Lewobrzeżne Tbilisi - cz.1
W ostatnim odcinku rozstaliśmy się na ulicy Kotego Abchaza w pobliżu Placu Wolności. Dziś powędrujemy na lewy brzeg Kury. Najpierw jednak musimy dotrzeć do mostu, który nam na to pozwoli. Dlatego na krótko powrócimy w znane nam rejony – przejdziemy ulicą Abchaza do znanego Wam miejsca, w którym łączy się z ulicą Herakliusza II – musimy dotrzeć w pobliże kasyna Shangri-La, o którym już mówiliśmy wcześniej. Jednak stamtąd, zamiast iść dalej naprzód, w kierunku zegarowej wieży, skręcimy wąską uliczką w prawo. Dojdziemy w ten sposób do Mostu Pokoju (მშვიდობის ხიდი [mszwidobis chidi]).
Jest to konstrukcja nowa, została oddana do użytku w 2010 roku. Autorem koncepcji architektonicznej jest Michele de Lucchi, oświetlenia – Philippe Martinaud. Obiekt, w którego konstrukcji dominują szkło i stal, pomimo swej nowoczesności, całkiem dobrze wpasowuje się w panoramę starego Tbilisi. Na temat jego urody można mieć różne opinie, nie przypadkiem wielu miejscowych i turystów nazywa go „Podpaską”. Niemniej jest to miejsce godne odwiedzenia szczególnie w godzinach wieczornych.
Po przejściu przez most trafiamy do Parku Rike (რიყის პარკი [riqis parki]). Nie liczyłbym tutaj na jakieś wielkie drzewa, ocienione alejki – nic z tych rzeczy. Raczej trawniki, na ogół zadbane i dość ekstrawaganckie konstrukcje. Odnajdziemy tu olbrzymi kamienny fortepian
dotrzemy też do budynku wyglądającego jak dwie wielkie rury, ewentualnie nogawki spodni. To Teatr Muzyczny połączony z Centrum Wystawowym. W czasach, kiedy tam byłem, przypominało to jeszcze dość mocno stan roboczy, ale już robiło wrażenie.
Poza tymi konstrukcjami w parku znajdziemy, między innymi, amfiteatr, fontannę oraz dolną stację kolejki linowej na Narikalę. Koszt (o ile nie było ostatnio jakichś podwyżek) to jedyne 1 lari i zdecydowanie warto go ponieść dla odbycia tej malowniczej podróży. My jednak odłożymy ją na inną okazję, przechodząc przez cały park aż do ronda na Placu Europy (ევროპის მოედანი [ewropis moedani]). Po drodze dokupimy sobie smakołyki na jednym ze stoisk – być może skusimy się na czurczchele, być może na tklapi (tą dźwięczną nazwą nazywamy cieniutkie krążki z zagęszczonego soku owocowego – może być winogronowy, może być jabłkowy, a nawet z kiwi!).
Przy Placu Europy podejdziemy jeszcze do Mostu Metechi (მეტეხის ხიდი [metechis chidi]) – z tamtych okolic rozciąga się bardzo ładny widok na Narikalę i kościół Metechi, do którego podejdziemy za chwilę.
Najpierw jednak podejdziemy tuż obok, do pomnika króla Wachtanga I Gorgasala
ten król Kartlii z drugiej połowy V w. jest uznawany za jednego z najwybitniejszych władców gruzińskich. Przez wiele lat prowadził walkę wyzwoleńczą przeciwko Persom, ostatecznie zakończoną powodzeniem. Jemu też przypisuje się założenie Tbilisi, o czym mówi legenda, znana w kilku różniących się szczegółami wariantach. Otóż pewnego dnia król wybrał się na łowy razem ze swoją świtą. Jego sokół pognał za bażantem i zniknął myśliwym z oczu. Ci pojechali za nimi i przekonali się, że sokół bażanta dopadł. Niestety, oba ptaki spotkał smutny los – splecione w walce na śmierć i życie wpadły do jednego z licznych w tej okolicy źródeł. Jakież było zdziwienie władcy, gdy przekonał się, że oba ptaki doznały śmiertelnych poparzeń... Król dokładniej zbadał okolicę, zachwycił się jej pięknem i postanowił w tym miejscu założyć miasto. Nazwano je zaś od ciepłych źródeł – Tbilisi (თბილი [tbili] – po gruzińsku znaczy ‘ciepły’), co można by swojsko i po polsku przełożyć jako Cieplice ;)
W każdej legendzie jakieś ziarnko prawdy się znajdzie, więc trudno wykluczyć, że takie łowy faktycznie się odbyły, prawdą jest na pewno to, że okolica należy do bardzo urokliwych... Prawdą jest też to, że za swojego panowania Wachtang I przeniósł stolicę do nowozałożonego miasta. Przez gruzińską Cerkiew został zaliczony w poczet świętych, zaś jego szczątki spoczywają w mcchetyjskiej świątyni Sweticchoweli (którą odwiedzimy w jednym z kolejnych odcinków). Nic więc dziwnego, że na wzgórzu w 1967 stanął pomnik, zaś siedzący na koniu władca uniesioną ręką pozdrawia potomków swoich dawnych poddanych...
Po przywitaniu z zasłużonym władcą kierujemy się w stronę świątyni. Kościół Metechi, pod wezwaniem Narodzenia NMP, stoi w bardzo malowniczym miejscu – na skarpie, prawie na samym brzegu Kury.
Najstarsze pozostałości kultu religijnego w tym miejscu sięgają V wieku właśnie, czasów założenia Tbilisi. Być może w pobliżu znajdował się także pałac królewski? O tamtych czasach świadczą też relikwie świętej męczennicy, królowej Szuszanik, przechowywane w Metechi. Pierwsze świadectwa pisane, potwierdzające istnienie kościoła Metechi datują się na XII wiek, potwierdzają też jego wielkie znaczenie – wiadomo, że w nim modliła się sama królowa Tamara (o której też będzie w jednym z kolejnych odcinków). Również i ten kościół został zburzony w 1235 roku, w czasie mongolskiej inwazji, jednak szybko, już kilka dekad później, został odbudowany i w tej postaci dotrwał do czasów dzisiejszych.
Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd z zewnątrz, bo w środku jednak sporo zmian nastąpiło. W XVII wieku, gdy Tbilisi znalazło się w sferze wpływu islamu, w świątyni urządzono skład prochu, budynek był zaniedbany i dość mocno podniszczony. Został odrestaurowany w połowie XVIII wieku, jednak nie był to koniec jego ciekawej historii – początek XIX wieku przyniósł zniszczenie murów, otaczających teren kościoła, za czasów Berii były bardzo zaawansowane plany zlikwidowania budynku w tym miejscu i odtworzenia go w jednym ze skansenów, zaś w połowie lat 70 został on przekazany teatrowi eksperymentalnemu, który urządził w środku scenę i widownię na 100 miejsc. Kościół został zwrócony wiernym w 1988 roku.
W bezpośrednim pobliżu Metechi zaprowadzę Was jeszcze w jedno miejsce, godne potencjalnej uwagi turysty – będzie to pałac Saczino, znany również jako pałac księżniczki Daredżan. Uliczki, które do niego prowadzą, cechuje zupełnie inna estetyka, widać, że jest to część miasta mocno zaniedbywana przez władze. Ale, umówmy się, to też jest prawdziwa Gruzja i to jej oblicze jest równie prawdziwe, jak nowoczesne, lśniące budynki...
Sam pałac, w porównaniu z dopiero co odwiedzonym kościołem, jest budowlą wręcz młodziutką – pochodzi z 1776 roku, poddany gruntownej renowacji w latach 80 XX wieku. Został wybudowany przez króla Herakliusza II jako letnia rezydencja dla jego małżonki, Daredżan.
Na pewno jego plusem są piękne widoki z wysokości wzgórza, na całe Tbilisi, w tym na Plac Europy – dopiero stąd widzimy piękne kwietniki i wzory przez nie tworzone, a niedostrzegalne z poziomu ziemi
atrakcję mogą też stanowić solidne mury otaczające pałac
malownicze drewniane balkony, a także urokliwe ogrody. Wszystko to wynagradza nam trudy niedługiej, ale jednak, wspinaczki. Wnętrza z kolei należą już całkowicie do mniszek z zakonu Przemienienia Pańskiego, jednak turyści mają możliwość ich zwiedzenia. Zajrzeć można, ale raczej nie spodziewajcie się nie wiadomo czego i nie wiadomo jak wielkiego zachwytu. Zewnętrze jest zdecydowanie ciekawsze!
Tuż obok znajdziemy skromny kościółek, pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego (ფერისცვალების ეკლესია [periscwalebis eklesia]).
Budynek jest równie stary co pałac Saczino – powstał dokładnie w tym samym czasie i pierwotnie pełnił funkcję pałacowej kaplicy. Obecnie jest to zupełnie normalnie funkcjonujący kościół, w środku możemy znaleźć freski z początków XX wieku. Na pewno świątynia ta nie będzie głównym celem dla (prawie) żadnego turysty, przychodzić tu wyłącznie dla niej wielkiego sensu nie ma, ale skoro już tu jesteśmy przy okazji, to jak najbardziej chwilkę poświęcić można.
A w kolejnym odcinku powędrujemy, między innymi, w głąb ormiańskiej dzielnicy Awlabari, zobaczymy, co się dzieje na Suchym Moście i przyjrzymy się jednej z najbardziej monumentalnych budowli Tbilisi (a może i całej Gruzji).
Super wspomnienia! Gruzja naprawdę wydaje się piękna, pora ją odwiedzić :)
I to zanim się zeuropeizuje ;)
Ze względu na wysoką jakość ten post otrzymuje skromny upvote 100% od nieoficjalnego kuratora tagów #pl-podroze!
Dziękuję bardzo :)