RE: Medycyna tybetańska - wybrane fragmenty
Dobrze, że poruszyłeś temat. Używając pojęcia "medycyna" masz na myśli medycyna akademicka? Bo tybetańska również ma pochodzenie akademickie. Nie przepisałem tego akurat akapitu ponieeważ chciałem poświęcić więcej energii na pozostałe informacje które wydawały mi się ważniejsze. Otóż medycyna tebetańska jest oparta na tekstach źródłowych "Cztery tantry" co do których nie mam szczegółowej wiedzy. Oglądałem kiedyś ryciny, (przedruki) prezentujące działanie różnych ziół, coś na kształt embriologii, wgryzałem się w psychologię i mogę stwierdzić, że to bardzo dokładna i szczegółowa nauka. Adept jest lekarzem, położnikiem, zielarzem, astrologiem, stomatologiem, dermatologiem, psychologiem, toksykologiem itd. Z jakiegoś powodu (prawdopodobnie nieudanej operacji na członku rodziny królewskiej ) nie podejmują sie tybetańscy lekarze trepanacji czaszki. Oczywiście, w Nepalu, Chinach, Indii istnieje opieka medyczna na bazie tej akademickiej i dominuje w tym zakresie. Studia medyczne (tybetańskie) są bardzo wymagające i trwają z tego co pamiętam około 6 lat, 7 dni w tygodniu i do tego na terenie klasztoru, w którym w międzyczasie adept uczestniczy w medytacjach. Na końcu tekstu zamieściłem link w którym Marek Kalmus opisuje pochodzenie Czterech tantr a także pozostałe informacje.
Choć w moim tekście mogłeś wyczuć ironię, wiedz, że nie ma ona poważnego ciężaru, ot taki prztyk. Abyśmy się zrozumieli - nie wyobrażam sobie opieki lekarskiej takiej, jaką znamy u siebie. Jestem zdania, że wiedza to wartość uniwersalna i nie powinna być w żaden sposób ograniczana, dawkowana czy dyskryminowana tylko z powodu miejsca jej kultywowania. Uważam, że to raczej "białą" kultura wybrzydza na niezrozumiałe dla niej elementy cudzych odkryć i to ona, jeśli chce się wzbogacić powinna zaprosić takich lekarzy do siebie celem przeprowadzenia badań z użyciem aparatury medycznej. Jakoś się to nie udaje, pomimo życzliwości tybetańśkich lekarzy.
Bardzo ważnym aspektem tutaj jest wiarygodność. To, że ktoś powołuje się na stosowanie medycyny tybetańśkiej nie oznacza, że jest takim za jakiego się podaje. Sam mogę wyjść na łąkę, nazbierać i wysuszyć miętę, zmieszać z miodem, wysuszyć i stwierdzić, że stosuję medycynę tybetańską. W naszych czasach nierzetelność jest bardzo popularna. Materiał który napisałem dotyczy samej medycyny tybetańskiej a nie zachowania ludzi, wykorzystujących jej nazwę.
Gdybyś miał więcej pytań bardzo chętnie odpowiem. I na koniec, nie chodzi o wyrugowanie medycyny akademickiej, bo byłaby to głupota lecz korzystanie z obu w zależności od sytuacji. Zioła oraz porady psychologiczne nie pomogą wyciągniętemu spod tramwaju. Ważne jest nieodrzucanie tego co niezrozumiałe.
Założyłem, że medycyna = wydanie zachodnie, te białe fartuchy, badania naukowe i tak dalej :) Co do małej ironii lub prztyku - nie mam nic przeciwko, cały tekst nie miał negatywnego wydźwięku.
Pytanie własnie, czy jest to też podejście zgodne z metoda naukową? Nie tyle chodziło mi o medycynę akademicką co właśnie metodę naukową (badania, dowody etc). Akademicka jako taka chyba nie musi koniecznie być naukowa, jeśli dana akademia nie uznaje metody naukowej, ale inną doktrynę.
Właśnie zdaję sobie też z tego sprawę, że to może być problemem i przyczyniać się do takiego poglądu na metody np. tybetańskie, jakie mają niektórzy ludzie i jakie ja też trochę miałem, póki nie zacząłem trochę bardziej dokładniej tematowi się przyglądać.
Też myślę, że "zaproszenie" powinno być po stronie tej medycyny. Ale widziałem kilka przykładów badania metod luźno związanych z szeroko pojętą alternatywą. Tylko wiele z nich tak jak wspomniałeś mogła nie być powiązana z tym co w Tybecie się stosuje, a były jedynie jakimiś zabobonami funkcjonującymi w powszechnej świadomości.
Tutaj chyba mamy identyczne zdanie. Gdybym miał jakieś pytania, będę pamiętał gdzie je kierować. Dzięki za rzetelną odpowiedź :) Rzadko można fajnie na takie tematy fajnie porozmawiać, zwykle w sieci jest to wrogość ("bzdury ze wschodu", "bigpharma tylko was otruwa" etc).