Nie sądzę, że jak wybuchnie epidemia to wszyscy antyszepionkowcy się rzucą do przychodni. Tak by było w przypadku, gdyby ruch antyszczepionkowy wynikał z obaw, iż szczepionki nie działają za dobrze, albo działają bardzo krótko (coś jak przeciwnicy szczepienia na grypę). W tym przypadku mamy coś na wzór teorii spiskowych. Jeśli wybuchła by epidemia, to antyszczepionkowcy uznaliby to za spisek, że wcale nie ma epidemii, bo te choroby były wcześniej, tylko teraz jest na nich medialna nagonka. No i nadal uznaliby, że najlepszą metodą na wykształcenie odporności na wściekliznę jest jej przebycie.
Szkoda tylko niewinnych dzieci oraz osób, na których szczepienia nie działają.