RE: Kolonizacja kosmosu, kontrola narodzin, prawo i religia (czyli niezły bałagan)
Bardzo interesujaca ta wiadomość o kontroli genów na Islandii.
Kontrola to za duże słowo. Z tego co pamiętam o tej aplikacji, to pomaga ona znaleźć ewentualnych wspólnych przodków dla dowolnych dwóch mieszkańców Islandii. Nawet dość odległych przodków. Skąd mają takie dane? To może być pomysł na kolejny wpis. :-)
Inna rzecz to kwestia czy ta aplikacja jest traktowana na poważnie. Jak mi się zdaje, Islandczycy są raczej dobrze wykształceni i raczej mają dość wysoką świadomość konsekwencji, które wiążą się z dość ograniczoną pulą genową, więc może traktują ją na poważnie. Ale i tak to oczywiście za mało by można to było nazwać kontrolą genów.
Być może to błąd. Być może wyprawa będzie zbyt długa, aby jej cel miał nadal znaczenie dla uczestników, a Ziemianie powinni to zaakceptować? Możesz mieć rację...
Ja to widzę tak. Ludzkość potrzebuje ekspansji - nie po to by budować potęgę i zdobywać kosmos, ale po to by przeżyć. Gniecenie się na jednej tylko planecie, którą na dodatek sukcesywnie niszczymy, nie może skończyć się dobrze.
Muszą powstać nowe kolonie. Każda nowa kolonia musi być samowystarczalna - musi być w stanie przetrwać bez pomocy z zewnątrz. Czy to z Ziemi czy z innej kolonii. Oczywiście handel między koloniami i Ziemią będzie przynosić korzyści wszystkim stronom, ale niezwykle istotne jest by w sytuacji gdyby dowolna ze stron wpadła w poważne kłopoty, pozostałe były w stanie przetrwać bez niej.
Najprostszy pomysł: to co ludzie powinni zrobić w pierwszej kolejności to skolonizować układ słoneczny. Problemem jest to, że ludzkość jeszcze długo nie będzie wystarczająco rozwinięta technicznie by potrafić skolonizować nieprzyjazne planety czy księżyce naszego układu. Wciąż bardzo dalecy jesteśmy od choćby założenia tam stałej, załogowej stacji badawczej czy jakiejś kopalni a co dopiero samowystarczalnej kolonii.
Drugim pomysłem jest znalezienie planety w innym układzie słonecznym, która byłaby dużo bardziej podobna do Ziemi a tym samym łatwiejsza w kolonizacji. Planeta z przyjazną dla ludzi atmosferą o podobnym ciążeniu, jakiś zasobach wody itd. Myślę, że kolonizacja takiej planety wymagałaby niższego poziomu rozwoju technicznego niż pomysł pierwszy. Ale zdaję sobie sprawę, że te różnice mogą być tylko pozorne, bo kolonistów na tę planetę trzeba jeszcze dostarczyć a to jest z kolei znacznie bardziej skomplikowane niż podróże wewnątrzukładowe. Ten drugi pomysł pasowałby pewnie do koncepcji przedstawionej przez Ciebie - długa podróż i raczej w jedną stronę.
Mimo wysokich barier technologicznych do pokonania, kolonizacja układu słonecznego w pierwszej kolejności wydaje mi się lepszym rozwiązaniem. W czasie jej trwania zapewne powstałyby technologie, które znacznie ułatwiłyby podróże międzyukładowe (technologie hibernacyjne, napędy rozpędzające do prędkości bliskiej prędkości światła albo tunele czasoprzestrzenne). Ekspansja na inne układy słoneczne to byłby kolejny naturalny krok.
Największym problemem jaki widzę w tym drugim pomyśle jest bardzo wysokie ryzyko. Po pierwsze związane z odległością od celu, po drugie z czasem jaki byłby potrzebny do jej pokonania (o czym pisałem w poście). Poza tym, odlatujące 40tys. wybrańców pozostawiłoby ogołoconą z zasobów Ziemię (dosłownie ogołoconą, ile tego trzeba by zbudować i wypełnić zapasami tak wielki statek kosmiczny) i pozostałych Ziemian praktycznie bez żadnych perspektyw i nadziei. Czy nasza planeta byłaby w stanie zapewnić zasoby na następną podobną wyprawę do kolejnego celu? Śmiem wątpić. Zresztą po co? Druga wyprawa, podobnie jak pierwsza nie rozwiązałaby żadnych problemów tych, którzy na Ziemi pozostaną.