Dzień 1 cz. 2 Kutaisi - Hrasili 54 km
Upalny poranek i kac też robią swoje. Znajdujemy opuszczoną, ale zamkniętą stację benzynową. Po długiej dyskusji chowamy nasze tekturowe pakunki za kratownicę otworu okiennego rozwalającego się obiektu.
Pokładamy spore nadzieje, że nie zmienią one właścicieli. Wracamy na gwarną trasę, która ma nas doprowadzić do centrum drugiego co do wielkości miasta Gruzji.
![672C1753.jpg]
Powoli zaczyna się zwarta zabudowa i pojawiają się pierwsze sklepy. Niestety nie mamy jeszcze tutejszej waluty, a suszy niemiłosiernie. Droga zaczyna nam się dłużyć.
Zniecierpliwieni pytamy miejscowego jak daleko do śródmieścia, gdzie znajdziemy jakiś bank? Zbyt daleko. Paweł jest na tyle zdesperowany, że postanawia kupić wodę za euro.
Pani ekspedientka nie zna się na kursie i z trudem daje się przekonać, że 5€ za dwie butelki nie przyniesie jej straty. Koło południa w końcu dobijamy do centrum.
()
Pierwsze skrzyżowanie bez sygnalizacji świetlnej i już wiemy, że trafiliśmy do miejskiej dżungli, typowej dla postsowieckiej rzeczywistości. Chaos, rozpędzone samochody, klaksonowa kakofonia i ciągła walka o dominację na drodze. Mija sporo czasu zanim w kilku etapach udaje nam się znaleźć po pożądanej stronie ulicy. Udajemy się na poszukiwanie kantoru, w którym nabywamy sporą ilość gruzińskich lari.
Pierwszych zakupów dokonujemy w barze szybkiej obsługi. Poznajemy smak chaczapuri, który będzie nam towarzyszył do końca naszego pobytu na Zakaukaziu.
Ustalamy również plan działania. Priorytetem staje się dla nas zdobycie butli gazowych do kuchenki. Adrian uznaje, że nasze wolne tempo jest dla niego niezadowalające, więc postanawia oddzielić się od nas.
My natomiast robimy sobie dłuższą przerwę, po której stromym podjazdem dostajemy się na wzgórze Ukimerioni. Miejsce to jest hostelowym zagłębiem.
Od przeszło dekady okoliczni mieszkańcy przystosowują tu swoje jednorodzinne domy na kwatery dla turystów. Znajdujemy hostel, w którym zgodnie z informacjami zdobytymi jeszcze w Polsce, sprzedawane są kartusze. Niestety żaden z dostępnych nie pasuje do modelu naszej kuchenki.
Trudno, jakoś będziemy musieli przeżyć bez codziennej porannej kawy i ciepłej strawy.
Jestem strasznie zakorzenionym w jednym miejscu człowiekiem i zawsze jak czytam o takich podróżach to podziwiam i zazdroszczę odwagi.
Uwielbiam takie reportaże, czekam na kolejne posty.