mind, I've got a nice post. Brother, your post has been great.