Crystal (ZaczytanaNija) - Cień pod maską
Kiedy w końcu dotarłam na obrzeża miasta Townlonelly westchnęłam z ulgą. Pagórkowate miasto miało w sobie wiele tajemnic oraz przeróżnych miejsc, które warto było zobaczyć, aby chociaż na chwilę zapomnieć o problemach dnia codziennego.
Takim miejscem jest właśnie dom na jednym z pagórków. Został on zbudowany trzydzieści lat temu przez pewną rodzinę, która niestety po dwóch latach została okrutnie zamordowana. Od tego czasu mieszkańcy nie zbliżają się do niego, pomimo tego, że widok, jaki można ujrzeć stojąc tam na górze jest nie do opisania.
Ludzie się boją. Boją się, że w tym domu mieszkają duchy tej rodziny. Wciąż przychodzi tam poczta, a listonosze wracając stamtąd mówią, że słyszeli różne dźwięki, jakby ktoś na żywca wiercił wiertarką dziurę w głowie jakiegoś biednego człowieka. Że sam dom wygląda, jakby starał się za wszelką cenę pozbyć tłumu gapiów i zbyt ciekawskich oczu.
Nikt nie ma odwagi dowiedzieć się, kto tam mieszka. Wszyscy trzymają się od tego miejsca z daleka, więc nikt nie przejmuje się tym, że ktoś być może tam cierpi.
Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam piąć się w górę w celu dotarcia do tego właśnie domu, który od dobrych siedmiu lat był moim azylem. Schronieniem. Prawdziwym domem.
Tylko tu mogłam być sobą.
Podobały mi się historie tworzone przez ludzi na temat tego miejsca, ponieważ tylko ja wiedziałam, jaka jest prawda. Fakt, mieszkała tam kiedyś rodzina, która zmarła, ale nie zostali oni brutalnie zabici w swoich łóżkach, jak niektórzy spekulowali, tylko w lesie, oddalonym od Townlonelly o dziesięć kilometrów.
Kiedy dotarłam do drzwi w kolorze czarnym powoli zaczęło ogarniać mnie szczęście. Cały ten dzień był dla mnie męczący. Owszem, nie różnił się od innych, ale miałam wrażenie, że dzisiaj musiałam zużyć o wiele więcej energii, by powstrzymać moje rządze zemsty przed wyjściem na zewnątrz.
Pozostawała również kwestia Christiana, który od momentu, gdy odkrył moje blizny nie przestawał na każdej przerwie się we mnie wpatrywać. Podobnie było podczas lunchu… i matematyki, na którą wspólnie chodziliśmy.
Nie miałam pojęcia, co mu chodziło po głowie, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować dopóki sprawy nie przyjmą naprawdę tragicznego obrotu. Dlatego też wchodząc do domu odsunęłam wszystkie myśli na temat szkoły i Christiana na bok wdychając cudowny zapach lawendy, który unosił się w powietrzu.
Moim oczom ukazały się drewniane schody, które prowadziły do między innymi pokoi. Po prawej stronie łukowate wejście ukazywało kuchnie urządzoną w nowoczesnym stylu. Reszta domu w stylu wiktoriańskim wyróżniała się właśnie na jej tle. Ale nie miałam zbyt wiele do powiedzenia w kwestii wnętrza. Zresztą i tak już się przyzwyczaiłam. Najważniejsze jednak było to, że mój własny pokój jest urządzony tak, jak o tym marzyłam.
- Już wróciłaś?
Wzdrygnęłam się na dźwięk tak dobrze znanego mi głosu. Głosu, który pomógł mi wiele razy odbić się od dna i pokazać, że życie może być lepsze.
Weszłam do salonu i zobaczyłam Craiga – mojego ojczyma wychodzącego z tajnego pokoju mieszczącego się za ścianą i bardzo dobrze ukrytego dzięki ogromnej półce na książki służącą tutaj, jako drzwi. Kryły się tam między innymi akta wszystkich zbrodniarzy na wolności, bądź tych, co siedzieli już w więzieniu. Ich dokonania, morderstwa… właśnie my to posiadaliśmy.
W szczególności od jednej osoby akta były bardzo grube. I na nasze nieszczęście wciąż była wolna.
- Tak, jak widać – uśmiechnęłam się szeroko do barczystego mężczyzny o powoli siwiejących blond włosach. Podszedł do mnie kulejąc, a mi natychmiast zrzedła mina. – Gdzie masz laskę?
- Tutaj – z ledwością udało mu się podnieść z ziemi brązowy kijek. Chciałam mu pomóc, ale powstrzymał mnie ruchem ręki. – Spokojnie Sam. Nie jestem jeszcze taki stary – ponownie spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczyma. Dużo osób zapewne mogłoby bez żadnych oporów powiedzieć, iż jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Zrobiłabym wszystko, aby tak było.
Niestety nie mogę zmienić przeszłości.
- Choć tu do mnie – rozłożył ramiona, a ja nie zwlekając pobiegłam ku niemu, by zamknął mnie w bezpiecznym uścisku. Pachniał domem i męskimi perfumami, a jego skóra była ciepła jak poranne, letnie słońce. Z ledwością powstrzymałam łzy cisnące mi się do oczu. – Zostały ci jeszcze dwa miesiące. Dwa miesiące i koniec z dokuczaniem, wyzywaniem… Zaczniesz nowy rozdział.
Za to tak bardzo kochałam Craiga. Nie musiałam nic mówić, a on i tak wiedział, co mnie trapi. Nauczył się czytać ze mnie, jak z otwartej księgi.
- Wiem – odparłam. – Ale coraz częściej zastanawiam się, co będzie dalej?
Craig uniósł moją głowę i uśmiechnął się szeroko.
- Nieważne, co będzie dalej. Ważne, że w końcu będziesz mogła być sobą.
Wytarł niechcianą łzę z mojego policzka. Nienawidziłam płakać, ale Craig widział już tyle moich łez, że przy nim nie warto było ukrywać swojego smutku.
- A teraz – jego ton zmienił się na bardziej poważny. - Proszę. Ściągnij z siebie to… Przebranie. Chcę zobaczyć moją prawdziwą Samanthę Clark.
Parsknęłam śmiechem.
- Dobrze.
Pokręciłam głową i skierowałam się z powrotem na przedpokój, gdzie na jednej ze ścian wisiało lustro. Przede mną stała zwyczajna dziewczyna, nastolatka, która za niedługo kończy szkołę. Która ma przed sobą przyszłość czekającą na nią z otwartymi ramionami.
Która pragnęła normalnego dzieciństwa, a otrzymała same blizny.
Ściągnęłam okulary, a następnie soczewki kontaktowe. Zielone oczy zmieniły barwę na błękit.
Już wkrótce miałam ponownie stać się sobą, ale nagle się zatrzymałam zastanawiając się czy ma sens ukrywanie prawdziwego ‘’ja’’ skoro, na co dzień udaję zupełnie inną osobę? Po co mam pokazywać światu, że w środku jest całkiem inna dziewczyna? Czemu już w domu nie zacznę udawać?
Ale wystarczyło jedno szybkie spojrzenie na Craiga i jego kiwnięcie głową, by zdać sobie sprawę, że takie myślenie donikąd mnie nie prowadzi. Że powinnam pozwalać sobie na ‘’normalność’’ tutaj w domu.
Z determinacją malującą się na mojej twarzy chwyciłam długie, brązowe włosy przy samym czole, odklejając od spodu specjalną taśmę przymocowaną do mojej skóry. Wystarczyło kilka sekund, by peruka opadła na podłogę. Przede mną stał już ktoś inny, można by rzec nieznajomy, gdyby nie to, że prawie codziennie miałam kontakt z tą osobą.
Czas upływał, a ja wciąż wpatrywałam się w moje odbicie. Blond włosy do ramion z grubymi lokami okalały delikatnie moją twarz. Oczy wciąż miałam mokre, a policzki lekko zaróżowione.
Gdyby nie dłoń Craiga, która nagle spoczęła na moim ramieniu zapewne nie ruszyłabym się z miejsca przez dobre kilka godzin. Było to zadanie, które wykonywałam praktycznie codziennie, ale zawsze sprawiało mi pewną trudność. Jakbym odkrywała siebie na nowo.
Oparłam się o tors mojego ojczyma, a on pocałował mnie w czubek głowy mówiąc:
- Witaj w domu Crystal.
~
- Jest szybka i zwinna. W trymiga potrafi powalić swojego przeciwnika. Znika nim policja pojawi się na miejscu, gdzie został schwytany przestępca. Choć nie posiada żadnych nadnaturalnych mocy jest nazywana bohaterką. Bohaterką Townlonelly. Sprawcy, którzy mieli z nią kontakt opisują ją, jako młodą dziewczynę o blond włosach i przenikliwym spojrzeniu. Czarna chusta zasłaniająca pół twarzy nie pozwala na jej zidentyfikowanie. Jednakże jak powiedział komendant policji nikt się tym nie przejmuje dopóki działa po dobrej stronie.
Siedząc na taborecie na środku kuchni przy połączonych ze sobą blatach zajadałam się moimi ulubionymi płatkami kukurydzianymi. Z zainteresowaniem wpatrywałam się mały telewizor, gdzie młoda prezenterka informowała świat o wydarzeniach mających miejsce w ostatnim czasie.
Szykowałam się na wszystko. Na to, że ktoś zarobił w ciągu kilku dni milion dolarów, jakiś mało znany mężczyzna, który utracił rodzinę i dom nagle popełnia samobójstwo… Dosłownie spodziewałam się WSZYSTKIEGO, ale nie tego.
- Gdzie się ukrywa Crystal? Dziewczyna, która pojawiła się w naszym życiu trzy lata temu zastępując swojego poprzednika Lubricusa? Czy żyje wśród nas, ukrywając się pod innym imieniem, nazwiskiem? Parsknęłam śmiechem wypluwając przez przypadek na brodę trochę mleka z pogryzionymi już płatkami, które wyglądały jak jedna, wielka papka. Zaklęłam pod nosem.
- Masz – Craig podał mi chusteczkę. Wytarłam twarz, a mój ojczym w międzyczasie wyłączył telewizor i westchnął. – Przecież nienawidzisz oglądać wiadomości. Czy coś się stało?
- Musi się od razu coś dziać, dlatego że nagle przerzuciłam się na inny program? – spytałam, ale Craig tylko uniósł brew. Przewróciłam oczami widząc, że on tą sprawę traktuje bardzo poważnie. - Przez przypadek na nie trafiłam. Nie masz się, o co martwić.
Wbiłam wzrok w miskę płatków i przez pewien czas zapadła między nami głucha cisza. Wciąż czułam na sobie wzrok Craiga, co powodowało, że bardzo się krępowałam. Znał mnie już na tyle dobrze, że wiedział, jak bardzo nie lubię zwierzać się komukolwiek.
Widział, że coś się dzieje i starał się ze wszelką cenę zmusić mnie do gadania jednym spojrzeniem. Tym razem jednak obiecałam sobie, że nie będę zawracać mu głowy sprawami, które dotyczą odkrycia przez jednego z uczniów moich blizn.
To nie było warte słuchania.
Zastukałam kilka razy palcami o blat nim uniosłam głowę i powiedziałam:
– Mówili o Crystal i Lubricusie. Byłam ciekawa tylko, co o nich powiedzą, czy dowiedzieli się o nich czegoś interesującego…
- Przestań. – odezwał się ostrym tonem, a ja natychmiast skamieniałam. Nie liczyłam na taką reakcję z jego strony, raczej oczekiwałam, że mnie zrozumie, przytaknie i wyjdzie z kuchni zapominając o tym, że coś mnie dręczy. Niestety, pomyliłam się.
- Chyba nie wściekasz się o to, że chcę się o nich czegoś dowiedzieć?
Craig usiadł obok mnie i objął jednym ramieniem. Było to tak czułe, że nie protestowałam i położyłam głowę na jego ramieniu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że potrzebowałam w tym momencie oparcia, pomocy. Dopiero ten gest pozwolił mi to sobie uświadomić. Wiedział, co w danej chwili powinien zrobić.
- Nie mów o Crystal tak, jakby nie była częścią ciebie. – pomasował moje ramię.
Mogłam tak trwać godzinami, pozwalając, by cały świat zostawił mnie raz na zawsze w spokoju.
- Craig… - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dojść do słowa.
- Możesz tak mówić o Lubricusie, w końcu w żadnym stopniu nie jest częścią twojej osoby.
Odsunęłam się zszokowana.
- Tak, owszem, ale przecież jest częścią mojego życia.
Słysząc to zdanie uśmiechnął się szeroko, jakbym właśnie podarowała mu coś bardzo cennego.
- Posłuchaj – jego głos ponownie stał się poważny. – Widzę, że odkąd wróciłaś ze szkoły ciągle bujasz w obłokach, przez co wyglądasz jakbyś była nieobecna duchem – zmarszczył czoło, a ja przełknęłam głośno ślinę. – Pamiętaj, że zawsze możesz mi wyznać, co cię trapi, choć wiem, jak bardzo tego nie lubisz.
Przygryzłam wargę tocząc walkę sama ze sobą. Craig, jeżeli mógł to pomagał mi w każdej sytuacji. Chciał, bym zwierzała mu się z problemów, żebym niczego przed nim nie ukrywała. Bym nauczyła się, że nigdy nie zostanę źle potraktowana, jeżeli poproszę o takową pomoc.
Ludzie z telewizji mieli rację. Ukrywałam się, jak najdalej od cywilizacji, by nikt nie mógł odkryć mojej przeszłości. Samantha Clark była prawdziwa dopóki nie skończyła szesnastu lat. Stała się wtedy opakowaniem dla tego, co istniało wewnątrz niej: Crystal.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów, by podzielić się z moim ojczymem zdarzeniem, jakie miało miejsce kilka godzin wcześniej.
- Dzień zapowiadał się jak każdy inny. Ale… – splotłam palce wbijając je mocno w skórę. – Przed pierwszą lekcją wpadłam przez przypadek na jednego chłopaka. Nazywa się Christian Goldenmayer.
- Ach tak. Kojarzę tą rodzinę. Są bardzo bogaci, biorą udział w wielu akcjach charytatywnych. Pojawili się w Townlonelly około pięć lat temu. Podobno wcześniej mieszkali w Europie.
- I... – przerwałam jego wywód dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie interesuję mnie przeszłość tej rodziny. – Upadłam. Przewróciłam się. A on wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń i pomógł mi pozbierać książki z ziemi… i przy okazji mnie.
- Mówisz to tak, jakby to była najgorsza rzecz, jaka spotkała cię w życiu.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi – spojrzałam na niego złowrogo. – Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Widywaliśmy się tylko na matematyce, a i tam nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Znamy się, ale tylko z widzenia – Craig uniósł znacząco brwi. – No dobrze, wracając do tematu… Pomógł mi, super, fajnie, gdyby nie jedna rzecz.
- Co dokładnie? – w jednym momencie mój ojczym napiął się jak struna. Wiedząc, co mu chodzi po głowie szybko go uspokoiłam.
- Zauważył… - przelotnie zerknęłam na ręce. – Moje blizny.
Odetchnął z ulgą, ale tym razem to ja się napięłam. Było to dla mnie ciężkie przeżycie, ponieważ od lat starałam się ukryć swoją przeszłość przed innymi. Craig był tego świadom i rozumiał, czemu pozwalam, by ta sytuacja truła moje życie.
- O nic nie pytał – ciągnęłam dalej. – Nie zdążył. Zwiałam stamtąd jak najszybciej potrafiłam. Cały dzień go unikałam. Odnosiłam wrażenie, że ciągle za mną chodził. Że chce ze mną porozmawiać.
- To nie takie złe. – skomentował, a ja cicho jęknęłam.
- Craig! – pacnęłam go w ramię.
- Być może chłopaczek martwi się o ciebie. Wie, jak traktują cię inni i myśli, że przez to się…
- Nie kończ. – przerwałam mu unosząc otwartą dłoń.
- Chcę tylko powiedzieć, że jeżeli opowiesz mu swoją historię związaną oczywiście tylko i wyłącznie z twoimi bliznami to nie widzę żadnych przeszkód.
- Nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, abym mogła mu się zwierzyć z… TEGO – wskazałam na swoje ręce. – Przecież sam wiesz, z jakiego powodu z nikim się nie przyjaźnie.
- Oczywiście, że tak – chwycił moje dłonie. – Wiele razy cię uprzedzałem, co cię czeka nim stałaś się Crystal. Mówiłem ci, że twoje życie będzie ciężkie – uśmiechnął się delikatnie. – Byłaś na to przygotowana.
Craig poklepał mnie po plecach i wstał z ociąganiem.
- To, dlaczego teraz próbujesz namówić mnie do rozmowy z chłopakiem, którego w ogóle nie znam, i od którego powinnam się trzymać z daleka w kwestii zakolegowania się?
Pokręcił głową wciąż nie przestając się uśmiechać.
- Czasem rozmowa może pomóc.
- Te, które przeprowadzam z tobą w zupełności mi wystarczają.
Craig wziął moją pustą miskę i wsadził do zlewu. Przez chwilę jego wzrok zatrzymał się na widoku rozciągającym się za oknem.
- Skoro miałaś wrażenie, że próbował się z tobą spotkać na pewno będzie chciał spróbować jeszcze raz w kolejnych dniach. Jednak rozmowa z nim, może dopiero po jakimś czasie, jak go lepiej poznasz, nie byłaby wcale taka zła. Zdjęłaby z ciebie ciężar, który znowu po latach pojawił się na twoich barkach. Ale to od ciebie zależy, co zrobisz.
- Jasne – wstałam czując, jak krew powoli się we mnie buzuje. – Skopię mu tyłek.
- Sam… - wypowiedział moje imię ostrym tonem. Widziałam, że nie było sensu kontynuować dalej tej rozmowy. W ogóle nie było sensu jej zaczynać. Doprowadziło to do tego, że byłam zdenerwowana jego radami, przekonywaniem, że rozmowa z Christianem będzie dla mnie jedną wielką ulgą.
Nie przeżył tego, co ja. Jedyne, co nas tak naprawdę łączyło to tajemnica, jaką musimy ukrywać. To, że on był Lubricusem, a ja jestem jego zastępczynią: Crystal.
- Wiele razy opowiadałam ci, jakie to jest dla mnie ciężkie. Dlaczego nagle przestałeś stać po mojej stronie? Po tylu latach wspierania mnie? Naprawdę sądzisz, że to mi pomoże? – oczy szczypały mnie niemiłosiernie. Szybko zamrugałam, by odpędzić nieproszone łzy.– Przestań bawić się w terapeutę, bo marnie ci to wychodzi. Robisz z siebie tylko idiotę.
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę schodów. Odgłos moich kroków odbił się echem po całym domu, dając wyraźnie do zrozumienia, że jestem w nienajlepszym humorze.
Nienawidziłam się z nim kłócić, ale gdybym nie wyrzuciła z siebie tych słów zapewne rozsadziłyby mnie od środka. Ale teraz czułam się jak kretynka. Nazwałam jedyną bliską mi osobę idiotą, przez to, że miał inny tok myślenia w sprawie moich blizn. Rzadko można było spotkać naszą dwójkę niezgadzającą się w jakiejkolwiek sprawie. Lecz teraz…
Z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi do mojego pokoju starając się nie myśleć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Było to niestety niemożliwe.
Zaciskając mocno dłonie w pięści starałam się za wszelką cenę opanować emocje, które we mnie buzowały. Zerknęłam na swoje ogromne łóżko stojące na środku pokoju i mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak mnie do siebie przywołuje.
Po całym ciężkim dniu zasługiwałam na chwilę wytchnienia. Po całym dniu bycia Samanthą Clark i ukrywania Crystal mogę w końcu odpocząć, zanurzyć się we własnym świecie… Zapomnieć o problemach… Niedogodnościach… Nieporozumieniach…
Natychmiast ruszyłam ku półce na książki i wybrałam pierwszą, lepszą powieść, która miała mi pomóc w procesie odsuwania od siebie wszystkiego na dalszy plan. Tym razem padło na ‘’Emmę’’ Jane Austen.
Craig nie mógł zrozumieć, dlaczego to czytam. Co takiego ma w sobie ta historia, że tak często do niej wracam?
Nigdy nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Zazwyczaj wzruszałam ramionami i na tym sprawa się kończyła. Ale prawda była taka, że Jane Austen miała talent. Dzięki jej powieściom tak wiele rzeczy się nauczyłam, zrozumiałam… Uwielbiałam wyobrażać sobie życie w tamtych czasach, bohaterów… Razem z nimi wstydziłam się, gdy popełniali głupstwa, próbowałam wszystko naprawić…
Zapominałam wtedy o Bożym świecie. Liczył się tylko i wyłącznie świat Jane Austen.
‘’Emmę’’ przeczytałam już wiele razy, ale za każdym razem tak samo mnie szokowała, jak i nauczała. I tym razem nie pozostała mi dłużna. Książka, jakby wiedziała bardzo dobrze, od którego fragmentu powinnam zacząć czytać. Wzdrygnęłam się widząc tą stronę zaznaczoną małą karteczką. Zazwyczaj, jeżeli zaczynałam czytać książkę to kończyłam ją już na następny dzień. Dlatego tak bardzo mnie to zdziwiło, ale dłużej się nad tym nie zastanawiałam. Pozwoliłam moim oczom wchłaniać cudowną treść, która była lekarstwem na moje zbolałe ciało.
Głupstwa przestają być głupstwami, jeżeli czynią je ludzie rozsądni, w sposób jawny. Zły uczynek jest zawsze złym uczynkiem, ale szaleństwo nie zawsze jest szaleństwem. Wszystko zależy od charakteru tych, którzy je popełniają. *
Czy to, co robiłam było szaleństwem? Bycie Crystal, bohaterką Townlonelly, która ratowała ludzi, powstrzymywała zło, starała się o lepsze jutro?
Chcę zadbać o przyszłość innych ludzi. Spowodować, że ich ‘’jutro’’ stanie się lepsze. Powstrzymywać tych, którzy niszczą to, co piękne, a dobrym pomagać. By ci okropni trafili wraz ze mną do piekła.
Czy to było jedno, wielkie głupstwo? Czy jednak zrobiłam to jawnie i z rozsądkiem? Wiedziałam, jakie czeka mnie życie, ale czy można było tą decyzję nazwać rozsądną? Czy nie narażam się na niebezpieczeństwo? Czy warto podarować ludziom cudowne życie niszcząc przy tym w jakimś sensie swoje?
- To twoja wina. Gdyby cię tu nie było ona wciąż by żyła. Zapłacisz za to…
Zatrzasnęłam z hukiem książkę, rzuciłam nią w kąt i przycisnęłam do siebie kolana zaciskając mocno powieki. Poczułam to. Jego obleśny i śmierdzący oddech… mocny chwyt… zarost na jego twarzy drażniący moją skórę… okropny ból…
Znowu tam wracałam. I za każdym razem było mi ciężko powrócić do rzeczywistości. Widziałam ozami wyobraźni ten moment, kiedy wszedł pijany do mojego pokoju, ledwo utrzymując się na nogach. Jak wyzywał mnie, bił, aż w końcu doszło do czegoś, co przechyliło szalę. Co spowodowało, że od niego uciekłam.
Minęło siedem, długich lat, a ja wciąż odnosiłam wrażenie, jakby to się wydarzyło wczoraj.
Pulsowanie w skroni nie pozwoliło mi skupić się na czymś zupełnie innym, ale byłam pewna jednego: że warto poświęcać się dla dobra innych ludzi. By nie musieli cierpieć tak jak ja przed laty…
Nagły dźwięk i błyskające w całym moim pokoju czerwone światło nakazało mi natychmiast wstać z łóżka pozostawiając przeszłość za sobą. Napięłam mocno mięśnie i wręcz biegiem ruszyłam ku salonowi, by dowiedzieć się, co było źródłem tego alarmu.
Podeszłam do półki na książki i nacisnęłam na guzik mieszczący się z boku, bardzo dobrze zakamuflowany. Wtapiał się w tło mebla i wyglądał jak przełącznik światła. Tylko trzy osoby wiedziały, gdzie on się dokładnie znajduje.
Zrobiłam krok w tył, a półka wysunęła się delikatnie do przodu, a następnie przesunęła w bok ukazując przede mną schody. Schodząc w dół przede mną po kolei oświecały się lampy, a mebel powrócił na swoje pierwotne miejsce ukrywając tajne przejście.
Po chwili moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie wyłożone białymi i szarymi kafelkami. Nad długim blatem mieściło się kilka monitorów, na których było widać wybrane części miasta. Jednak na jednym z nich wyświetlała się twarz nieznajomego mi mężczyzny z jego danymi i przewinieniami, jakie dokonał, i które zezwalały na zamknięcie go na kilka ładnych lat w więzieniu. W dalszej części pokoju mieściła się mała sala treningowa i następne drzwi prowadzące tym razem do naszego mini szpitala.
Kiedy przekroczyłam próg alarm natychmiast umilknął. Craig, który stukał coś na klawiaturze odwrócił się w moją stronę i palcem nakazał mi podejść bliżej. Przygryzłam wargę i nim cokolwiek powiedział wyrzuciłam z siebie jednym tchem:
- Przepraszam tato, miałam dzisiaj ciężki dzień, chyba najgorszy ze wszystkich. Wiesz, że cię kocham i nienawidzę po tobie krzyczeć, dlatego też przepraszam. Wydaję mi się, że za dużo się tego namnożyło i…
Chwycił mnie za rękę powodując, że natychmiast umilkłam. Uśmiechał się od ucha do ucha, a ja już wiedziałam, że wcale nie jest na mnie zły.
- Nie przejmuj się już tym. Ja też tutaj zawiniłem – wskazał głową na monitor. – Andrew Houston, facet, który obrobił tydzień temu bank w końcu się ujawnił. Jutro nad ranem wylatuje do Europy, a twoim zadaniem jest schwytanie go i oddanie w ręce policji.
Nie mogłam również powstrzymać szerokiego uśmiechu. Wyłamałam palce u rąk, powodując, że kilka kości strzeliło w niektórych miejscach.
- To, na którą mam być gotowa na naszą wspólną randkę?
Opowiadanie jest mojej siostry, inne jej historię są dostępne w serwisach:
- Sweek: https://sweek.com/profile/292841/74088
Zapraszam. Nowy rozdział codziennie.
PS: wszystkie pieniądze trafią na rozwijanie twórczości mojej siostry :)
* Jane Austen, Emma, tłum. Jadwiga Dmochowska