39 dni i inne przedlistopadowe smęty
Cześć,
Jak Wam mija ten jesienny wieczór? Dzisiaj trochę taki brain dump, jakie się pisało na blogu 15 lat temu. ;) Za 39 dni opuszczam Nowy Jork i cały miesiąc spędzę w Polsce. Mam też w planach krótki wyjazd do Rygi. Od nowego roku będę w nowym miejscu. Uchylę rąbka tajemnicy za jakiś czas. Mam nadzieję, że jak do tej pory będziecie razem ze mną odkrywać nowe miejsca. To nie to, że chcę Was tak trzymać w napięciu - po prostu sama jeszcze nie mam stuprocentowej pewności, co również ma swój wpływ na stresujący status ostatnich tygodni.
Wyprowadzam się już właściwie od dwóch miesięcy, pozbyłam się mnóstwa rzeczy, a wciąż jeszcze nie mam planu, co ze sobą zabiorę. 39 dni to niewiele, szczególnie po 500 innych dniach tutaj. Mam kilka bardziej i mniej ambitnych celów i zadań na ten czas, niestety czas ucieka (ten post miał powstać wczoraj, kiedy liczba wynosiła 40, ale nie powstał, co przypomina tylko, jak czas ucieka między palcami, kiedy robota pali się w rękach...). Ostatnie dwa tygodnie były ciężkie - praca w zasadzie bez przerwy, łącznie z weekendem. Nie zawsze nad rzeczami, które przynoszą od razu widoczne efekty. Ten zresztą jest taki sam. Przede mną jeszcze: skończyć referaty na konferencje (mam na to w zasadzie dwa dni, a jeden jeszcze nietknięty), skończyć projekt, który może okazać się bardzo rozwojowy dla mojej dziedziny, pozamykać zadania na tyle, na ile to możliwe, kupić bilet z Polski "tam", zaplanować pobyt w Polsce itp. Jest mi trochę smutno, bo zostawiam tu dużo sentymentów, nie było lekko, ale to był wyjątkowy czas. Być może jeszcze wrócę, ale nie w najbliższym czasie, to akurat pewne.
Natomiast chcę traktować "Nowe miejsce" jako nowy okres w życiu, kiedy ostatecznie znajdę pomysł na siebie i będę bardziej samodzielna - w końcu zrobiłam prawo jazdy, do tego mam cel w końcu mieszkać sama (ja wiem, że w serialach komediowych jest inaczej, ale jakoś czuję, że przed trzydziestką wypadałoby nie mieć już czwórki współlokatorów, tylko trochę życiowo się ogarnąć). Dlatego kiedy już tam się znajdę i będę szukać lokum, to będę się na pewno dzielić swoim doświadczeniem. Po Nowym Jorku i Rydze mój wymóg to nowe budownictwo (wszyscy znajomi śmieją się do rozpuku, bo naprawdę mam już dość problemów z cyklu zapach wilgoci, grzyb na ścianie, różnego rodzaju owady, łazienki i kuchnie bez wentylacji i bez okien itd.). Poza tym mieszkanie z ludźmi zupełnie nie jest dla mnie. No i cóż, zobaczymy. Póki co pozostawiam otwarte zakończenie.
Patrzę tak na moją wężownicę / sansewerię... Kupiłam ją jeszcze kiedy mieszkałam w pierwszym mieszkaniu na Bed-Stuy (wyżej fotka z czasów wyprowadzki), gdzie kapało nam na głowę :) i opryski na karaluchy zabiły mój rozmaryn i bazylię - zdałam sobie sprawę, że dużo etapów tutaj przeszłam, szczególnie mentalnych i emocjonalnych, być może niepotrzebnie, ale nie chciałam iść na skróty i na wszystko chciałam zapracować. Dzisiaj ta sanseweria to jedyna roślina, która przetrwała te całe półtora roku i mam nadzieję ją zatrzymać. Czuję, że ona wie, co to znaczy zapuścić korzonek. ;)
Sentymentalnie się zrobiło, aż łezka mi się zakręciła w oku, a przecież to nie jest koniec tej opowieści.
Jabłko bez Ciebie się nie zepsuje?
A może się zepsuć jeszcze bardziej ? :))
Coś się kończy... :( coś się zaczyna... :)
Zamiast się smęcić ciesz się na nowe. Zostaw przeszłość i jeśli możesz koncentruj się na przyszłości. Tak jest łatwiej. Życzę owocnych zmian życiowych.
Congratulations @katayah! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
Click here to view your Board of Honor
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Do not miss the last post from @steemitboard:
Trzymam kciuki za Twoje plany, marzenia i pragnienia 😗
..i przyznaję, że z ciekawością czekam na "dalsze losy" :)
Kasia mocno Ci kibicuję i 3mam kciuki.
38dni! 😉
Powodzenia! I głowa do góry, przecież będzie dobrze albo jeszcze lepiej :)