“Zimna Wojna” w świecie idei
“Czy wierzysz w Boga? Bo ja tak” pyta główna bohaterka swojego ukochanego i to zdanie prowadzi widza ku bardzo interesującej interpretacji całego filmu. Trudno bowiem patrzeć na najnowsze dzieło Pawła Pawlikowskiego jak na zwyczajny melodramat. Zbyt wiele tu symboli, obrazów bogatych w nieoczywiste znaczenia czy świadomych niedopowiedzeń. Tym bardziej dziwi mnie tak chłodne przyjęcie “Zimnej wojny” przez moich znajomych chrześcijan. Mamy przecież do czynienia z filmem wybitnym, a przy tym dość mocno zakorzenionym w religijnej wizji świata.
Zanim przejdziemy do analizy najważniejszy symboli przewijających się przez “Zimną wojnę” zwróćmy uwagę na bardzo charakterystyczny dla tego reżysera sposób opowiadania historii. Pawlikowski operuje krótkimi dialogami, jest oszczędny w swej narracji, znacznie chętniej posługuje się obrazem niż słowem, bohaterów wyrywa z ich przeszłości i pozwala im w finale wyjść za kadr. Ten bardzo specyficzny sposób snucia opowieści pozwala na mnogość interpretacji, ale też grozi przypisaniu do dzieła znaczeń, których ono z sobą nie niesie. Na szczęście opowieść nie schodzi na manowce, reżyser i operator z pełną świadomością dobierają kolejne obrazy tak aby całość stała się, mimo swej “szarzyzny”, jasna i zrozumiała. Jeśli zestawić “Zimną wojnę” i z naiwnym i oczywistym “Latem miłości” widać jak wiele nauczył się Pawlikowski w ciągu ledwie czterech lat.
Już pierwsze sceny filmu określają bardzo wyraźnie dwie przestrzenie filmowego świata (zresztą dwoistość będzie tu widoczna na różnych poziomach: mężczyzna-kobieta, biel-czerń, Wschód-Zachód, materia-idea). Ruiny cerkwi gdzieś na południu Polski to sacrum czyli Miejsce gdzie Bóg istnieje naprawdę (wyobrażony pod postacią oczu na fresku). Owszem, jest to Bóg na poły bonhoefferowski, Bóg którego ziemską sferę bytu przeorał jeden totalitaryzm, a drugi za chwilę spróbuje dokończyć dzieło zniszczenia, ale to Bóg realny i co więcej zdolny działać cuda. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że to boska obecność zmusi komunistę Lecha Kaczmarka (to swoją drogą bardzo ciekawa postać stanowiąca syntezę prlowskiego karierowicza - sprytnego, pozbawionego moralności, antysemity i ksenofoba) do zdjęcia czapki czyli oddania hołdu? Rzecz jasna cud to niewielki, ale już następna scena tłumaczy ograniczony zakres możliwości Stwórcy. Ujęcie na ścianę cerkwi przeplata się z kadrem ukazującym błotnistą drogą, a widz dopiero po chwili zrozumie, że wyszedł już z rzeczywistości sacrum ku profanum, które stanowić będzie przestrzeń akcji większości filmu. Taka jest bowiem rzeczywistość Pawlikowskiego: zło triumfuje nie poprzez militarne zwycięstwa, a poprzez zamazanie jasnych granic (które to zamazanie możemy obserwować na różnych płaszczyznach np. w szarości zdjęć).
Musimy zrozumieć takie spojrzenie na świat aby pojąć dlaczego bohaterowie (a zwłaszcza bohaterka) postępują w ten a nie inny sposób. Egzystują oni w rzeczywistości moralnych ustępstw na rzecz zła, braku jasnych wskazówek czy pomieszania piękna, prawdy i dobra z kłamstwem. To właśnie te trzy platońskiej idee są bardzo ważne dla prawidłowego odczytania “Zimnej wojny”. Rzecz jasna należy wyjść poza ich obiegowe znaczenia - zwróćmy uwagę na scenę “stalinowskiego” koncertu zespołu Mazurek. Na poziomie potocznego rozumienia piękna dziwić może opuszczenie sali przez dyrektorkę Irenę Bielecką, bo przecież monumentalna aranżacja z wielkim portretem Stalina i chóralną muzyką może się podobać. Istotny jest jednak fałsz całej koncepcji, o którym wspomina Bielecka w poprzedniej scenie. Sztuka ludowa odwoływała się bezpośrednio do idei (komunistę Kaczmarka zachwyca łemkowska przyśpiewka mimo tego, że nie rozumie jej słów), obce były jej tematy skonkretyzowane (rewolucja, Stalin). Stąd, już w podstawy estetycznie przemyślanej realizacji, wkrada się fałsz. Dla osoby rozumiejącej sens sztuki (jako wyrazicielki idei) jest to nie do zaakceptowania (podobnie zareaguje później Zula, która po kiczowatym koncercie rzuci krótkie: “Idę się porzygać”).
Tak samo zresztą rzecz się ma z prawdą, która dla głównej bohaterki staje się wartością nadrzędną. Począwszy od przyznania się do winy na początku związku aż do scen w Paryżu, Zula nie będzie umiała sobie poradzić w balansowaniu pomiędzy prawdą i fałszem. Zwróćmy uwagę na scenę kłótni bohaterów kiedy do kobiety dociera informacja, że Wiktor delikatnie ubarwił jej wizerunek. Fałsz (który miał jej pomóc przy zrobieniu kariery) jest dla Zuli nie do zaakceptowania, prawdopodobnie dlatego krótko potem zmyśli historię o swojej zdradzie aby uświadomić Warskiemu konsekwencje życia w zakłamaniu. Zresztą główna bohaterka kobieca jest tu chyba najciekawszą postacią, w której jak w soczewce skupiają się dramaty niemożności osiągnięcia kalokagatii w świecie w jakim przyszło jej egzystować. Jedną z lepszych scen z jej udziałem jest monolog z butelką wódki w ręku, gdy kobieta powtarza sobie (platońskie przypominanie?), że przecież Wiktora kocha. To bardzo ciekawe ujęcie miłości pojmowanej przez rozum, podczas gdy na drodze do jej realizacji stają odczucia i emocje (zazdrość, strach, smutek, pożądanie).
Finał prowadzi nas ku smutnej konstatacji, że rzeczywistość materialna nie pozwoli nigdy na pełne oddanie się idei. Nawet miłość nie może się w pełni w niej urzeczywistnić. Ofiary ponoszone przez kochanków są coraz większe, ale nawet poświęcenie samego siebie nie daje spełnienia. Wiktor ląduje w obozie pracy, Zula chcąc go ratować wchodzi w związek z Kaczmarkiem. Istnieje jednak sfera sacrum, która spełnia tu antropologiczną funkcję nośnika sensu. To Lichoń jest jej bliższa przez cały film (“Mam męża, ale to ślub cywilny więc się nie liczy”) i to ona w tragicznym zakończeniu zabierze Wiktora do ruin cerkwi, aby tam pod okiem Stwórcy udzielić sobie ślubu, a następnie popełnić samobójstwo.Jak oznajmia Wiktorowi, tylko po śmierci będzie w pełni jego (znowu Platon!).
O “Zimnej wojnie” można napisać jeszcze wiele. Z rozmysłem pominąłem tu intertekstualne tropy, które najprawdopodobniej są dziełem Janusza Głowackiego (wiodące ku dziełom Szekspira jak “Romeo i Julia” czy “Hamlet”). Nie wspominałem też o filmowym rozumieniu miłości (czasem zbieżnym, a czasem rozmijającym się z wizją platońską), znaczeniu “filmu w filmie”, symbolice świeczki i innych elementach mniej lub bardziej istotnych dla tego złożonego dzieła. Zachęcam do własnego odczytania tego gęstego od znaczeń i ambitnego dziełą, które w mojej opinii jest najlepszym polskim filmem od niemal dekady.
Congratulations @grafzero! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Cieszę się, że tag #pl-filmy został wzbogacony takim profesjonalnym tekstem!
Sam jeszcze tego filmu nie widziałem, ale jest to jeden z tych tytułów, które po prostu muszę zobaczyć. Szczególnie po takich zachęcających artykułach :)
Congratulations @grafzero! You received a personal award!
Click here to view your Board