Bruce Lee: Return of Fury (2019) - powrót Króla
We wczesnych latach 90 XX wieku miałem przyjemność zagrania na swoim Commodore 64 w grę zatytułowaną "Bruce Lee" i to była jedna z moich ulubionych gier komputerowych z dzieciństwa. Ile godzin spędziliśmy z młodszym bracholem i kolegami z osiedla, to nasze.
Było to połączenie komnatówki, platformówki i powszechnie zwanego gatunku karate (chociaż w tym przypadku bardziej by pasowało słowo kung-fu). Twórcami gry byli Ron J. Fortier oraz Kelly Day, który także był projektantem grafiki. Natomiast kompozytorem muzyki w grze był John A. Fitzpatrick. Gra ta została wyprodukowana i wydana w 1984 roku przez firmę Datasoft (twórcy między innymi gry "Zorro" z 1985 roku). Gra ta pierwotnie została wydana na komputery ośmiobitowe z rodziny Atari. Następnie gra ta została przeportowana na takie maszyny jak: Commodore 64, ZX Spectrum, Amstrad CPC, Apple II, MSX, BBC Micro, IBM, czy komputery z serii PC-8800.
W grze wcielaliśmy się w nieżyjącego w ówczas od 11 lat słynnego mistrza wschodnich sztuk walk i aktora filmów kung-fu Bruce'a Lee ("Wejście smoka", "Wściekła pięść", "Droga smoka", "Wielki szef", czy "Gra śmierci" której nie dokończył). Celem gracza było dotarcie do wieży złego Czarnoksiężnika i pokonanie go, oraz odzyskanie skradzionych skarbów z legendarnego klasztoru Shaolin. Aby dotrzeć do wieży Czarnoksiężnika, musieliśmy przejść 20 komnat najeżonych różnymi pułapkami (między innymi: białe iglice, prądy oraz ognie wyskakujące ze ścian, wybuchające krzaki, prądy poruszające się po podłodze). Aby dotrzeć do kolejnej komnaty, musieliśmy zbierać wiszące lampiony (kiedy byłem mały to myślałem, że to są diamenty), których zbieranie otwierało nam przejście do kolejnej komnaty.
Jakby tego było mało, mieliśmy dwóch przeciwników, którzy nas ścigali po komnatach (na szczęście nie po wszystkich). Naszymi oponentami byli : czarny drobny wojownik ninja z mieczem, oraz zielony Gruby Yamo, który wyglądem przypominał zapaśnika sumo. Dlatego też nazwaliśmy go z młodszym bratem właśnie sumo, ponieważ nie znaliśmy wtedy imienia tej postaci. Niestety nasi oponenci byli nieśmiertelni i po ich pokonaniu za chwilkę znowu się pojawiali, by przeszkadzać naszemu protagoniście.
Ninja był łatwy do pokonania. Wystarczyło go dwukrotnie uderzyć z "lotu trzmiela" (wyskok z górną wyorostowaną nogą i dolną nogą zgiętą, coś a'la Liu Kang w "Mortal Kombat"). Natomiast Gruby Yamo był trudniejszy do pokonania, był szybszy i trzeba było na niego poświęcić trzy kopniaki. Przy czym trzeba było uważać, ponieważ Gruby Yamo też znał ten wyskok. Mogliśmy także uderzać naszych oponentów przy pomocy pięści, lecz to było czasochłonne. Ninję można było zabić bodajże czterema ciosami z pięści, natomiast Grubego Yamo chyba sześcioma "piąchami". Mogliśmy także spadać na naszych przeciwników z góry. Kilkukrotny upadek z góry powodował czasowe pozbycie się naszych oponentów. Dodatkowo nasi przeciwnicy mogli się także zabijać o pułapki pozostawione w komnatach. Na szczęście nasi przeciwnicy nie wykazywali się wysokim współczynnikiem inteligencji. Kiedy Bruce Lee był ponad nimi, to stali nieruchomo w miejscu. Kiedy tylko nasz protagonista znajdował się na wysokości ich wzroku, wtedy Ninja i Yamo się uruchamiali.
Gra oferowała dwa poziomy trudności. Po ukończeniu gry na pierwszym poziomie, po chwili uruchamiała się ona na wyższym poziomie. Tutaj przeciwnicy byli szybsi, silniejsi i pojawiali się natychmiast po unieszkodliwieniu. Nie jestem na 100% pewien czy Gruby Yamo mógł nas ścigać na tym wyższym poziomie. Niestety drugiego poziomu trudności nigdy mi się nie udało ukończyć ze względu na jedną niebieską planszę z latającymi prądami po podłodze. Plansza ta była moim nemesis.
Właśnie straciłem życie. Ciut za wcześnie skoczyłem i trafił mnie prąd wylatujący ze ścian.
Można powiedzieć, że "Bruce Lee" był kanapowym multiplayerem. Gra oferowała rozgrywkę na dwóch graczy, a także w trybie... kooperacji. Podczas gdy jeden z graczy kierował poczynaniami protagonisty, drugi gracz mógł wcielić się w rolę Grubego Yamo. Obaj gracze mogli ze sobą współpracować (biedny Ninja) lub... drugi gracz mógł przeszkadzać Bruce'owi. Wszystko zależało od dobrej woli drugiego gracza. Oryginalne Gruby Yamo kierowany przez CPU nie potrafił skakać, ani wspinać się po drabinach. Natomiast kierowany poczynaniami drugiego gracza Yamo potrafił wykonywać te czynności. Nie jestem na 100 % pewien, ale chyba także na wyższym poziomie trudności Yamo potrafił skakać i wspinać się po drabinach. Kiedy drugi gracz po dłuższym czasie nie będzie kierować poczynaniami Yamo, to CPU przejmie kontrolę nad zapaśnikiem sumo.
Nie wiem czy wszyscy to wiedzą, ale mogliśmy zawiesić tę grę poprzez szybkie przechodzenie pomiędzy dwiema komnatami. Nagle wyskakiwał nam ekran z randomowo poukładanymi pikselami w mozaikę. Oczywiście widzieliśmy sprite'a Bruce'a Lee, lecz nie mogliśmy nim sterować. Pozostawał tylko reset gry.
Też trzeba przyznać, że Bruce Lee był jedną z najdłużej wgrywających się gier z pirackiej kasety składanki... w systemie turbo. Wgrywanie tej gry zajmowało aż 30 obrotów taśmy w magnetofonie! W porównaniu z oryginalnymi grami na Commodore 64 to nic. Zwykle gry zajmowały średnio do 17 obrotów. Czasami zdarzało się, że na końcu wyskakiwał ? LOAD ERROR i trzeba było nastawiać głowicę śrubokręcikiem i wgrywać grę od nowa. Chociaż czasami z Errorem gra się wgrywała.
W grze tej występował glitch, który powodował ogromne naliczanie punktów za... upadek z góry na oponentów. Albo to był cios krytyczny? Zwykle dostawaliśmy za to 50 punktów. Czasami zdarzało się tak, że dostawaliśmy około 7000 punktów, czasami więcej (za 40 000 było kolejne życie) i w ten sposób mogliśmy dostać kilka żyć za darmo. Gdy dochodziliśmy do górnego limitu punktowego, to po prostu licznik się zerwał i punkty naliczały się od zera.
Kilka dni temu, 1 marca 2019 roku, programiści z grupy Megastyle wypuścili i udostępnili za darmo nieoficjalny sequel klasyka sprzed lat, zatytułowany "Bruce Lee - Return of Fury". Głównym autorem gry, kompozytorem i programistą gry był Vidar "dmx" Bang.
Grę tą możemy ściągnąć w postaci rom-u na emulator komputera Commodore 64 z tej strony :
https://megastyle.itch.io/bruce-lee-return-of-fury
Grę możemy ściągnąć w dwóch formatach pliku: d64 oraz tap i zagrać w nią na emulatorze, a jeśli ktoś będzie potrafił zgrać te pliki w postaci audio na kasety magnetofonowe, to sobie zagra w tę grę na oryginalnym Commodore 64.
Taka mała ciekawostka. To nie jest pierwsza kontynuacja klasyka sprzed 35 laty. W 2013 roku wyszedł na PC nieoficjalny sequel tej gry, zatytułowany "Bruce Lee 2", którego stworzył i wydał *Bruno R. Marcos. Dwa lata później, wyszedł port tej gry... na Commodore 64 i chyba na komputery Atari także. Gra pod względem oryginału była bardziej rozbudowana i trudniejsza, oferowała więcej komnat, nowe mechaniki gry, oraz nowych przeciwników (filmowi antagoniści Bruce'a Lee), ale to jest temat na osobny artykuł.
W najnowszej odsłonie gry pokonany Czarnoksiężnik wraca po 35 latach by się zemścić i jest jeszcze silniejszy niż przedtem. Naszym celem będzie ponowne pokonanie go, lecz tym razem będzie on czterokrotnie trudniejszy do zabicia, a sama droga do niego będzie jeszcze trudniejsza. Oczywiście w drodze do wieży głównego bossa będą nam towarzyszyć dobrzy "starzy znajomi", czyli Ninja i Gruby Yamo.
Grę otwiera świetne intro, a raczej ekran tytułowy, na którym widzimy Bruce'a Lee, a w tle przygrywa klimatyczna muzyka skomponowana przez "dmx-a". Ekran ten został stworzony przez Rune "Sparklera" Spaansa z grupy Megastyle. Po pominięciu screenu tytułowego poprzez naciśnięcie spacji, bądź przycisku fire na joysticku, wita nas Menu Główne gry.
Na wstępie słyszymy słynny motyw muzyczny skomponowany przez Johna A. Fitzpatricka, lecz nieco zmodyfikowany przez Vidara "dmx-a" Banga. Samo Menu Główne na pierwszy rzut oka nieco przypomina oryginalne sprzed 35 laty. Menu składa się z dwóch charakterystycznych niebieskich ekranów. Na pierwszym z nich widzimy tytuł gry i creditsy. Po przyciśnięciu przyciskiem Fire na joysticku wita nas drugi ekran wyboru postaci oraz poziomu trudności.
Na dole widzimy sprite'y protagonisty oraz antagonistów.
Tutaj następuje nowość. W grę będzie mogło zagrać na raz trzech graczy! Dzięki adapterowi Protovision, który umożliwia rozgrywkę czterem graczom w jednej chwili, grywalną postacią stanie się także Ninja. Co tu się będzie działo! Rodzinne deathmatche, niejedna rodzina, bądź przyjaźń, rozbije (ewentualnie sam joystick) się przez tę grę.
Sama gra oferuje dwa poziomy trudności : Normal i Hard. Na poziomie Normal jeżeli stracimy wszystkie życia i zobaczymy słynny ekran z napisem Game Over, to będziemy mogli kontynuować rozgrywkę trzykrotnie. Za czwartym razem gdy stracimy wszystkie życia, następuje ostateczny koniec gry. Poziom Hard przeznaczony jest dla prawdziwych hardcore'owców. Nasi oponenci są szybsi i zaraz po śmierci respawnują się w błyskawicznym tempie. Gdy stracimy wszystkie życia (gra oferuje 5 na początku) to następuje ostateczny Game Over, co było standardem na Commodore 64 i trzeba rozpoczynać grę od nowa. Nie ma że boli.
Trzeba też przyjąć poprawkę na to, iż gra jest cholernie trudna, o wiele trudniejsza nawet od nieoficjalnego sequelu "Bruce Lee 2" z 2013 roku. Z "Brucem Lee - Return of the Fury" na początku nawet weterani "jedynki" mogą mieć problemy na poziomie Normal, ale jak to mówią - "trening czyni mistrza".
Oprawa audiowizualna i sterowanie są dokładnie takie same jak w oryginale z 1984 roku. W grze będą występować dokładnie te same elementy co w wersji pierwotnej, nawet efekty dźwiękowe zostały te same co w oryginale na Commodore 64. Zakres ruchów naszego protagonisty będzie taki sam : prawo, lewo, góra (skok w miejscu), dół (leżenie na brzuchu), ruch na ukos (skok nad przeszkodą), fire (cios z piąchy) i kombinacja w bok + fire (wyskok z wyprostowaną nogą). Także HUD ponad głównym ekranem pozostał niezmienny.
Grę rozpoczynamy w podziemnej jaskini tuż nad brzegiem urwiska. Ten wstęp trochę przypomina mi "Saboteur!" z 1985 roku, gdzie rozpoczynaliśmy na molo. Z lewej strony mamy chyba wodę, do której nie radzę wskakiwać. Na górze jaskini mamy nowy element, a mianowicie nietoperze, ich też nie raczę dotykać. Po prawej stronie mamy drabinę prowadzącą na powierzchnię ziemi.
Druga komnata przypomina nieco pierwszą planszę z oryginalnego "Bruce'a Lee", lecz ta rozgrywa się w nocy przy Księżycu w pełni. Tutaj dostajemy pierwszego plaskacza w pysk. Po prawej stronie mamy do zebrania lampion, lecz ten jest strzeżony przez... dwie białe iglice, których nie radzę dotykać. Trzeba będzie je przeskoczyć odmierzając skok ... z dokładnością co do piksela. A to dopiero początek.
Design następnych plansz to już jest jazda bez trzymanki. W grze występuje sporo nowych komnat i... kilka dobrze znanych z oryginalnego "Bruce'a Lee", jak na przykład ta poniżej, lecz jej tło zostało zmienione na purpurowo-fioletowe.
Czy też moje nemesis z trudniejszego poziomu w oryginale. Tak, tak... Niebieska komnata z jeżdżącymi prądami po podłodze wróci. Na szczęście prądy nie będą jeździć po całej długości podłogi, jak na wyższym poziomie w "Bruce Lee", bo by mnie coś strzeliło. Dodatkowo w "kontynuacji" przy ścianach, w przejściach pomiędzy poziomami dodano lampiony, które trzeba zebrać.
W grze też nie zabraknie ukrytych, ciemnych, komnat, w których będziemy mogli zebrać dodatkowe życia. Jak dobrze pamiętacie w oryginalnym "Bruce Lee" życie dostawaliśmy co 40 000 punktów, lub za zebranie złotego (żółtego) symbolu Yin-yang.
Jak już wspomniałem poziom trudności w tej grze został mocno podkręcony względem części pierwszej. Prądy wylatujące ze ścian pojawiają się częściej i trzeba będzie wyczuć odpowiedni moment, aby nie dać się zabić. Nie zabraknie tutaj takich pułapek: jak znikająca podłoga, automatycznie wybuchające krzaki, czy cyklicznie opadające stropy, do których przytwierdzone są iglice.
Podsumowując... A co tu podsumowywać... "Bruce Lee - Return of the Fury" to bardzo udana nieoficjalna kontynuacja klasyka z 1984 roku. Tym bardziej, że ta gra była bardzo popularna, nawet w Polsce. Na pewno starzy fani tej gry będą przecierać łezkę w oku na widok tego "sequela". Jak już wspomniałem, jej największą wadą jest bardzo wysoki poziom trudności. Jak sam zacząłem testować tę grę, to ginąłem po kilku planszach. Czasami zdarzało się, że traciłem 2-3 życia już w drugiej komnacie... na tych dwóch iglicach. Postaram się przejść tę grę, ale wątpię żeby mi się udało.
Recenzja własna.
Screeny z własnych gameplay'ów - ©Datasoft 1984 i Megastyle 2019
Źródło - Grę można ściągnąć tutaj - https://megastyle.itch.io/bruce-lee-return-of-fury
Posted using Partiko Android
Też była to jedna z częściej ogrywanych przeze mnie gier na C64. Jednak w nową część chyba nie zagram, bo niestety nie mam na tyle czasu :) W każdym razie dobrze wiedzieć, że wyszła kontynuacja :)
W sumie to już druga kontynuacja i jest to nieoficjalna "trzecia" część tej gry. Chyba, że jeszcze powstały jakieś nieoficjalne kontynuacje, o których nie wiem.
Zawsze możesz ściągnąć plik tap czy d64 i kiedyś tam zagrać na emulatorku, albo jak będziesz mieć kiedyś chwilkę czasu i zgrać ją na taśmę magnetofonową :)
Zawsze też można obejrzeć gameplay na YT -
Posted using Partiko Android
Albo nawet na dyskietkę, mam gdzieś w domu interfejs pozwalający podpiąć stację dysków od C64 do PC przez USB :)
kojarzę grę, ale raczej nie spędziłem wniej zbyt wiele. Za to przy tej okazji przypomniała mi się inna gierka, w której ze znajomymi spędzaliśmy dużo czasu - International Karate. Pamiętam, że zabawa była przednia. A najwięcej śmiechu wywoływały jednoczesne nokauty. Np. taki jak ten w 5 : 40 poniższego filmu.
"International Karate" to klasyka. W Polsce była niezwykle popularna. Miałem tę grę na którejś składance, ale jakoś za nią nie przepadałem, bo byłem w nią cienki :) Najbardziej lubiłem odbijanie tych piłek tą tarczą. Pamiętam, że którymś przyciskami można było zmieniać kolor tego nieba, ale także zdejmować kimona w dół. CI karatecy stali ze slipkami i tacy zawstydzeni zasłaniali części intymne ciała XD
Wiem, że w oryginale ta gra miała kilka plansz. Gdzieś na którejś kasecie składance miałem planszę z mostem i Operą w Sydney w tle. Na kasecie widniał tytuł "Way of Exploding Fist" czy coś takiego, ale wiedziałem że to jest "International Karate".
Posted using Partiko Android
tak, poprzez twój komentarz przypomniało mi się trochę tych rzeczy, o których już mi pamięć wyblakła. Nie zagłębiałem się w szczegóły, ale były jakby różne odmiany podobnej gry. "Way of Exploding Fist" tam były różne tła, to co pokazałem to prawdopodobnie "International Karate+".
Nie kojarzę zmieniania koloru nieba, ale opadające spodnie karateków tak, czymże by była gra bez easter eggów ;)
A co do gry Buce Lee, to tutaj dla mnie sytuacja odwrotna, dla mnie była za trudna więc mnie nie wciągnęła ;)
You got a 27.63% upvote from @bdvoter courtesy of @bartheek2!
Delegate your SP to us at @bdvoter and earn daily 100% profit share for your delegation & rewards will be distributed automatically daily.
500 SP, 1000 SP, 2500 SP, 5000 SP, 10000 SP.
If you are from Bangladesh and looking for community support, Join BDCommunity Discord Server & If you want to support our service, please set your witness proxy to BDCommunity.
Congratulations @bartheek2! You received a personal award!
Thank you for taking part in the early access of Drugwars.
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Thank you so much for being an awesome Partiko user! We have just given you a free upvote!
The more Partiko Points you have, the more likely you will get a free upvote from us! You can earn 30 Partiko Points for each post made using Partiko, and you can make 10 Points per comment.
One easy way to earn Partiko Point fast is to look at posts under the #introduceyourself tag and welcome new Steem users by commenting under their posts using Partiko!
If you have questions, don't feel hesitant to reach out to us by sending us a Partiko Message, or leaving a comment under our post!
Cześć!
Witaj na tagu #pl-emocjonalnie. Cieszę się, że dołączasz do emocjonalnej strony Steema. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej.
Autorzy postów na naszym emocjonalnym tagu są nagradzani głosem noisy, mmmmkkkk311, diosbot oraz planter.
@nieidealna.mama