Pierwsze dwa tygodnie na Islandii - krótki autostop i próba stanięcia na swoim
Wraz z @ceybiicien spotkaliśmy się w Gdańsku 20 marca na kilka godzin przed wylotem na Islandię. Ledwo spotkaliśmy się na peronie Gdańsk Wrzeszcz, a już wpadliśmy w lekką panikę, że nie zdążymy na lot - okazało się, że wziąłem godzinę rozpoczęcia odprawy bagażu jako godzinę zakończenia odprawy, więc zamiast jechać pociągiem w wielkim stresie wzięliśmy Ubera. Okazało się, że mieliśmy jeszcze sporo czasu przed wylotem, a całe zamieszanie było spowodowane tym, że bardzo rzadko latam. Po godzinie 14 siedzieliśmy już w samolocie, który wznosił się w kierunku północno-zachodnim...
Pierwsze chwile
Wyspa Islandii wyłoniła się z gęstych białych chmur po kilku godzinach lotu. Przelatywaliśmy własnie nad największym islandzkim lodowcem o swojskiej nazwie Vatnajökull ("lodowiec wodny"). Cudowne słońce, które towarzyszyło nam nad chmurami szybko zniknęło z naszych oczu gdy tylko zaczęliśmy lądować. Pochmurna pogoda towarzyszyć będzie nam przez następne kilkanaście dni. Po chwili stąpaliśmy już po lotnisku w Keflavíku, gdzie słyszeliśmy w każdym jego zakątku więcej języka polskiego niż islandzkiego. Nic dziwnego, w końcu oprócz przylatujących na wyspę Polaków, większość pracowników lotniska to też nasi rodacy.
Keflavík jest oddalony od Reykjavíku o jakieś 45 kilometrów, więc czym prędzej przystąpiliśmy do łapania stopa. Poszło nam całkiem sprawnie - po około godzinie, półtorej byliśmy już w stolicy Islandii. Udało nam się złapać Polaka pracującego na lotnisku, dwóch Islandczyków, w tym jednego prawdziwego, starego rybaka (poznaliśmy po zapachu w aucie), a także Bułgara zajmującego się wypożyczaniem samochodów. W centrum Reykjavíku oczekiwał nas Maks, znajomy mojego dobrego przyjaciela (również autostopowicza, pozdrawiam Tomek!) z którym mieszkałem przez kilka lat na studiach.
U Maksa poznaliśmy kilku wspaniałych polskich chłopaków, którzy przyjęli nas jak swoich. Jeden z nich wydawał mi się dziwnie znajomy i szybko okazało się że... spotkaliśmy się 5 lat wcześniej na domówce w Poznaniu! Jest to tym bardziej dziwne, że on sam poznał Maksa kilka tygodni wcześniej!
Golden Circle
Następnego dnia rano podziękowaliśmy chłopakom, kupiliśmy islandzkie karty SIM, przyszykowaliśmy CV i wyruszyliśmy w trasę by zrealizować nasz plan - znaleźć "na spontanie" pracę, przy okazji oglądając co nieco to, co ten kraj ma do zaoferowania. Naszym głównym celem były hotele, hostele i guesthousy, które naturalnie leżą w pobliżu turystycznych tras. W pobliżu Reykjavíku znajduje się tak zwane "Golden Circle" czyli trasa obejmująca kilka miejsc wartych zobaczenia, które są oczywiście całkiem mocno oblegane przez turystów. Są to zwykle pierwsze atrakcje, które oglądają turyści po wyjeździe ze stolicy. Dostopowaliśmy do pierwszego miejsca - Hveragerði, miasteczka która słynie z znajdującej się nieopodal gorącej (geotermalnej) rzeki, której niestety nie dane nam było zobaczyć.
Turystyka to obok rybołówstwa najprężniejsza gałąź gospodarki Islandii, więc w każdym z takich małych miasteczek jest co najmniej kilka hoteli i kilkanaście guesthouse'ów. Staraliśmy się odwiedzić każdy, który wyglądał na coś więcej niż "biznes rodzinny" i oczywiście z uśmiechem na ustach pytaliśmy o pracę na sezon. Odpowiedzi były dwojakie - albo nie potrzebują już pracowników, albo nie było managera, który mógłby zdecydować (wtedy zostawialiśmy CV w nadziei na odzew).
Autostop na Islandii działa bardzo dobrze, pomimo małego ruchu nie mieliśmy większych problemów ze "złapaniem okazji". Bardzo często zabierają turyści którzy jeżdżą swoimi puściutkimi, ledwo wypożyczonymi autami. No i ze względu na to, że dróg i kierunków jest tutaj niewiele, to prawie zawsze jadą oni dokładnie tam gdzie ty. Pogoda za to jest istnym szaleństwem - w ciągu 30 minut możecie uświadczyć deszczu, słońca, wichury, a nawet śniegu.
Kolejnym celem był Geysir, czyli po prostu gejzer, od którego nazwy wzięto określenie tego typu zjawisk na całym świecie. Obok Geysiru znajdował się Strokkur, inny gejzer który w dzisiejszych czasach powoduje bardziej zjawiskowe wyrzuty niż jego słynniejszy brat (obecnie największy czynny gejzer na Islandii). W okolicy znajduje się kilkanaście gorących źródeł, których temperatura sięga nawet do 100 stopni. Wszechobecna para wodna sprawiała wrażenie, jakby było to magiczne miejsce gdzie tworzą się chmury, i wszystko byłoby pięknie i jak w bajce, gdyby nie to że wokół unosił się dojmujący zapach "starego jaja" powodowany zawartością siarki w wodzie. Dokładnie tak też pachnie ciepła woda w większości miejsc na Islandii! Dla niektórych może to być szokujące, że tak nowoczesny kraj ma "śmierdzącą wodę", ale hej, jest ona tutaj prawie za darmo!
Gejzer wyrzucał co kilka-kilkanaście minut wodę na kilka metrów wzwyż, więc wokół niego czaiło się cały czas kilkanaście osób (Amerykanie, Azjaci i trochę Polaków) z telefonami i kamerami w ręku, czekając na ten odpowiedni moment. Mnie osobiście bardziej zachwyciły kolory przebijające się ze źródeł niż sam "wytrysk", poza tym okolica tego miejsca była naprawdę zjawiskowa.
Po odhaczeniu hoteli w pobliżu Geysiru stanęliśmy przy drodze do kolejnego miejsca, wodospadu Gullfoss. Niestety zaczęło się już ściemniać, uznaliśmy więc że lepiej będzie ujrzeć wspaniały Gullfoss w świetle porannego słońca i zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Już zamierzaliśmy zboczyć z drogi i rozbić gdzieś namiot na zielonym pustkowiu, jednak dostrzegliśmy w pobliżu coś, co wyglądało jak opuszczony budynek.
W istocie, był on opuszczony i posłużył nam jako schronienie tej nocy! Mieliśmy szczęście, bo całą noc padał ulewny deszcz i noc w namiocie nie należałaby do najprzyjemniejszych. Dom wyglądał na kiedyś używany, miał kuchnię, łazienkę i podział na pokoje, z tym że były one niesamowicie zagracone. Na poddaszu było jednak względnie pusto i czysto, choć wyglądało jakby miało się zawalić przy mocniejszym tupnięciu - złożone było z jakiś cienkich płyt drewnianych i styropianu. Jednak po ostrożnym przygotowaniu miejsca na nocleg usnęliśmy tam w całkiem niezłym komforcie. Przed snem zorientowałem się, że Maks napisał do mnie że w hotelu w którym kiedyś pracował zwolniły się miejsca. "Zajebisty manager, dobrze płaci", dodał i podał nam bezpośredniego maila do niego.
Następnego dnia po krótkiej wymianie mailowej byliśmy już umówieni na rozmowę w Reykjavíku. Długo nie myśleliśmy i postanowiliśmy zawrócić zaraz po obejrzeniu Gullfossu - monumentalnego wodospadu o nietypowym kształcie.
A więc Reykjavík!
Maks i reszta ekipy ugościli nas jeszcze przez dwie noce w swoim wesołym domku, a my następnego dnia poszliśmy na umówioną rozmowę kwalifikacyjną. Na odpowiedź od potencjalnego szefa musieliśmy jeszcze poczekać parę dni, jednak zapewnił nam małe, skromne, nieumeblowane, ale i (względnie) tanie lokum w centrum kilkanaście dni, dzięki czemu mieliśmy czas poszukać mieszkania. Tak więc kolejny tydzień spaliśmy sobie na karimatach na gołej ziemi, ciesząc się w że ogóle mamy dach nad głową.
Ostatecznie po kilku dniach walki z tutejszym rynkiem nieruchomości, udało nam wynająć się całkiem przyjemny pokój nie-tak-daleko od centrum, w dodatku z widokiem na morze! W praktyce zgodziliśmy się na pierwszą ofertę, która w ogóle wzięła nas pod uwagę (!). Tak więc najtrudniejsze, czyli znalezienie lokum, za nami!
Jeżeli chodzi o kwestie zatrudnienia - ja załapałem coś tymczasowego, @ceybiicien po paru dniach dostał już stałą pracę we wspomnianym hotelu. Miejsce na które aplikowałem ma zwolnić się dopiero w połowie maja, więc do tego czasu muszę znaleźć sobie coś zastępczego.
Tak więc zostajemy w stolicy! Udało nam się zwiedzić jedynie skrawek Islandii, lecz naszym priorytetem tym razem było po prostu znalezienie pracy. Życie w stolicy na pewno różni się od życia na islandzkiej prowincji, ale z pewnością będzie o czym Wam opowiadać przez najbliższe miesiące. Okazja do zwiedzenia Islandii pojawi się prędzej czy później, my w każdym razie takiej nie odpuścimy! Tymczasem jednak powoli przyzwyczajamy się do mieszkania w nowym miejscu. Więcej o Reykjavíku, Islandii, Islandczykach już niedługo!
Okolica gejzerów przypomina trochę scenerię z Monty Pythona i Św. Graala, tuż przed spotkaniem zabójczego królika...
Trap, powiadacie...
A tak w ogóle bardzo ciekawy post. Powodzenia w szukaniu pracy!
Święty Granat Ręczy XD
Super relacja! Swietne zdjęcia, szczegolnie tego gejzera. Dobrze, że udało Wam się znaleźć pracę i jakiś dach nad głową :) Powodzenia!
Świetnie! Ciekaw jestem Islandii! Mam ją w planach na przyszły rok. Tydzień albo dwa, samochód terenowy, i jazda :D Będzie się działo ;)
Czekam na kolejne wpisy. Powodzenia!
Piękna ta Islandia
Czyli rozumiem, że będziecie pracować np. 3 lata i w międzyczasie pieniądze na podróże? :P
Start planujemy na jesień, więc krócej :P Chociaż bierzemy pod uwagę przesunięcie o pół roku na wiosne 2019
a fjordy widzieliscie?
Not yet!
Koniecznie zostańcie na zimę i opiszcie jak naprawdę wyglądam tam życie w zimie!
To może zanim wyjedziecie to my do was przyjedziemy :)
Zapraszamy :) Chociaż raczej nie damy rady przekimać :(
O to się nie martw, zawsze się znajdzie miejsce na namiot, hamak, hostel albo przyjazny człowiek z couchsurfing :) Moniki marzeniem jest zobaczyć Islandię
Fajny klimat :)
wszędzie dobrze ale w domu chyba najlepiej :)