Przystanek Łódź.. 18 w okresie i kolorowa pracownia -Czyli perypetie pewnej wiedźmy
Droga...
Ktoś ostatnio mi powiedział, że zawsze spadam na cztery łapy i z każdych tarapatów wychodzę obronną, zwycięską ręką – podobno taki typ charakteru. Dlaczego – nie wiem? Historia o tym, co się stało, że wyruszyłam w drogę, nie jest na dziś, nie jest na teraz. Może kiedyś sie opowie...
Przystanek swój mam w małej kamienicy, gdzie są wielkie okna, ściany z cegieł i stare meble z duszą... brzmi cudownie? Jest cudownie, ale jest też ale... przez długi czas nikt tu nie mieszkał i moja pracownia była istnym armagedonem... Małe pajączki przy tym, jakie psikusy płatał ten przybytek, to tylko małe pikusie. Ale po kolei, bo ja już tu biegnę...
Zamknij oczy... Tak, właśnie ty, stań koło mnie... Pracownia zamknięta jest starym mosiężnym zamkiem, niosąc klucze czujesz się jak Hagrid, takie są ciężkie... otwierasz drzwi i widzisz przedpokój wraz z kuchnią, wielkie okno z pomarańczowymi zasłonami i parapet... tam możesz usiąść na chwilę i poczekać, aż ugotuję Ci obiad albo chociaż zagotuję wodę na herbatę... czujesz jej zapach? Zielona z kaktusem i poziomkami... po prawo stoi lodówka... (historia z jej pożarem będzie dalej), obok niej – stół z litego drewna, krzesła i drzwi do pracowni... gotowy by wejść?
Otwieramy – tam czerwona kanapa, stół, stara szafa, komoda, półka pod telewizor, inna szafka, suszarka, fotel... nic nadzwyczajnego... Pachnie kurzem. Nie ma grzyba. Czeka nas ogarnianie. Wiesz, jesteśmy bezpieczni oboje, jest tu miło, ciepło takie wewnętrzne bije z tego miejsca... za chwilę bedzie lepiej... no chodź, umyjemy okna...
[..]
Taaaa... no to teraz czas na te smaczki! To, że ja kocham to miejsce za szafę dla rękodzielnika, gdzie się zmieściły wszystkie szpargały, i za to, że jest tu tyle miejsca, że mogę tańczyć, żonglować, stawać na rękach i biegać nago... to jedno. Ale poprzedni lokatorzy to były fleje! Nim się przeprowadziłam, całe trzy dni odgruzowywałam kuchnię i pokój, a jak się przeniosłam, to niestety zagruzowałam je z powrotem... Okien nadal nie umyłam! podobno muszę polatać na miotle... Chyba ten, kto to mówił, nie wie, że latam na tej miotle od tygodnia!! Ba, nawet nie sama, bo ściągam co jakiś czas silną grupę pod wezwaniem.
Kiedy podłączono mi prąd, okazało się, że w łazience nie działa rozdrabniacz – to takie ustrojstwo, żeby się rury nie zapchały od papieru i innych gównianych rzeczy... Świat według Kiepskich – bo drugi kibelek jest na korytarzu... – wytrzymiesz, albo w myśl facetów – kobiety nie sikają... Oczywiście, wytrzymałam... Młynek zamówiony, czekamy: w niedzielę hydraulik, w sobotę sprowadzka... dam radę... Oczywiście, że to kolorowo nie wyglądało, ale w niedzielę młynek założony, działa, więc jesteśmy bezpieczni...
-Jesteś pewna, że tu będzie Ci dobrze? Ja bym takiego mieszkania nie chciała...
-Bo Ty to Ty, a ja to ja. Będzie spoko, znam się na tym.
Sprowadzka!
Ja, Wiesia, jej znajomy z samochodem przewozowym i pies jedziemy do studia... mieli wpaść znajomi pomóc wnosić... noo przybył Marcin i po 3h znajomi dojechali – bo każdy myślał, że przyjdzie ktoś inny. Następnym razem palcem wytykać będę i pytać "przyjdziesz pomóc?" Ale to taka autorefleksja. Ważne, że ta trójka dojechała i ogarnialiśmy.
Generalnie, jak Marcin dojechał, to wtachaliśmy prawie wszystko do studia. Udało się! Urobieni po same łokcie, pot spadał, kapał i brudził zakurzone twarze. O 20 dojechali Kinga i Gruszka i tachaliśmy segment z tapczanem, a już na sam koniec dojechała Kasia i ogarnialiśmy kuchnię... umęczeni, wytytłani jak nieboskie stworzenia, rozpoczęliśmy razem mój nowy rozdział w życiu .
W środę, czyli wczoraj, wybuchł mały pożar, spaliła się lodówka. Tak, czuję się, jak w taniej komedii, ale z drugiej strony, życie ma lepszy smak niż herbata zielona z kaktusem... Tym razem @avto przybył na ratunek i tak ogarnęliśmy zakup lodówki z olx, wyniesienie starej i fitnesik przy okazji. Oczywiście w sprowadzce też miał swój udział, bo jak by to było inaczej..
-Towarzyszko, jeszcze tylko pół piętra, damy radę!
-Ta jest...
-Ja pieprzę, dlaczego to gówno...
-Ciii, bo bojler usłyszy i co wtedy?
-A gdyby tak puścić ją po schodach?
-Nie, tu nadal mieszkają ludzie...
-No dobra, ale gdyby tak...
-Nie! Od dziś powinnam być wikingiem, nie Kolorową Wiedźmą!
(18) [w okresie dla niewtajemniczonych w matmę]
Tak. 28 skończone. To dobry czas na zmianę życia, taki osobistyczny rachunek sumienia, dokończenie projektów, wydanie książki i życie pełną piersią na pełnej petardzie, nauka programowania i parę innych rzeczy. Tak czy inaczej, znowu pojawiam się na Waszym radarze, wróciłam i zakotwiczyłam w Łodzi, w pracowni sztuk wszelakich...
PS. To, że mnie nie spalili jeszcze na stosie do tej pory uznajemy za osobistyczny sukces!
)
Milo wspominam moment kiedy 15 lat temu mialem biuro na Piotrkowskiej, w ciemnej obskurnej oficynie na samym koncu podworka. Piotrkowska miala wtedy swoj klimat, zas wszyscy przedsiebiorcy probowalismy walczyc z "systemem" , osiagnac sukces, "dorobic sie" .Bylismy mala spolecznoscia, takim malym Steemit. Pozdrawiam wszystkich spod 101 :)