Nowojorskie metro

Dawno mnie tu nie bylo... A akurat jadę metrem i pomyślałam, że pokażę Wam właśnie metro, bo to chyba jeden z top 10 największych mitów o Nowym Jorku.

Nowy Jork to rozległe miasto i ciężko jest poruszać się w nim samochodem w godzinach szczytu, choć nie jest tak, że miasto ciągle stoi w ogonku żółtych taksówek. Zwykle aleje (avenues, rosnące z południa na północ) są bardziej zatłoczone, ale wciąż przejezdne, za to ulice (streets, rosnące z wschodu na zachód) zwykle są puste, może poza tymi głównymi jak np. 14, 23, 34 czy 42. Najlepszy środek transportu w mieście to rower, jeśli jednak jedziecie z Brooklynu to warto wsiąść w pociąg przez rzekę. Poza tym metro jest dość wygodne, ma aż 36 linii, które sięgają większości dzielnic, najwyżej czasem trzeba kilkanaście minut dojsc pieszo do stacji.

Dlatego nowojorczycy nie wpisują się w stereotyp Amerykanów, którzy wszędzie jeżdżą samochodem i brzydzą się komunikacja miejska. Tzn. nadal się brzydzą, ale jeżdżą.

Czemu się brzydzą? Bo jest brudne, obskurne, obsikane, pełne szczurów i bezdomnych.
Niedawno popularny na YouTube był filmik o szczurze, który ciągnął po schodach do metra kawałek pizzy. Było o tym głośno, bo i szczury i slice'y za dolara są już symbolem Nowego Jorku, a w połączeniu to już w ogóle.

Ja osobiście bardzo nie lubię komunikacji miejskiej w ogóle, dlatego pieszo przemierzam ponad 15 tys. kroków dziennie i namiętnie używam rowerów miejskich.

Lubicie Helvetikę?

Czasem w metrze można zaobserwować ciekawe performansy artystyczne, choć jednak częściej żebrających o pieniądze (lub grożących zemstą za brak datków) bezdomnych. Wczoraj byłam świadkiem happeningu, który już dziś sprzątnięto, zobaczcie. Każdy mógł przykleić swoją karteczkę z przesłaniem dla innych. A Wy co byście napisali w miejscu, przez które codziennie przepływa 5 mln ludzi?