Czy można było iść z Niemcami na Rosję?
Polska to taki kraj, leżący między Niemcami a Rosją. Taka geopolityczna charakterystyka jest, rzecz jasna, banałem. Jednak z tego frazesu wynikają bardzo poważne konsekwencje dla kraju, muszącego zmagać się z takim położeniem. Ileż to już razy historia pokazała Polakom w jak nieszczęśliwym miejscu leży ich kraina. I jakież dylematy polityczne z tym położeniem były i są związane.
Jednym z takich momentów historycznych była druga wojna światowa. Wiemy, że skończyła się ona dla Polaków fatalnie. Nie dość, że ją przegraliśmy militarnie, to jeszcze poważnie naruszona została biologiczna substancja narodu. Czy tak musiało się stać? Być może niekoniecznie.
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Piotr Zychowicz w swojej książce "Opcja niemiecka". Rzetelnie źródłowo przygotowana praca nie jest jednak książką historyczną z naukowego punktu widzenia. Zychowicz w zasadzie nazywać się powinien historycznym publicystą. To prawda, że ze świetnym przygotowaniem merytorycznym, ale jednak jego prace są publicystyką. Najpewniej po prostu taka forma przekazu lepiej się sprzedaje. Do tego autor lubuje się w podejmowaniu bardzo trudnych tematów. A to oberwie się powstaniu warszawskiemu, a to tzw. żołnierzom wyklętym, a w przytaczanym tutaj przypadku, zaślepieniu decydentów politycznych czasów drugiej wojny.
Zychowicz sugeruje, nie pierwszy już raz z resztą, że jedyną właściwie możliwością jako takiego przetrwania wojny, było porozumienie się z okupantem. Każde właściwie wystąpienie przeciwko Niemcom, kończyło się ich wściekłymi represjami. Ponieważ więc byli oni wówczas panami życia i śmierci, trzeba było się z nimi dogadać. Jak możemy się dowiedzieć z kart tej pracy, prób takich było całkiem sporo. Od dość groteskowych historii, po poważne projekty polityczne wysuwane tak z polskiej strony, jak i niemieckiej. Cały problem polegał jednak na tym, że ostatecznie były te próby torpedowane przez tzw. czynniki decyzyjne. Zychowicz określa to torpedowanie jednoznacznie - było to głupie i ostatecznie przeciwskuteczne dla obu stron.
Realna polityka rzadko kiedy brała górę nad emocjami w dziejach Polaków. Czyżbyśmy nie potrafili myśleć na chłodno, analizować rzeczywistość międzynarodową taką, jaką ona jest, a nie taką jak byśmy chcieli by była? Czyżbyśmy nie posiadali lub zatracili zdolność pragmatycznego myślenia w kategoriach stosunków międzynarodowych i instynktu samozachowawczego? Czyżbyśmy stracili umiejętność targowania się, blefowania i negocjowania?
Te i inne jeszcze pytania warto sobie zadawać również w dzisiejszych czasach. Bezwarunkowa właściwie akcesja do Unii Europejskiej zdaje się być najlepszym przykładem. Obok tego należy położyć bezrefleksyjne w kręgach rządowych, poddawanie się woli Stanów Zjednoczonych. Dzisiaj oczywiście jeszcze nie znamy dalekosiężnych konsekwencji tych decyzji. Ale mieliśmy już aż nadto nauk płynących z historii, że stawianie na jednego konia, źle się może skończyć. Z jednej strony polityka zagraniczna musi być zrównoważona, choćby po to, by w negocjacjach zawsze było można położyć na stole kwestię odwrócenia sojuszy. Z drugiej trzeba dostrzegać zagrożenia odpowiednio wcześnie. Jednego i drugiego brakło polskim decydentom podczas drugiej wojny światowej. Ale to wiemy po ponad 70-ciu latach od zakończenia działań wojennych. A tu idzie o to, by wiedzieć o tym tu i teraz.
Czy potrafimy to robić? Czy nasze państwo wystarczająco poważnie podchodzi do spraw o znaczeniu długookresowym? Czy nasi politycy potrafią wznieść się ponad aktualne spory i dbać o strategiczny interes kraju? Chciałoby się odpowiedzieć kolejno: tak, tak, tak, niczym niegdysiejszy premier RP. Do tego jednak potrzebujemy mężów stanu. Kilku takich w naszej historii nam się przydarzyło. Od Kazimierza Wielkiego przez Stefana Batorego, po Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. A obecnie? Oceńcie sami.
Może i można było, nie da się tego sprawdzić na pewno, zawsze to będzie gdybanie. Można natomiast odpowiedzieć czy powinniśmy.
Zychowicz twierdzi że owszem, rozumiem że Ty również, bo to by było "pragmatyczne". No cóż być może lepiej znieśli byśmy wojnę, ale co jeśli nasza pomoc by była tą cegiełką która by wystarczyła do zwycięstwa Hitlera?
Ze złem zawsze z pozoru lepiej się dogadać. Z pozoru.
Posted using Partiko Android
Problem polega na tym, że dołożyliśmy cegiełkę do zwycięstwa ciemiężyciela ze wschodu. I do tego jeszcze sprawiliśmy sobie wrażenie zwycięzców. Co lepsze? Nie śmiem oceniać. Było jak było.
Ja raczej jestem zdania, że prowadzić należy tak politykę, by mieć wybór. W tamtej sytuacji - kraj dogaduje się z okupantem, rząd londyński z sojusznikami zachodnimi. W świetle tej pracy (ale też innych) było to możliwe. I chyba pożądane.
!tipuvote 0.3 hide
danke szyn
Twój post został podbity głosem @sp-group-up. Kurator @julietlucy.