Na czym polega polityka antyrodzinna w Polsce.
Przyjmuje się, iż współczynnik dzietności między 2,10 a 2,15 jest wartością zapewniającą zastępowalność pokoleń. To logiczne, że niektóre dzieci mogą nie dożyć dorosłości, jak również nie wszyscy decydują się na założenie rodziny. Dlatego dwójka dzieci to za mało aby kraj przetrwał.
W Polsce współczynnik urodzeń w roku 2017 wyniósł 1.45 i był najwyższy od 25 lat. Tą optymistyczną wiadomością możemy jednak zakończyć.
Wskaźnik w 2018 roku opada z miesiąca na miesiąc. Przy odpowiednio długim utrzymywaniu się wskaźnika poniżej 1.7, żaden kraj nie ma już możliwości przetrwania. Ludzi w podeszłym wieku robi się zbyt dużo, a w połączeniu z polskim systemem emerytalnym gdzie to nowe pokolenia musza pracować na stare których pieniądze dawno już zostały ukradzione, istnieją tylko dwa sposoby na ocalenie. Pierwszy to imigracja młodych ludzi zdolnych do pracy i rozrodu, drugi to zabicie wszystkich emerytów.
Pomijając to czy program 500 plus jest dobry czy zły, czy pomógł wyjść z biedy polskim rodzinom, czy tylko przyczynił się do patologii, jedno jest pewne, obojętne jakie mamy poglądy polityczne, program nie przyczynił się do wzrostu urodzeń, to po prostu pomocowy program socjalny.
Wygląda na to, że program przyspieszył tylko narodziny dzieci które i tak miały się urodzić, rodziny zdecydowały się na dziecko szybciej z obawy, że jak w każdym systemu socjalistycznym bywa, dzisiaj dają pieniądze jutro mogą przestać, a zawsze dobrze jest się załapać na dodatkowe kilka stówek.
Lecz po przyśpieszonych narodzinach w latach poprzednich nastąpił spadek narodzin w kolejnych, system dąży do równowagi. Program miał w założeniu pomóc ludziom których nie było stać na utrzymanie kolejnego dziecka.
Teraz spróbujmy się zastanowić dlaczego nie pomógł? Przecież Polki wyjeżdzające za granice, posiadają współczynnik dzietności o wiele większy niż w ojczynie. Może 500 złotych to za mało, aby utrzymać dziecko? Według wyliczeń wychowanie dziecka od narodzin aż do momentu w którym zacznie samo się utrzymywać ,to koszt między 150 a 200 tysięcy złotych. W Anglii zarabia się znacznie więcej, Polacy mają tam średnio po trójce dzieci.
Tylko czy to pieniądze są przyczyną dlaczego Polacy maja więcej dzieci poza granicami kraju? Może to specyfika środowiska ludzi którzy tam wyjechali, może to ich przekonana czy instynktowne poczucie, że obcy teren trzeba jak najszybciej zasiedlić.
Jeżeli to pieniądze są główną miarą ilości posiadanych dzieci to bogate zachodnio europejskie państwa powinny cierpieć na przeludnienie, tymczasem ich wskaźniki również przewidują zagładę populacji, nie mówiąc już o zastrzyku świeżej afrykańskiej krwi którą sobie fundują.
Właśnie dlaczego imigrant z bliskiego wschodu posiada gromadę dzieci, a rodowity Niemiec jedno albo wcale. Czy imigranta stać a, Niemca nie? W Niemczech na 1000 obywateli przypada ośmioro dzieci, w Nigerii jest ich pięćdziesięcioro. Gołym okiem widać, że bogaty kraj może sobie pozwolić…
W Dani zasiłek na dziecko wynosi w przeliczeniu 1600 złotych plus, a jednak nie skutkuje to pięćdziesięciorgiem małych Duńczyków u boku każdej matki.
Podobnie w Polsce najwięcej dzieci rodzi się rodzinach nisko zamożnych, żeby nie powiedzieć biednych. Wcale jednak rodziny te nie stają się biedne od ilości dzieci, one były biedne od samego początku.
Skoro nie pieniądze są tu przeszkodą to co w takim razie powoduje, że większość Polaków najczęściej decydują się na jedno, może czasem dwoje dzieci?
Nie mówiąc o rodzinach z ponad średnią wypłatą gdzie tych dzieci jest jeszcze mniej.
No chyba, że Rodzinka.pl, oni gdyby istnieli to można było by ich uznać za wyjątek.
Gdyby to zamożność decydowała o ilości dzieci, bogacze mieliby ich najwięcej .
Pytanie brzmi dlaczego w takim razie Polacy decydują się na coraz mniejszą ilość dzieci?
Najwidoczniej przyczyna leży gdzieś indziej. Porównanie do Zoo nasuwa się samo. Zwierzęta mają tam wszystko, pod dostatkiem jedzenia, darmową opiekę medyczną, brak naturalnych wrogów. Każde ma swoją wygoda celę i opiekuna, a jednak narodziny w zoo są dużo rzadszym zjawiskiem niż na wolności. Może to się czuje instynktownie, najbliższe czasy nie zapowiadają się różowo, czyżby organizmy przechodziły na system przetrwania?
Widocznie któraś z nadrzędnych potrzeb piramidy Maslowa została naruszona. Nie będziemy chcieli grać w gry komputerowe gdy przecieka nam dach, nie będziemy politykować gdy czujemy głód, nie chcemy posiadać potomstwa gdy…, no właśnie gdy co? Co jest odpowiedzialnym czynnikiem za taki stan rzeczy, bo na pewno nie pieniądze. Brak bezpieczeństwa? Wolości? A może wygody, może jesteśmy zbyt wygodni na posiadanie gromadki dzieci?
Tylko czy przymus lub zachęta spełniania potrzeb niższych nad potrzebami wyższymi ma sens?
Czy to normalne, że dostajemy nagrodę od państwa za posiadanie potomstwa? Kiedyś to dzieci same w sobie były nagrodą i gwarancją przyszłego bogactwa i siły rodziny. Dożyliśmy czasów w których dzieci przestały się opłacać, a z inwestycji stały się jedynie kosztami. Tak jak już pisałem w poście o szkodliwości emerytur, dzisiaj nie ma już większego znaczenia czy rodzic wychowa dziecko na lekarza, prawnika czy bezrobotnego. Nikt już nie przejmuje schedy po ojcu, nikt nie potrzebuje dodatkowej pary rąk do pomocy w gospodarstwie. Dzieci nie muszą być dobrze kształcone i chowane aby utrzymać rodziców na starość, dziś są emerytury.
Rodzice czują, że dzieci nie należą już do nich, a odpowiedzialność przejęło państwo, które bardzo chętnie przyjmie dziecko już od wieku żłobka aby wychować je jedyną i słuszną drogą. Tym co kiedyś było obowiązkiem babci, dziś z radością przejmuje państwo wyręczają babcie aby spokojnie mogła się spełniać w swojej pracy, najlepiej do śmierci.
Wymieniać można by długo, ale chciałbym, się skupić na jednej kwestii mogło by się wydawać absurdalnej, ale rząd tak naprawdę prowadzi politykę antyrodzinną bez względu na to co mówi i to niezmiennie od czasów komunistycznych. Nie chodzi mi tutaj o pomniejszaniu znaczenia instytucji rodziny, o luźnych związkach czy o tym, że dzisiaj rodzina to dzieci, rodzice i czasem dziadkowie, gdy jeszcze kilkadziesiąt lat temu rodzina oznaczał dziesiątki zżytych ze sobą ludzi jak wujostwo, kuzynostwo, czy ta dziwna ciocia z Krakowa którą widuje się tylko na weselach czy pogrzebach. Dzisiaj ludzie nie poznają własnych kuzynów na ulicy.
Te rzeczy to nic w porównaniu do realnej polityki antyrodzinnej.
Zacznijmy od odpowiedzenia sobie na pytanie dlaczego alkohol jest taki drogi. Koszt jego produkcji to rząd kilku złotych, jednak ilość podatków spoczywająca na nim jest ogromna. Rząd tłumaczy, że ma to na celu ograniczenie spożycia i jest to dla mnie całkowicie logiczne.
Logiczne jest też dla mnie, że skoro podatek vat na trumnę wynosi 8 procent, gdy dziecięce wózki obłożone są podatkiem 23 procentowym, rząd bardziej wspiera umierających niż świeżo narodzonych.
No chyba, że ma to jakoś zachęcić dzieci do szybkiej nauki chodzenia, kto wie możliwe. Vat na pieluchy również wynosi 23 procent, także dzieci kupa do nocnika proszę.
No dobrze ten szczegół można nazwać małym socjalistycznym żartem.
Natomiast żartem nie można nazwać sytuacji w której znacznie bardziej z punktu widzenia finansowego opłaca się wychowywać dziecko w rozbitej rodzinie. Nie wiem czy to przeoczenie czy celowy plan (nie)polskich rządów, ale rozliczając się z fiskusem posiadamy dużo wyższe ulgi gdy brak jest mamy albo taty. Można łatwo wyliczyć, że po rozwodzie z żoną lub mężem zostawiając sobie połowę dzieci w naszej kieszeni pozostanie kilka tysięcy rocznie więcej. Nie wiem czy się śmiać czy płakać.
Rozumiem, że samotnie wychowujący rodzic ma pod górkę i sam musi utrzymać dzieci, ale widzę też jakie są realia, a są takie, że ślub jest bez sensu bo bez niego dla dzieci i rodziny pozostaje w portfelu więcej pieniędzy. To nie musi być prawdziwe samotne wychowywanie, to może być zgłoszone braku wiedzy kto jest ojcem i tego, że partner nie zajmuje się przybranym dzieckiem i czary mary, mamy dwa razy wyższą kwotę od podatku.
Podobno rząd jakoś chciał z tym walczyć.
Bezskutecznie.
Pojawiają się pomysły ślubów bez konkordatowy u zaradnej części społeczeństwa. Zdaje się, że stan cywilny przed państwem nie ma większego znaczenia, a jedynie w górze u Niebieskiego musi się wszystko zgadzać. Ta da… mamy jednocześnie pełną i rozbitą rodzinę.
Co prawda biskupi nie chcą dawać takich ślubów ale i na to znajdzie się sposób. To najważniejsza cecha Polaków, zaradność i sztuka adaptacji do nowych warunków.
Nie można wziaść ślubu bez konkordatu to bierzemy z konkordatem, a następnie państwowy rozwód i wszystko pozostaje po staremu zarówno w górze jak i na dole.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie wypada żerować na tragedii i zapomogach dla innych.
Ja powiem, nie ma socjalizmu bez patologii.
Koleżanka musiała dowozić dziecko do przedszkola na drugą stronę miasta. W jej dzielnicy nie było już miejsc. Rodzice samotnie wychowujący i bezrobotni maja pierwszeństwo zapisu. Rozumiem, że to na wypadek gdyby bezrobotny rodzic nie miał czasu zająć się dziećmi, pomyślałby, że może jest w pracy no ale..
No ale nie pisze tego, żeby zachęcać ludzi do kombinowania ale do obnażenia prawdziwej twarzy systemu. Systemu który daje 500 złotych na dziecko a następnie odbiera jedną piątą w formie 23 procentowego vatu na dziecięce rzeczy.
Zapytałem kiedyś jednego człowieka, czy nie lepiej by było gdyby po prostu obniżyć podatek dochodowy dla rodziców, niż najpierw odbierać połowę pensji, a potem oddawać przemieloną przez różne urzędy i podatki? Usłyszałem, że to bez sensu bo przecież żeby komuś obniżyć podatek trzeba najpierw mieć z czego obniżyć.
No właśnie.
Zadajmy sobie pytanie, kogo chcemy zachęcić do posiadanie dzieci bogatych, czy biednych?
Nie chcę tu rozstrzygać czy to dobrze czy źle, że Polacy dostają zapomogę, chce nazwać ją po imieniu. To nie żaden program rodzinny to zasiłek dla ubogich rodzin.
Bo czy naprawdę dawanie komuś jałmużny, czy zapomogi można nazwać przywracaniem godności i wstawaniem z kolan?
Zresztą jak dawanie pięknie brzmi. Lepiej jest dawać niż brać prawda?
Zwłaszcza, że obdarowani czują wdzięczność.
Do kogo polskie rodziny czuły by wdzięczność gdyby za każde dziecko obniżano im podatek dochodowy powiedzmy o 20 – 30 procent za każde i to dożywotnia. W myśl zasady aby nie odprowadzać dodatkowych danin od ludzi którzy wychowują dzieci czyli przyszłych płatników. Będą czuły wdzięczność do samych siebie za ciężką pracę którą rodzice codziennie wykonują w zakładzie pracy aby pieniądze były w rodzinie.
Do kogo jednak czują wdzięczność za każde 500 złotych „podarowane” z budżetu państwa, czyli od nas wszystkich, płatników podatków? No na pewno nie do reszty społeczeństwa. Za to do ludzi, którym odwdzięczą się przy urnach.
Gdyby rodzicie płacili mniejszy podatek nikt nie miałby im tego za złe, lecz gdy wprost dostają pieniądze z budżetu cześć społeczeństwa czuje niechęć i pogardę, czując się jak fundatorzy. Niezbyt dobrze gdy rodziny wielodzietne są postrzegane w społeczeństwie jako ci którym trzeba dawać Nie wiem czy tak powinna wyglądać polityka rodzinna.
Pomyślmy też o psychologicznym aspekcie takiego postepowania, co widzą dzieci?
Że z uczciwej pracy można utrzymać swoją rodzinę, a gdy jest ona duża można uzyskać zwolnienie z podatku, dzięki czemu więcej owoców pracy zostaje zaoszczędzonych. To jedna opcja albo, za posiadanie dzieci należą się pieniądze, nie ważne jak je się wychowuje, czy się pije, ale dziecko to pieniądz.
Jeżeli już chcemy pomóc rodziną z większą ilością dzieci to chociaż róbmy to z głową. Zwłaszcza, że uczciwym ludziom nie potrzeba dawać, wystarczy nie zabierać.
Mnie naprawdę cieszy, że Polskie rodziny wyszły z biedy i mają więcej pieniędzy. Cieszy mnie, że skończyły się pożyczki chwilówki, a skrajne ubóstwo jest niskie jak nigdy. Chcę żeby ludzie się bogacili. Nazywajmy jednak programy prorodzinne, programami prorodzinnymi, a socjalne socjalnymi i pamiętajmy, że w socjalizmie w założeniu też wszystkim ma myć miło.
Ktoś kiedyś powiedział, że w socjalizmie nie rodzą się dzieci, w kapitalizmie tak. Ciekawe dlaczego?
Kto to był nie pamiętam, na pewno nie ja, może Ozjasz Goldberg? Kto to wie.
Im więcej dzieci z dobrych domów tym większa szansa, że któreś wymyśli lekarstwo na raka.
Albo zasiądzie w konsorcjom naukowym odpowiedzialnym za atom dla Polski.
Z resztą wszystkie dzieci są Boże, ale zwłaszcza nasze.
Myślę że tu główną rolę ogrywa czynnik kulturowy. Ludzie wolą się rozwijać, robić karierę. W Polsce jest to tak angażujące że ludzie zapominają o rodzinie. Praca jest kiepsko płatna, wymagająca, niestabilna.
Posiadanie dziecka, dla takich rodzin które aspirują do czegoś co na zachodzie nazywało się klasą średnią jest problematyczne. Trzeba się rozwijać zawodowo, kupić mieszkanie, samochód, mieć pieniądze by zapewnić dziecku dobre wykształcenie i dobry standard dorastania.
Jak już to mają, okazuje się że są grubo po trzydziestce i nie dziwne że mogą sobie pozwolić na jedno, maks dwoje dzieci.
Ja szukałbym w tym przyczyn, że praca ludzi w wieku rozrodczym jest kiepska, niestabilna i mało płatna. A zapewnienie dziecku przyzwoitych warunków jest bardzo drogie. Niestety dojście do odpowiedniego statusu zajmuje coraz więcej czasu, więc ludzie coraz później decydują się na dzieci, a jak decydują się później to i mają ich mniej.
Dokładnie tak jest. Bardzo dobre podsumowanie.
noo wreszcie @fuczin łaskawie coś napisał!
na pewno będzie ironicznie i inteligentnie (mniam)
idę czytać :)
Jak pomyślę to napiszę, a jak nie to i Salomon z pustego nie naleje :)
Tekst bdb. Jednak nie litował bym się tak nad programem 500 plus. Przede wszystkim zżera go inflacja, po drugie nie jest żadnym 500 tylko po odrzuceniu opłat co najwyżej 200 plus. No i zablokował lepszy pomysł czyli likwidację PiT. I to na długie lata.
Jest też koszmarnie drogi i w sumie bezcelowy na dłuższą metę
Celna uwaga, będzie bardzo ciężko go zlikwidować. Jak to mówią daj człowiekowi wędkę, a złapie rybę, daj rybę, a na ciebie zagłosuje