RE: BDSM – nauka w biblijnej historii stworzenia
Ok, to od początku.
Dla mnie wystarczająco przekonujące jest świadectwo apostołów.
Dla ciebie tak, dla innych jest to anegdota, opowieść bez dowodów.
Wyciąganie z bajki dla dzieci wniosków naukowych jest niesłuszne.
Można wyciągnąć z bajki wnioski na temat psychologii zachowań lub wskazówki antropologiczne. To jest nauka.
Nie istnieje coś takiego jak "niesłuszna interpretacja", to jest demagogia i próba narzucenia właściwej interpretacji.
Problem w tym, że żadna teoria naukowa nie może być potwierdzona w 100%. Dlatego człowiek potrzebuje pewne założenia w życiu przyjąć na wiarę.
Zgoda co do nauki, ale brak pewności nie implikuje akceptacji niczego. Wystarczy powiedzieć "nie wiem". Przyjęcie czegoś na wiarę jest konformizmem i nie jest konieczne, tylko wygodne.
Jeśli tylu ludzi poszło na śmierć w obronie prawdy o zmartwychwstaniu, to nie widzę powodów żeby uważać ich za kłamców.
Jeśli tylu ludzi poszło na śmierć w obronie nazizmu/komunizmu/islamu, nie mamy podstaw by mówić, że kłamali lub nie mieli racji.
Widzisz absurdalność tego argumentu? Ludzie ginęli i oddawali życie w obronie wielu rzeczy, które w konsekwencji okazywały się nieprawdziwe lub nieetyczne. Taki arguemnt nie mażandej wagi.
Co do ewangelii - żadna nie jest zapisem naocznych świadków. Ewangelie synoptyczne powstały długo (najwcześniejsza, Ewangelia Jana jest datowana na 125 r n.e.) po rzekomej śmierci Jezusa i nie znajdujemy żadnego potwierdzenia tych wydarzeń wśród około 150 historyków działających w tamtym okresie, na tamtym terytorium. Jeżeli jakakolwiek książka mówi o wydarzeniach historycznych, to nie jest ich potwierdzeniem. Potwierdza się te wydarzenia zewnętrznymi dowodami. Biblia nie jest potwierdzeniem siebie samej. Jeśli mamy zrobić wyjątek dla niej, to jakie jest tego uzasadnienie. Inaczej to błąd rzeczowy - special pleading.
Osoba bez odpowiedniego wykształcenia nigdy nie zrozumie właściwie np. teorii względności i może z niej wysnuć całkowicie błędne wnioski. Tak więc niesłuszna interpretacja jak najbardziej istnieje (dobrym przykładem jest też interpretacja Murów Kaczmarskiego jako wezwania do buntu).
Dla innych anegdotą bez dowodów jest istnienie Sokratesa, czy Mieszka.
Z tym datowaniem ewangelii to już ociera się o tzw. "szurię" - wybiera Pan tylko badania pasujące do Pana teorii. Oczywiście możemy negować wszystko, ale wtedy popadniemy w całkowity nihilizm. Trudno mi sobie wyobrazić, aby osoba mająca bodaj największy wpływ na historię świata była wymysłem grupy biedaków.
No i jest różnica pomiędzy umieraniem za wymyśloną ideologię, a umieraniem w obronie faktów, których samemu się doświadczyło.
Zupełnie nie zrozumiałeś co chcę przekazać. To, że interpretacja nie ma wartości dla nauki czy faktów, nie czyni jej bezwartościowej. Czasem laik zobaczy coś, czego ktoś z głowa pełną wiedzy nie dojrzy, bo wiedza może też zamykać pewną percepcję. W tym sensie, każda interpretacja niesie potencjalny wkład w rozwój idei czy odbioru tekstu.
Mieszko i Sokrates to postacie anegdotyczne? Nie do końca, bo ich istnienie potwierdza więcej niż jedno źródło historyczne.
Datowanie ewangelii to "szuria". Na tym skończymy tę dyskusję, skoro fakty naukowe są sprzeczne z Twoimi poglądami, to trzeba je zdyskredytować w taki sposób. Akurat rękopisy ewangelii są jednymi z niewielu zachowanych i mają dość dokładnie zbadaną genezę. Żadna z ewangelii synoptycznych nie powstała w okresie rzekomego życia Jezusa. Są spisanymi opowieściami z "trzeciej" ręki.
Z tym "największy wpływ na historię świata" to lekka nadinterpretacja. Wpływ na historię miał większą kościół, który działał z samoczynnie nadanym sobie mandatem Jezusa. Jeśli ten pośredni wpływ uznać jako wpływ rzeczywisty, to mimo pewnego naciągania rzeczywistości, można od biedy się zgodzić. Tylko kościół robił i robi wiele rzeczy, na które biblijny Jezus by nie pozwolił i których by nie pochwalał. Więc jego postać jest wykorzystywana jako narzędzie, nie jako natchnienie.
I nadal ponad połowa ludzkości nie wierzy i nie czci Jezusa w jakiejkolwiek formie, więc to gruba przesada. To znaczy, że oni się mylą, ich historia nie miała miejsca, jest nieistotna? Czy po prostu urodzili się tam, gdzie te mity nie są propagowane? Na to pytanie każdy powinien sobie sam odpowiedzieć.
Możesz umierać za co chcesz. To nie oznacza, że to, za co umierasz ma wartość dla kogokolwiek poza Tobą. Osobiste doświadczenie ma wartość tylko dla tego, kto tego doświadczył.
Umieranie za ideologię jest tak samo absurdalne, jak umieranie za religię.