Czy The Crown uczy historii?
Jak zrobić dobry serial historyczny, tak by niósł on w sobie wartość nie tylko kinematograficzną, ale także edukacyjną? Na to pytanie powinien odpowiedzieć seans The crown Petera Morgana, opowiadający historię brytyjskiej królowej Elżbiety II.
To zaskakujące jak twórcy w centrum zdarzeń postawili młodą, dopiero co koronowaną, władczynię, jednocześnie tworząc iluzję, iż serial jest tylko wycinkiem z całej opowieści o historii władzy na Wyspach.
W trakcie seansu w może pojawić się pytanie, czy w centrum narracji stoi faktycznie człowiek ubrany w swe urzędy, czy też brytyjska świętość – monarchia.
The Crown bez wątpienia należy do nowej fali produkcji telewizyjnych, które przyciągają widza na kilka sezonów, przez co mogą zagłębić się w szczegóły historii. Budżet w wysokości 100 mln dolarów pozwolił na perfekcyjne odwzorowanie strojów, wnętrz i realiów, które towarzyszyły następczyni trony od pierwszych chwil objęcia urzędów. Dzięki takiemu finansowaniu odnosi się wrażenia, że faktycznie, kamera towarzyszy bohaterom opowieści, nienachalnie filmuje ich ruchy, zachowania i rozmowy, jednak nie ingeruje w przestrzeń fabuły, która przecież ma miejsce w przeszłości. Wysoka wartość historyczna tej produkcji wynika bowiem z faktu, że w sposób staranny stara się ona odwzorować nie tylko ubiór i wygląd mieszkańców Londynu lat ’50, ale także ich zachowania, język, którym się posługują oraz mentalność. Widz, prowadzony przez kolejne epizody, może obserwować poprzez tę historię, jak zmieniał się świat, ludzie, obowiązujące zwyczaje i zachowania, a przy tym wszystkim, czuć, że postaci przedstawione na ekranie są autentyczne.
Bardzo wyraźnie w pamięci zapisała mi się jedna scena: premier Zjednoczonego Królestwa stoi przed siedzącą władczynią. Churchill zawsze stoi podczas tych audiencji, nakazuje mu to zwyczaj, do którego jest silnie przywiązany. Jego następcy nie będą mieli już problemu w tym by wygodnie rozsiąść się w fotelu. Z jego brustaszy wystaje biała poszetka. Drżąca dłoń premiera sięgająca po chusteczkę, w którą siąka on nos, potęguje napięcie, podczas trudnej rozmowy z monarchinią. Prowokuje jednak też do innej refleksji: czy bowiem zachowanie Churchilla świadczy o jego ekscentryczności – przecież siąka on nos w część garderoby, która współcześnie służy wyłącznie jako ozdoba, czy też jest to zwyczajne zachowanie mężczyzny w podeszłym wieku, w połowie lat ’50. Zmienia się moda, obyczaje i etykieta, a dzięki tym małym szczegółom, widz może wsiąknąć w świat przedstawiony i spróbować autentycznie poczuć tok myślenia ludzi z przeszłości.
Nie jest łatwo zrobić produkcję telewizyjną, która nie tylko będzie stała na wysokim poziomie jeśli chodzi o kostiumy i wnętrza, ale także porwie widza swą fabułą i będzie w tym wszystkim autentyczna.
Czy The Crown ma zatem funkcje edukacyjną? Czy historyk powinien odczuwać choćby niewielka satysfakcję płynącą z popularności tej produkcji? Wydaje się że zekranizowane losy Elżbiety II pełnią rolę socjalizacyjną nowego, brytyjskiego społeczeństwa. Opowiadając o władczyni, mówią także o monarchii, która nie zawsze nadążała za duchem czasów, jej zwyczaje i konserwatyzm były często przeszkodą dla rozwoju społeczeństwa, ale zawsze była brytyjska i ponad czasowa. To afirmacja wspólnoty wokół ustrojowego elementu, który trwa bez względu na zawirowania i rewolucyjne zmiany. W końcu monarchia to istotny element brytyjskiej tożsamości. Z drugiej jednak strony tę tezę można odeprzeć twierdząc, iż obraz odwzorowuje przeszłość, w której sympatie społeczeństwa dla Korony się zmieniały, jednak nikt nie wyobrażał sobie, by ta przestała istnieć. Największą wartość produkcji ma właśnie rozcięcie skalpelem mentalności człowieka z połowy XX wieku i przeprowadzenie jego wiwisekcji. Tym sposobem widz może zrozumieć dylematy targające bohaterami, które dziś wydają się mocno abstrakcyjne. Tak właśnie powinien wyglądać historyczny serial.