2020 02 04 - 30 dni muzyki odcinek 16 - miejsce na stopy gigantów
Trzeci wtorek wyzwania mija pod znakiem ulubionych motywów z muzyki klasycznej.
Muzyka klasyczna to niemal cały odrębny kosmos doświadczeń. Nie chciałbym popaść w banały, gdy o niej piszę.
Sam skłonny jestem wstrzymywać się przed jej słuchaniem z tej przyczyny, że dla mnie osobiście jej słuchanie jest unikatowym przeżyciem i nie jest łatwe. Oczywiście osoby lepiej z nią zaznajomione mają mój podziw, dostępne jest im to, co mnie przychodzi z trudem.
Nie umniejszając zasług kompozytorów światowych - czyli krajowych i zagranicznych - postanowiłem dziś sięgnąć po utwór który podoba mi się z racji czysto osobistej preferencji.
Jego autorem jest Johann Halvorsen, norweski skrzypek, kompozytor i dyrygent. A dzisiejszy utwór to
Marsz na wkroczenie bojarów
O jakich bojarów może tu chodzić? Słowo kojarzy się z arystokracją ruską bądź rosyjską, z kolei według Cioci Wikipedii chodzi o bojarów rumuńskich. Nie popadając w nadmierne skupienie nad szczegółami, odniosę się do innego kroczenia, które doświadczyłem.
Na sam koniec tego kroczenia, odbywał się koncert klarnecisty. Jego ostatni utwór odwzorowywał muzykę cerkiewną. Artysta muzyk zadał publiczności mruczenie wzorem chórzystów cerkiewnych. Mało tego, to miało być mruczenie dumne, godne potężnego popa z siwą brodą po pas.
Bojarszczyzna ciała i bojarszczyzna ducha zamknęły się wczoraj w postaci jednego człowieka, łączącego w swoim wewnętrznym krajobrazie Polskę i Rosję. Ów brodaty (choć nie do pasa) bojar usiadł w rozkroku, na jego cześć rozgrzmiały wysmakowane fanfary. Bojar jest wulkanem, który latami czekał, by móc wybuchnąć i kroczyć sam z siebie.
Byłem świadkiem jakiegoś czysto umownego, ale jednak etapu w stąpaniu owego giganta.
Niestety, pod stopą innego giganta niegdyś dane było mi się znaleźć w nieodpowiednim momencie.
Stłukł mnie inny gigant puchatym bamboszem w domowym zaciszu. W tej sytuacji, patrząc na kroczenie tego giganta, patrzyłem, gdzie może być ukryty bambosz. I z tego co się zorientowałem, nie ja jeden.
By jednak odejść w stronę mniej żałosną, wrócę do utworu, który brzmi jakże energicznie, wesoło, choć w pewnym sensie groźnie. Jeśli narysować obraz gromadzącej się wołoskiej bojarszczyzny, widzimy żywotny i barwny orszak który przychodzi wskrzesić królestwo. Utwór odwołuje się do czasów, gdy kraje rumuńskie były jeszcze osmańskim lennem, ale pisany był w czasach, gdy romantyczna legenda spełniła się a Królestwo Rumunii istniało wśród państw europejskich. Utwór i opowieść to klamra spinająca cały ten ciekawy i niejednoznaczny czas, który każdy może ocenić według swojej miary. Ja mogę tylko powiedzieć że jeden brodaty mędrzec powie tak, inny powie nie a trzeci skróci brodę, za to do mnie przemawia najbardziej wymiar tej historii i jej potencjał.
Aby jednak obliczyć potencjał, warto mieć jakiś potencjometr.