Green Book - recenzja

Film reżyserii Peter'a Farrelly, twórcy takich m. in. takich produkcji jak Głupi i głupszy (1994) i Sposób na blondynkę (1998). Większość jego produkcji to komedie. W przypadku Green Book mamy do czynienia z kategorią dramat/komedia.

Akcja filmu toczy się na terenie USA w latach sześćdziesiątych XX w. i opowiada o tworzeniu się relacji pomiędzy dwiema osobami. Pierwszą z tych osób jest włoskiego pochodzenia Tony Vallelonga grany przez Viggo Mortensena, którego możemy znać, chociażby m. in. z trylogii Władcy Pierścieni lub Captain fantastic. Jest osobą pełną uprzedzeń. Drugą osobą jest Don Shirley grany przez Mahershala Ali, czarnoskóry pianista.
Różnorodne zawirowania życiowe doprowadzają do spotkania tych dwóch osób i udania się w długą, wspólną podróż po terenie USA. Na każdej płaszczyźnie dostrzegalne różnice pomiędzy bohaterami są w trakcie podróży zacierane i zaczynają być dostrzegalne rzeczy, które bardziej łączą, niż dzielą.

Ekranizacja bazuje na autentycznej historii. Moim zdaniem doskonale pokazuje społeczeństwo USA w ogarniętym przemianami i podziałami kraju. Trzeba pamiętać, że w tym czasie społeczeństwo na południu kraju było pełne uprzedzeń na tle rasowym. Film przedstawia różne trudności, które spotykają naszych bohaterów, jest także pełen przezabawnych sytuacji i kontrastów.

Oglądając go, można poczuć radość, smutek, przejęcie i wzruszenie. Myślę, że jest to doskonała pozycja filmowa dla większości osób.
Poza bardzo ciekawą historią mamy tu także do czynienia z doskonałą grą aktorską. Film zdobył 9 nagród (w tym za grę aktorską) i 34 nominacje, gdzie były także nominacje do oscar'a.

Osobiście byłem tym filmem zachwycony, aczkolwiek jest to tylko i wyłącznie moja ocena. Jak wiadomo, są gusta i guściki.