Między słowiańskimi polami...tam, gdzie kwiaty kwitną na ścianach, czyli dzienniki fotograficzne z zalipiańskiej wsi.
Ta jednak zapomniana nie jest i nie do końca należy do kategorii z pod znaku typowego wygwizdowa. Usłyszałam o niej dopiero jakiś czas po przeprowadzce do Krakowa, kiedy zaczęłam szukać na mapie miejsc, w których mnie jeszcze nie było. Mała wieś niedaleko Tarnowa. Niektórzy o niej bardzo dobrze wiedzą, niektórzy nigdy w życiu nic nie słyszeli. Co ciekawe na pewno jednak słyszeli i odbywają do niej swoje pielgrzymki Japończycy. Jak wiemy świat jest przewrotny a czasami im bliżej źródła tym gorzej ze świadomością.
Ta nie jest jednak zwykła, podobna do wszystkich innych wsi w Polsce, niewyróżniająca się niczym szczególnym. Ta ma w sobie coś specjalnego, bo kiedyś kobiety tu mieszkające wymyśliły sobie, że będą ozdabiać ściany swoich domów własnymi malunkami. Na początku bieliły wapnem tylko kominy wewnątrz izb, żeby nie było syfu, żeby jakoś to wyglądało, a potem jak to zwykle bywa pomysł ewoluował. Skoro już malować to dlaczego by nie coś, co będzie wyglądało lepiej niż tylko białe plamy ? A skoro można wewnątrz to na zewnątrz też, tak żeby nie tylko wieś, ale może i cały świat zobaczył. Wyobrażam sobie jak siedzą przylepione do tych drewnianych ścian na klęczkach i malują nieustannie wzory polnych kwiatów ukształtowane przez ich wyobraźnie.
Jedziemy przez ciągnącą się przez pola wieś, co i raz zatrzymując się i oglądając w zagrodach wszystko to co dało się ozdobić- ściany, płoty, garnki, psie budy.
W domu malarek kręci się trochę turystów. Oglądamy zdobione pomieszczenia, w których prawdopodobnie co roku rozstrzygają się najważniejsze sprawy we wsi, czyli który dom zostanie zgłoszony do konkursu. Pilnująca instytucji kobieta zerka na nas poważnym spojrzeniem, dając nam do zrozumienia, że za chwilę zamykają. Na zewnątrz i tak jest więcej do zobaczenia niż wewnątrz budynku.
Po drodze napotykamy Muzeum Zagrody Curyłowej, który jak na dom jednej z najważniejszych malarek nie wybija się za bardzo na tle innych chat. To ona spełniła swoją wizję rozsławienia tej małej, kiedyś nic nie znaczącej, przeciętnej wioski, tworząc styl, który zyskał własną nazwę. Miała więc prawo przyćmiewać inne lokalne malarki własnym talentem.
Na blado fioletowej oborze widnieją niebieskie delikatne wzory, a na samym domu jest tylko kilka w obrębie drzwi . Nie ma tu żadnej przesady, jest tylko tyle ile było potrzebne. Nie wchodzimy jednak do środka, bo o tej porze jest już zamknięte.
Jedziemy kawałek dalej, żeby zobaczyć jeszcze lokalny kościół. Jeśli malowana wieś to jego święte epicentrum nie mogło przecież zostać pominięte. Z zewnątrz wygląda na zwyczajny, murowany czerwoną cegłą kościół, podobny do wielu innych świętych przybytków w Polsce.
W środku kolorowe kwiaty wiją się jednak po żółtych pastelowych ścianach, pochłaniając światło padające miękko przez witraże. Podchodzę do wciśniętej w róg kapliczki św. Błażeja, w której z każdego skrawka ściany tego małego pomieszczenia i szat liturgicznych bije cała masa kunsztownych, malowanych zdobień. Stoję z szeroko otwartymi oczami i gapię się na te cuda, jak sroka na błyszczące jajo.
Nie wszystkie domy są tutaj zdobione, więc przychodzi nam się dosyć szybko zawinąć w drogę powrotną i dodać do letnich, skąpanych w słońcu wspomnień tą wyrwaną, jak z krótkiej bajki na dobranoc, leżącą gdzieś tam w Małopolsce, pomiędzy mozaiką polskich pól zboża i ziemniaków… malowaną wieś.
Bardzo poczytny tekst, znów zresztą :)
Dziękuję, mam nadzieję, że uda mi się w przyszłości znaleźć czas na odwiedzenie więcej takich miejsc, o których warto napisać :)
Warto otagować #pl-tradycja :)
dzięki za wskazówkę, już otagowane ;)
Bardzo fajny, ciekawy post. Śliczne malowane domki. Fajnie, że są jeszcze takie miejsca, a przede wszystkim ludzie, którzy je doceniają :)
dziękuję :) myślę, że im więcej będziemy dawać przykładów na to, ile takich ciekawych i pięknych miejsc mamy tak na prawdę w tym naszym słowiańskim kraju, to może komuś otworzy to trochę okno na to, że warto też doceniać rzeczy, które mamy praktycznie pod nosem a nie tylko w innych krajach.
Zgadzam się. Cudze chwalicie, swego nie znacie...
Wspaniała wieś - bogata w folklor, ten klimat powoduje jakbyś był w innym zaczarowanym świecie.
Prawda ? Jak czasami niewiele trzeba, żeby wnieść do tego świata trochę magii ;)
Nie wiele trzeba, żeby uszczęśliwić oczy i dusze, a jednocześnie tak wiele potrzeba, żeby umieć to dostrzec...
Zamień podroze na pl-podroze ;) Piękne domy!
zmienione :)
Super! Uwielbiam miejsca tego typu, gdy będę w okolicy, na pewno odwiedzę :)
To teraz czekam na króciutką notkę o Zawadzie z tego wypadu. Nawet nie wiedziałem, że tak dobre te zdjęcia wyszły a to przecież jesień była teraz wszystko tam musi wyglądać obłędnie!