Zagubiona nić
Pod zewnętrzną maską ukrywał się skomplikowany twór. Różnorodne kolory, nieregularnie rozłożone na całej powierzchni, niby puzzle, ale jednak niepasujące do siebie, a między nim biegła delikatna, srebrzysta nić, zszywająca różne części w jedną całość, skupioną masę myśli, uczuć. Wspólnie mogli dokonywać rzeczy, których zwykli śmiertelnicy nie chcieli się podejmować, czy to ze strachu czy to z fizycznej niemocy. Jako jedność tkali rzeczywistość używając kolorów, które budowały zamaskowaną postać, tworząc sieci o różnym stopniu komplikacji. Niestety, pewnego dnia wszystko jakby stanęło w miejscu. Piękny, lśniący łącznik najpierw zszarzał, a później rozpruł się na cząstki, a te na jeszcze mniejsze. Bez nici nie można było tkać. Z przyzwyczajenia masa w dalszym ciągu była połączona, ale to była kwestia czasu, żeby całość rozbiła się na mniejsze fragmenty.
Dwa lata później pierwsze kawałki zaczęły odrywać się, szukając szczęścia na własną rękę. Niedługo później, kolejne kolorowe puzzle opuszczały swój pierwotny układ, czyniąc postać coraz bardziej pustą. Po przeszło trzech latach stała się praktycznie przeźroczysta. Zmęczona podróżą, nie mogąc już dalej tkać, ani nawet iść, usiadła tam gdzie stała. Spojrzała w nocne niebo pełne migoczących gwiazd. Przymknęła powieki, przypominając sobie jak to było dawniej, jak chciała sama zaświecić na niebie i być drogowskazem dla innych. Teraz była cieniem samej siebie, konająca w samotności pustą osobą. Nie mogąc się poruszać, pozostało jej jedynie myśleć. Nie bała się śmierci, w pewnym sensie wierzyła, że w niej znajdzie swoje ukojenie, zakończenie tej podróży i swojej bezsilności. Wspominając dawne osiągnięcia, cierpliwie czekała na koniec.
Tymczasem w okolicy przechadzał się ktoś odziany w potargany, czarny płaszcz z kapturem. Skierował głowę w stronę siedzącej istoty. Nie sposób było dojrzeć szczegóły twarzy nieznajomego, poza uśmiechem od ucha do ucha. Powoli zbliżał się, nucąc sobie melodię pod nosem. Przypominał kogoś, kto był pod wpływem większej ilości alkoholu, idąc tak chwiejnym krokiem. Przykucnął przy przeźroczystej postaci, ale chwilę później stracił równowagę i wylądował tyłkiem na ziemi. Intensywnie spoglądał na maskę, która nie wyrażała żadnych uczuć. Widać było, że nie daje mu spokoju, więc wyciągnął swoją dłoń, by ją zdjąć. Ona natomiast siedziała nieruchomo, czekając na to co ma się stać. Nie miała zamiaru podejmować jakichkolwiek działań, oczekując na koniec. Lodowate palce delikatnie muskały maskę, jakby była z porcelany. Posuwały się coraz śmielej, nie słysząc słowa protestu. Zapukały o delikatną powierzchnię, a dźwięk sprawił, że przybysz roześmiał się w głos.
W drugiej dłoni coś drobnego połyskiwało światłem nocy. Dopiero po chwili spostrzegła co to takiego. Igła wsunęła się w przeźroczyste, niczym nie osłonięte ciało. Gdyby nie maska, na jej twarzy malowałby się czysty ból. Jakby ktoś w jej żyły wlewał ciekły metal. Chciała krzyczeć, ale miała wrażenie, jakby już zalano jej gardło, niezdolne wypowiedzieć choćby słowa. Sekundy przeistoczyły się w wieczność. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak dobre życie miała. Zamiast próbować iść naprzód, spoczęła i czekała. Odrzuciła nadzieję, że cokolwiek się zmieni, wolała oblec się niby kokonem z pustki. Zaczęła przeklinać siebie, czując, że jest za późno na jakąkolwiek zmianę. Teraz jedynie zasługiwała w swoich oczach na śmierć niczym robak, jako zapomniana i niepotrzebna istota.
Wszyscy tkamy swój żywot...
Te słowa wyciągnęły zamaskowaną postać z odmętów cierpienia. Potrzebowała chwili, by dojść do siebie i zrozumieć co się stało. Na końcu igły znajdował się niedostrzegalny haczyk i gdyby nie nić, która jest na nim zaczepiona, pewnie by go nie zauważyła... Naciągnięta do granic możliwości z przeźroczystego ciała. Nie mogła uwierzyć w to co widziała, przecież pamiętała o tym, że straciła nić, swoje wszystkie marzenia, cele dające motywację do skoordynowanego działania.
Wszystko czego potrzebujesz kryje się w Tobie. Musisz mieć tylko moc, by sięgnąć po to co jest ukryte we wnętrzu. Pamiętaj, że kiedyś będziesz musiała zdjąć maskę!
Nieznajomy poprawił swój płaszcz, kiedy podnosił się z ziemi, pogłaskał na odchodne maskę i pomachał na pożegnanie, rozpływając się we mgle. Przeźroczysta postać cały czas trzymała kurczowo nić, bojąc się ją znowu stracić. Siedziała tak, aż wreszcie zrozumiała coś, co powinna pojąć dawno temu. Pozwoliła nici wniknąć do środka, następnie dość ociężale podniosła się. Żeby tkać, trzeba mieć własną nić, a jeśli jej się nie posiada, to należy ją stworzyć z samej siebie, a reszta sama się ułoży.