2020 02 18/2 - 30 dni muzyki odcinek 30 - u kresu podróży bez kresu
No i oto, mimo czknięcia i turbulencji w ostatnich dniach, wyzwanie można uznać za doprowadzone do końca.
Niezależnie od szczegółów, powstało 30 postów poświęconych muzyce.
W dzisiejszym, ostatnim, przyszło opisać w muzyce samego siebie.
Jak można opisać człowieka w muzyce? Zawrzeć w niej biologię i filozofię? Jeśli pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze, jak można siebie opisać muzyką? Zresztą, poprzednie posty też mogłyby być skrytykowane pod tym kątem. Każdy wyrzuciłem z głowy, ilustrując niektóre myśli, wspomnienia i gubiąc dużo poprzez wplecenie ich w komercyjną muzykę, ale to nie jest najgorzej. Nie ma sensu pokazywać absolutnie wszystkiego.
Dzisiaj pozwolę sobie umieścić nie jeden, a dwa utwory. Mogę to usprawiedliwić na różne sposoby.
Po pierwsze, spotkałem się ze skrajnymi opiniami na swój temat. Według jednych jestem geniuszem, według innych - kompletnym idiotą. Według jednych jestem zbyt miły i zbyt wrażliwy, ale spotkałem się też z opinią że jestem zimny i wyniosły. W końcu - jestem najnormalniejszy w świecie i najnienormalniejszy w świecie jednocześnie.
Teraz pójdziemy na granice ezoteryki ale z ważnym zastrzeżeniem że jest to niemistyczne.
Jestem zodiakalnym bliźniakiem, co skłania ludzi myślących o zodiaku do akcentowania dychotomii w mojej naturze.
Niemniej, nie wierzę w moc gwiazd i biorąc poprawki na zmiany w ruchu kuli ziemskiej od ustalenia zodiaku, uważam że ma on jedną istotną wartość. Jest próbą wglądu w rozwój człowieka z uwzględnieniem czasu, kiedy przyszedł on na świat i bodźców, z jakimi ma do czynienia w pierwszych miesiącach swojego życia.
Przyszedłem na świat w okolicy letniego przesilenia. Mój pierwszy rok to gorące lato, przechodzące w mroźną zimę. Koniec wiosny przed jej początkiem. Jest to klimat do powstania osobowości która swoje skrajności (każdy ma swoje skrajności) w jakiś sposób uwydatnia.
To jest jednak mocno częściowe wyjaśnienie i słaby drogowskaz. Jeśli już gdzieś ten drogowskaz wiedzie, to trafi się nim na manowce.
W pisaniu o muzycznych zabawach jakąś rolę odgrywa. Dwa utwory, które dzisiaj zaprezentuję, to dwa spojrzenia na rozrywkową muzykę, na nowy rodzaj ballady. Jeden utwór jest punkowy, drugi rockowo-balladowy, oba są kosmiczne. Punk jest cierpki, rock sentymentalny. Nie chcę wykładać wszystkiego jak kawa na ławę, ale tego jest dużo.
Najpierw dla rozruszania atmosfery
Brygada Kryzys - Wojny gwiezdne
Tego zespołu słucham sporadycznie i nie jestem aktualnie zaznajomiony z jego dokładną historią. Sam utwór ze względu na "kosmiczną" warstwę słowną jest dla mnie osobiście interesujący. Zwłaszcza, że prowokuje do interpretacji rozmaitych. Ta, która mi się nasuwa na pierwszy plan nie pasuje mi jednak do osobistych przeżyć i być może poopowiadam o tym kiedy indziej. Można też się doszukać żartów z iluzji sprzedawanych przez popkulturę i punktów stycznych między popkulturą a ideologicznym obrzędem. Z kolei mi osobiście utwór kojarzy się z zabawą w książkę, której to konkretnej książce poświęcam już trzeci rok (aktualnie jest w przechowalni).
Wracając do samej piosenki, "Wojny Gwiezdne" powstały w kilku wersjach, znam dwie. Zamieszczona powyżej ma moim zdaniem lepszy wokal, ta z lat 78-81 ma ciekawszą formę muzyczną, ale muzyka w młodszej wersji przeszkadza mi mniej niż niewyraźny wokal w starszej wersji, dlatego wylądowała wersja młodsza.
Na drugim biegunie tej podwójnej natury jest sentymentalny utwór który powstał w podobnym okresie. Prezentuje jednak zupełnie inny rodzaj muzyki, który w czasach powstania był niejako w odwrocie.
Powstał przy okazji prac nad albumem zespołu Budka Suflera Za ostatni grosz
Wtedy w zespole grał Jan Borysewicz. Wraz z autorem tekstów Andrzejem Mogielnickim przygotował kilka utworów, które uznaje się za zalążek przyszłej współpracy obu panów w ramach Lady Pank. Z tych trzech najbardziej znana jest piosenka Nie wierz nigdy kobiecie, umiarkowanie też Bez satysfakcji (dopiero ostatnio się dowiedziałem że są dwie wersje, z różnymi wokalistami).
Najmniej znany z tych utworów, który ukazał się w reedycji albumu z roku 1996 prezentuję poniżej.
Budka Suflera - Nie ma końca tej podróży - słowa Andrzeja Mogielnickiego, muzyka Jana Borysewicza, śpiewa Romuald Czystaw
klip który znalazłem powstał z ujęć z innych teledysków i występów Jana Borysewicza, Romualda Czystawa i zespołu Budka Suflera.
Utwór też przywodzi mi na myśli inny projekt fabularny, który powstał w radośniejszych czasach.
Chciałbym kiedyś do niego wrócić. Też kosmiczny, ale o wiele lżejszy i grzeczniejszy. Może nawet pozwolę sobie go tu zaprezentować.
Kończy się wyzwanie, ale podróż się nie kończy. Raczej nie planuję spamować codziennie, jak to przez ostatni miesiąc, ale to nie koniec muzyki na tym blogu. Amatorskie dziennikarstwo muzyczne nawet przypadło mi do gustu.
Dziękuję za komentarze i głosy na rzecz wpisów, którymi zasypywałem steemit oraz ścianę profilu na fb.
Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach podróży. Jakimikolwiek drogami ta podróż przebiegnie.