Niech ginie nam górniczy stan - czyli jak zostałem Gretą Turnberg
Nie wiem, czy powinienem to pisać, ktoś jeszcze kiedyś mi to wyciągnie, powiąże mnie z tym, a mogą z tego wyniknąć problemy.
To nie jest tak, że jestem przeciwny kopalniom, wręcz przeciwnie pracowałem na jednej, czy dwóch (czy iluś tam), pracowałem na rzecz kopalni, przeciw kopalni, na rzecz o przeciw górnikom, ale coś we mnie pęka.
Górnik powinien zarabiać dobrze, ale dziś to ten górnik jest powodem, dla którego trzeba będzie zamknąć kopalnie, wcale nie Greta, a cholerny 'ryl' z postawą roszczeniową.
Tytułem wyjaśnienia, kopalnia jest miejscem wiecznego napięcia, mamy ciągłość produkcji, setki czynników, które mogą w każdej chwili doprowadzić do tragedii, czyli zatrzymania produkcji. Dokładnie tak.
Z drugiej strony, ilość obostrzeń, uwag, szkoleń, ostrzeżeń, powoduje, że dochodzi do ich lekceważenia.
Praca górnika jest specyficzna, choćby pod tym względem, że wszystko co zjeżdża na dół musi mieć odpowiednie dopuszczenia i certyfikaty. Każdy element stroju roboczego ma osobne dopuszczenia. W związku, z tym, że ten górnik często oprócz tego, że musi się przebrać musi sam sobie przygotować narzędzia (nie tylko spakować, ale i naostrzyć) po wojnie wprowadzono coś takiego jak Karta Górnika, to swego rodzaju przywilej, że w związku z tym, że praca na dole jest taka ciężka limituje się ją do maksymalnie 7,5 h (ewentualnie 6h gdy w przodku jest wysoka temperatura).
Dla motywowania do wytężonej pracy kopalnie wprowadziły różne systemy premiowania. Górnik godził się nawet na dłuższą pracę pod ziemią, albo wcześniejsze przyjście do pracy, żeby wykonać wszystko na tip-top i otrzymać premie (nie jedną).
Premie te przybrały swoje znaczenie, premia jedna była za wykonanie czegoś (metrów drążenia, wydobycia).
Wszystko było ok, to znaczy nigdy nie było ok, bo co jakiś czas związki zaczynały się domagać od tej, czy innej władzy podwyżek. Ale schemat wynagradzania nie był sporny.
Jazda bez trzymanki zaczęła się, kiedy ci górnicy (przy okazji przekształceń w latach 2014-2016) zaczęli się domagać zapłaty drugi raz za to samo. Związki wymyśliły, że premie to jedno, ale nikt im nie płacił za nadgodziny, a to że same brały udział w takim a nie innym organizowaniu pracy, to już nie pamiętają - kopalnia niech płaci.
Inny przykład, wysłano ratownika górniczego w trudny rejon, zagrożony np. pożarem. Dostawał premię, której nazwy nie pamiętam, ale nie dostał premii za 'prace profilaktyczne', choć wszyscy wiedzieli, że ta premia jest właśnie za te prace.
Duża tu wina samych kopalń, że dały się tak zrobić, ale jak mówią, tak było odkąd pamiętają.
Kopalnie poobcinały więc górnikom premie na rzecz nadgodzin, a ci górnicy wielkie 👀 oczy ze zdziwienia, że im pensje nie wzrosły pomimo, że na roncetlach (paskach) pojawiły się nadgodziny.
Przykładowo
https://www.wnp.pl/gornictwo/roszczenia-pracownicze-opozniaja-polaczenie-khw-i-srk,327930.html
Teraz, PGG ledwo zipie, węgiel na zwałach leży (przy niskim wydobyciu - jeszcze na początku zeszłego roku robiono wszystko, żeby zwiększyć wydobycie, bo PGG nie osiągnęła planów wydobywczych). I co robią górnicy? walczą o podwyżki o 12% (dostali 6%). PGG nie osiągnęła planów, w związku z tym, nie chciała wypłacić 14tek związanych z tymi planami, ale górnikom i tak się należą, bo to nie oni ustalają plany i wydobycie.
Nie wiem czy słyszeliście, ale w zeszłym roku w listopadzie było dużo wolnego, a przez to mało dniówek. Pensja górnika zależy od liczby faktycznie przepracowanych dniówek, więc górnicy postanowili się obrazić na kalendarz i zażądali wyrównania za małą liczbę dniówek w miesiącu. Dostali.
Dalej, jest premia za przynależność do zastępu ratowniczego. Jesteś ratownikiem (normalny pracownik, tylko, że wpisany na listę po spełnieniu kilku warunków, który w razie wypadku uczestniczy w akcji ratowniczej, jeżeli jest w zastępie to pobiera na dół dodatkowy aparat) dostajesz X zł. I teraz twierdzą, że jak mają nadgodziny, to są bardziej wpisani na listę i należy im się ten dodatek jeszcze raz.
Myślicie, że to koniec absurdów?
RODO! Niestety polskie przepisy są niedostosowane do nowej rzeczywistości i tak oto wiedza, czy jesteś pijany, czy nie jest wiedzą szczególną, bo dotyczącą zdrowia. W związku z tym pracodawca nie może prowadzić kontroli trzeźwości pracowników, nawet wstępnej. Związku zawodowe, zamiast dbać o bezpieczeństwo pracowników, to zażądały by kopalnie wycofały się z tej uwłaczającej praktyki.
Tylko, że zapomnieli o jednym - jak po wypadku okaże się, że ktoś był pod wpływem/po spożyciu, to dostają wyroki po kolei wszyscy bezpośredni przełożeni (np. wypity pracownik fizyczny skutkuje zarzutami dla górnika przodowego, sztygara, sztygara zmianowego, czasami nadsztygara). Wyroków może nie jest dużo, bo muszą wykazać, że były oznaki uzasadniające podejrzenie bycia pod wpływem, ale każdy kto miał styczność z prokuraturą wie, że to do przyjemnych nie należy.
Niedawno, TVN24 pokazał dokument o tym jak związki zarabiają na kopalniach, uczciwie, albo mniej, ale zarabiają. Ale nikomu włos z głowy nie spadnie, bo wszyscy o takim procederze wiedzą od lat 90tych, ale jest spokój, można porządzić bez swądu opon pod oknami.
Ludziom, którzy narzekają na górnictwo często odpowiadam, że skoro tu tak dobrze, czemu nie przyjechał na Śląsk do kopalni. Ale szlag mnie trafia, kiedy widzę, że ludzie którym powinno zależeć na swoim miejscu pracy robią wszystko, żeby te miejsce stracić.
Przykra sprawa. Niestety trzeba by polskiej Margaret Thatcher. Tylko że w Polsce obowiązuje prawe silniejszego, więc na nic strajki nauczycieli, a górnicy zawsze coś dla siebie załatwią.