Biznes czy pracoholizm? czyli o prowadzeniu jednoosobowej działalności gospodarczej w Polsce
Jak podaje definicja, pracoholizm to stan psychiczny charakteryzujący się przede wszystkim stałym, wewnętrznym przymusem wykonywania pracy lub innych czynności z nią związanych. Czy jestem prachoholikiem? Nie wiem, ale wiem, że polskie prawo wciąga przedsiębiorców w ten stan.
pixabay
Wbrew pozorom założenie firmy nie wiąże się z dużym ryzykiem. Mały ZUS na początek pomógł mi od razu wyjść na plus. Jednak po pięciu latach klientów jest tak dużo, że ciężko to ogarnąć. I tak sobie właśnie spędzam sobotę. Z jednej strony sam nabrałem sobie tyle roboty. Ale z drugiej ktoś chcę, abym robił to właśnie ja. Bo jak to mawiał Janusz Tracz
Może nie czuję wypalenia, ale po prostu mi się nie chcę. Bo gdybym nie musiał płacić tak wysokiego ZUS-u i podatku dochodowego, mógłbym pracować mniej. Gdy opłaty pochłaniają taką część wypracowanego dochodu, spada satysfakcja z tej pracy.
Wiem, że przy pracy etatowej również ponosimy jakieś koszty, ale wiele osób tego nie doświadcza tego bezpośrednio. Nie wykonuje przelewu do ZUS i Urzędu Skarbowego. Nikt nie podlega kontrolom i nie musi uważać na błędy w fakturach. A wystawianie faktur też bywa irytujące. Natomiast kary za jakieś drobne pomyłki bywają wysokie. Na szczęście mam dobrą księgową.
Ponadto wysokie koszty powodują, że prawdopodobnie nie opłaca mi się zatrudniać nikogo, komu mógłbym zapłacić coś powyżej minimalnej, aby na tym dobrze wyjść. Prawdopodobnie, bo wsparcie pracownika może przyniosłoby kolejne dochody. Może. Ale jeszcze nie jest to moment na ryzyko i przekształcanie jednooosobowej działalności w agencję.
No i urlopu też de facto nie ma. To znaczy mogę go wziąć kiedy chce. Ale w praktyce nie miałem go już dawno, bo gdy nie pracuję – nie zarabiam. Klienci czekają, a przy braku wolnych terminów znajdą kogoś innego. Niekiedy praca nie trwa 8 godzin tylko dłużej. Chociaż trochę w tym mojej winy i błędów organizacyjnych (patrz poniższy akapit).
Praca zdalna też nie jest taka prosta, bo ciągle kusi załatwianie wszystkich rzeczy obokpracowych w godzinach pracy. I tak jeżdżę do sklepu, na jakieś badania, na zmianę opon, na cokolwiek. Pod ręką też jest internet z całą masą rozrywki, od której nas uzależnił dzisiejszy świat.
I ktoś mógłby zapytać – czemu nie przejdziesz na etat, skoro tak narzekasz? Po pierwsze firma, jest moja. Związałem się z nią i ciężko by było to zostawić. Po drugie, chociaż jestem duszą towarzystwa, praca z ludźmi w cztery oczy mnie męczy. Wolę samemu. Po trzecie, trudno o ofertę, która przewyższyłaby moje zarobki.
Jednak codziennie budzę się z myślą, co by tu dzisiaj usprawnić czy zautomatyzować. Jak zadbać o prawidłową organizację czasu i pracy, aby wszystko to ogarnąć. Czasem się udaje lepiej, czasem gorzej, ale mam wrażenie, że małymi krokami podążam do przodu. Poza tym uważam, że mam dużo szczęścia i nie powiniem narzekać. Są dużo cięższe prace, a ja tylko klikam w komputer, jak to starsi mawiają.
No, ale musiałem trochę się uzewnętrznić i już mi lepiej :)
ps. niedziele zawsze i bezwarunkowo robię wolne.