Skąd biorą się różnice cen leków w aptekach?
Jak nie przepłacać za leki? Dlaczego ten sam lek w jednej aptece jest droższy niż w innej? Każdy z nas na pewno choć raz zadał sobie takie pytanie. W tym poście pokrótce wyjaśnię na czym zarabiają polskie apteki.
Na początku należy zdać sobie sprawę, że oprócz podziału farmakologicznego leków dostępnych w aptece, istnieje także ich podział „ekonomiczny”:
Leki na receptę refundowane – część ceny leku lub wyrobu medycznego pokrywa NFZ. Ceny tych preparatów są identyczne w każdej aptece, ponieważ ustala je Ministerstwo Zdrowia. Obecnie co 2 miesiące pojawia się nowa lista leków refundowanych, co często budzi kontrowersje i brak przewidywalności ich ceny. W tym przypadku warto zapytać farmaceutę o możliwość wykupienia tańszego odpowiednika.
Leki na receptę nierefundowane – 100% ceny leku płaci pacjent. Nie ma w tym przypadku odgórnie ustalonej ceny, dlatego w poszczególnych aptekach ten sam lek może być droższy lub tańszy. Różnice mogą wahać się od kilku do nawet kilkudziesięciu procent, a zależy to w dużej mierze od liczby zamawianych w hurtowni leków. Przewagę mają tu więc duże apteki sieciowe lub te mieszczące się w pobliżu dużych przychodni.
Preparaty bez recepty – należą tu szeroko dostępne i reklamowane leki OTC oraz suplementy diety. Również tutaj apteki mogą samodzielnie regulować ich ceny, oraz proponować pacjentom marki własne. Warto nadmienić, że przedstawiciele zawodów medycznych (lekarze, farmaceuci, pielęgniarki) oraz apteki nie mogą uczestniczyć w reklamach leków i suplementów.
Wróćmy do leków refundowanych, które kosztują w każdej aptece tyle samo. To ile dokładnie za nie zapłacimy zależy od limitu refundacji, oraz od poziomu odpłatności na wypisanej przez lekarza recepcie. Wyjaśnijmy to na prostym przykładzie.
Limit – jest to maksymalna kwota jaką NFZ dopłaca do danego leku.
Poziom odpłatności – oznacza procent limitu, jaki do leku dopłaca pacjent.
Załóżmy, że lek kosztuje 100 zł, natomiast limit refundacji to 80 zł. W zależności od oznaczenia na recepcie pacjent zapłaci:
Odpłatność 50%
50% x 80 zł + 20 zł = 60 zł
Odpłatność 30%
30% x 80 zł + 20 zł = 44 zł
Odpłatność R (ryczałt)
3,20 zł + 20 zł = 23,20 zł
Odpłatność B (bezpłatny)
0 zł + 20 zł = 20 zł
Jak widać lek "bezpłatny" nie oznacza, że dostaniemy go za darmo. Wyjątek stanowią leki dla seniorów 75+, które wpisane są na osobną listę.
Teraz najważniejsze, czyli jak ograniczyć swoje wydatki na leki:
- Poproś lekarza, żeby przepisał leki, na które będzie Cię stać.
- Pytaj farmaceutę o tańsze odpowiedniki, leki generyczne zamiast oryginalnych.
- Jeśli lekarz wypisuje recepty na 3-4 mies., zapytaj w aptece o większe, tańsze opakowanie.
- Jeśli nie masz pieniędzy na wykup całej recepty, poproś w aptece o odpis na część leków.
- Zwróć uwagę, gdzie kupujesz swoje leki.
- Nie ulegaj reklamom, lekarstwa to nie cukierki.
Zachęcam do dyskusji w komentarzach, z przyjemnością odpowiem na Wasze pytania :-)
Źródła:
https://mgr.farm/
http://www.farmacjapraktyczna.pl/
http://www.lekinacodzien.pl/
https://pixabay.com/
A propos "jak ograniczyć swoje wydatki na leki" to w trakcie wielu podróży zauważyłem, że są kraje, gdzie:
a) można kupić prawie każdy lek bez recepty - jak dla mnie to "Alleluja!" bo w końcu nie muszę sie nikogo prosić o coś co mi jest niezbędne.
b) lokalne rządy mają w tzw. głębokim poważaniu różne patenty - też super, bo to znacznie ogranicza zdzierstwo praktykowane nagminnie przez koncerny farmaceutyczne.
c) lokalny przemysł farmaceutyczny jest na bardzo dobrym poziomie - czyli lokalne wyroby są wysokiej jakości i nie ustepują "zachodnim" odpowiednikom.
dzięki czemu:
leki można kupić tam bez problemu, w ilości prawie dowolnej, bez zbędnej biurokracji i dużo, dużo taniej niż w Europie czy USA. I nie mam na myśli aspiryny czy paracetamolu - można praktycznie kupić wszystko, zazwyczaj poza silnymi psychotropami i substancjami z tzw. wykazu N (narkotyki).
Mój faworyt to Indie, na drugim miejscu jest Tajlandia ale cała Ameryka Łacińska jest też dosyć liberalna w tych sprawach, a i w Europie jest kilka krajów, gdzie wchodzi się do apteki, mówi co potrzeba, płaci i wychodzi z zakupem. Ceny nieco niższe niż u nas, ale za to jaki komfort kupowania bo żadnych recept nie potrzeba.
Wiem, wiem: to karygodne, nie wolno, jak to tak kupować bez recepty, nie wiadomo co się kupi etc. etc. więc dla porządku:
Uwaga!!! Powyższe to wyłącznie informacja, a każda informacja niewłaściwie zastosowana może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu” więc zanim z niej skorzystasz to się skonsultuj z lekarzem, farmaceutą, kolejarzem albo księdzem, grabarzem czy teściową i/lub zaakceptuj to, że z każdym działaniem (lub zaniechaniem) wiąże się jakieś ryzyko 😉
Absolutnie nie mogę się z tym zgodzić. Już wyjaśniam dlaczego:
a) można kupić prawie każdy lek bez recepty - jak dla mnie to "Alleluja!" bo w końcu nie muszę sie nikogo prosić o coś co mi jest niezbędne.
Nie każdy skończył studia medyczne, żeby wiedział co mu potrzebne. Internetowe mądrości bardzo często rozmijają się z prawdą. Lekarze postępują według specjalnych wytycznych przy ustalaniu terapii, nieostrożne przyjęcie lub wycofanie jakiegoś leku może spowodować występienie bardzo groźnych dla zdrowia lub życia działań niepożądanych. Leki na receptę są właśnie po to, żeby nie każdy miał do nich dostęp. Przykładów mogę podać setki, chociażby farmakoterapia choroby nadciśnieniowej, zaburzeń psychicznych, antybiotykoterapia zakażeń.
b) lokalne rządy mają w tzw. głębokim poważaniu różne patenty - też super, bo to znacznie ogranicza zdzierstwo praktykowane nagminnie przez koncerny farmaceutyczne.
Nie do końca jest to okej w stosunku do firmy farmaceutycznej, która przed wprowadzeniem innowacyjnego leku na rynek musi przeprowadzić szereg analiz właściwości związków oraz badań klinicznych, które są bardzo kosztowne (średnio 1 mld euro) i czasochłonne (średnio 12 lat). Patent na nowo opracowany związek trwa 20 lat. Odejmując czas na badania i zarejestrowanie leku zostaje go mniej więcej połowa.
c) lokalny przemysł farmaceutyczny jest na bardzo dobrym poziomie - czyli lokalne wyroby są wysokiej jakości i nie ustepują "zachodnim" odpowiednikom.
Najwięcej podróbek leków pochodzi właśnie z Azji. Co więcej, większość leków kupowanych przez internet jest podrabiana. Wiąże się to z inną niż deklarowana wartość substancji czynnej, lub wgl całkowity jej brak, zdarzają się jednak sytuacje, że zamiast właściwej substancji czynnej jest np. gips, kreda, cukier puder itd. Kupując lek z niepewnego źródła narażamy się na ogromne ryzyko!
Mój faworyt to Indie, na drugim miejscu jest Tajlandia ale cała Ameryka Łacińska jest też dosyć liberalna w tych sprawach, a i w Europie jest kilka krajów, gdzie wchodzi się do apteki, mówi co potrzeba, płaci i wychodzi z zakupem. Ceny nieco niższe niż u nas, ale za to jaki komfort kupowania bo żadnych recept nie potrzeba.
Jakoś do mnie ten argument nie przemawia, żeby w krajach trzeciego świata i rozwijających się był lepszy i bezpieczniejszy dostęp do leków. A jeżeli chodzi o Europę, to chętnie się dowiem o jakie kraje chodzi, bo z tych które ja znam, to żaden nie rozdaje leków od tak.
Wiem, wiem: to karygodne, nie wolno, jak to tak kupować bez recepty, nie wiadomo co się kupi etc. etc. więc dla porządku:
Uwaga!!! Powyższe to wyłącznie informacja, a każda informacja niewłaściwie zastosowana może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu” więc zanim z niej skorzystasz to się skonsultuj z lekarzem, farmaceutą, kolejarzem albo księdzem, grabarzem czy teściową i/lub zaakceptuj to, że z każdym działaniem (lub zaniechaniem) wiąże się jakieś ryzyko 😉
No tu się zgadzam, takie postępowanie jest KARYGODNE, a tym bardziej chwalenie się tym na forum i namawianie ludzi, żeby tak samo robili.
Gratulacje, twój post został uwzględniony przez @OCD w dziennej międzynarodowej kompilacji o numerze #149!
Polscy kuratorzy to: @fervi, @lukmarcus / @marszum i @santarius.
Możesz także dodać @ocd do obserwowanych użytkowników – dzięki temu dowiesz się o innych projektach i poznasz różne perełki! Walczymy o transparentność.
"Warto nadmienić, że przedstawiciele zawodów medycznych (lekarze, farmaceuci, pielęgniarki) oraz apteki nie mogą uczestniczyć w reklamach leków i suplementów."
Ciekawe jak to wygląda od kwestii prawnej, kiedy w każdej reklamie leków podpis pod aktorem jest "lekarz", "farmaceuta", "dentysta", itp.
Jest to jawne wprowadzanie ludzi w błąd.
Nie trzeba kończyć studiów medycznych, żeby móc nosić fartuch ;-) W reklamie suplementu (wg prawa środek spożywczy) można robić co tylko się żywnie podoba. W reklamie leku natomiast "osoby w fartuchu" ani żadne sugestie, że występująca osoba to lekarz, nie mogą się pojawić. To samo dotyczy jakichś wskazań w reklamie na daną sieć aptek.
Inną kwestią jest manipulacja w wyświetlaniu reklam w telewizji. Zazwyczaj w spocie reklamowym po 3 reklamach suplementów diety pojawia się 1 reklama leku, przez co wiele osób nie widzi między nimi różnicy. A jest ona taka, że podczas reklamy leku musi pojawić się 8-sekundowy komunikat:
"Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu"
Przez to, że lek jest ostatni w spocie reklamowym, można odnieść mylne wrażenie, że obejrzeliśmy 4 reklamy leków.