Umówmy się – drapieżne społeczeństwo
Poczułem się wywołany do tablicy tekstem @fervi o człowieku (poczułem, też pewne poczucie docenienia w tej materii, za co dziękuję). Szczególnie w kontekście wzajemnego drapieżnictwa, jakie w naszym gatunku występuje. I według mnie, istnieje przynajmniej kilka powodów, dla których taka sytuacja ma miejsce i dlaczego wyzyskujemy siebie wzajemnie, jesteśmy dla siebie najgorszymi możliwymi wrogami.
To wszystko umowa
Popatrzmy na to, co uznajemy za pewnik – prawa, pieniądze, państwa czy nawet rodzina. Czy te rzeczy istnieją naprawdę? Czy są materialnie obecne? Otóż nie. W swojej istocie są wynikiem umowy, którą zawieramy pomiędzy sobą. Są opowieścią, którą kupiliśmy i w którą wierzymy, bo została ona nam przedstawiona, zaproponowana, jako korzystna. I zapewne taka była. Cywilizacyjnie, ewolucyjnie. Jednak czy wszystkie te umowy, opowieści nadal są uzasadnione. Nadal pełnią swoje funkcje? Zapewne część z nich tak. Jednak ogromna ich ilość się wypala lub już wypaliła. Jednak istnieją grupy, które są od tych konkretnych opowieści, usankcjonowanych powszechnym użyciem, uzależnione. I te grupy, w obronie tych opowieści będą walczyły. Zaciekle i do ostatniej kropli krwi. Przeważnie będzie to krew ich oponentów niż ich własna. Bo mają nad tymi opowieściami władzę.
Zobaczmy instytucję pieniądza i jak ciężko przebić się z nowymi paradygmatami, nowymi opowieściami, przez mur starych historii o tym, czym pieniądze są. Cały sektor bankowy i państwowy broni zaciekle starych historii. Bo doskonale wiedzą, że jeśli taka opowieść się zagnieździ oddolnie, to ludzie przestaną wierzyć w ich wersję i oznaczać to będzie koniec zaufania. A zaufanie, wiara w tę umowę jest jej jedynym mandatem.
Można to odnieść do wielu kwestii – religii, polityki, relacji społecznych, energii. Dlatego ludzie i grupy czerpiące z tych narracji największe zyski, będą za wszelką cenę walczyć z nowymi ideami, które podważają ich opowieść. Co gorsze – za nimi będą szły tłumy ludzi, zwykłych Kowalskich, którzy w obronie przyzwyczajeń, będą równie zaciekle bronili tych historii i tych umów. Będą to robili z lenistwa, ze strachu lub z wiary, że te stare opowieści nadal mogą być dla nich korzystne. Niekiedy mogą być. Coraz częściej jednak wyzwolą w nich najgorsze cechy, działając jedynie na korzyść tych, którzy już upaśli się na tych niespisanych kontraktach.
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem zwolennikiem postmodernizmu czy rewolucji. Widzę jednak potrzebę ewolucji i obserwuję fakt, że ma ona miejsce. Jest jednak duszona przez akcjonariuszy obecnego mitu rzeczywistości.
Hierarchia
Spójrzmy teraz na jedne z najbardziej toksycznych mitów cywilizacji człowieka. Religię i politykę. Oba te twory mają jedną cechę wspólną. Utrwalają narrację o hierarchiczności rzeczywistości. Czy mówimy o relacji człowieka to natury, czy ludzi miedzy sobą. Nie funkcjonują w tych mitach układy horyzontalne, lub są tylko częściowe, służące szerszej hierarchii. Bogowie są nad człowiekiem i naturą, człowiek jest zwierzchnikiem natury, polityk jest nad obywatelem, grupa społeczna jest ważniejsza i ma większa siłę niż jednostka. Taki układ, organicznie, prowadzi do wyzysku, do nadużyć, do konfliktów. Zwłaszcza, gdy taką hierarchię ktoś próbuje naruszyć lub zakwestionować jej zasadność.
Te dwa mity, jako wszechobecne i kształtujące nasz światopogląd, powodują, że w codziennym życiu także napędzamy się hierarchią. Chcemy być nad kimś, chcemy być ważniejsi, lepsi, mądrzejsi od innych. To, w naszym mniemaniu stawia nas w hierarchii wyżej od nich. I jeśli nasze osobiste poczucie umiejscowienia w tej hierarchii zaczyna być kwestionowane (nawet pozornie), reagujemy jak każdy organizm zagrożony atakiem – atakujemy.
Te mechanizmy hierarchiczności, jeśli poparte są wrażliwością, empatią i rozsądkiem, są siłą napędową rozwoju cywilizacyjnego. Jednak ciężko oczekiwać od instytucji tych cech. Zwróćcie uwagę, że większość umów, opowieści kształtujących naszą rzeczywistość, to opowieści inkorporujące hierarchię.
Jest jeszcze jeden ważny element, który powoduje wzajemne drapieżnictwo.
Strach
Jeśli ktoś lub coś nam zagraża, powoduje poczucie lęku, to z reguły albo próbujemy przeciwdziałać wystąpieniu tego, czego się obawiamy, lub szykujemy się do kontrataku. Jeśli jednak przyjrzymy się temu, co w nas budzi lęk w życiu codziennym, to są to sztucznie wywołane lęki. Czego może się obawiać współczesny człowiek? Co tak naprawdę mu zagraża? Co może zagrozić jego życiu lub zdrowiu? Niewiele jest takich rzeczy, jeśli się nad tym zastanowimy. Dlatego też, instytucje i udziałowcy obecnie obowiązujących umów społecznych, musza te lęki fabrykować, kształtować i pielęgnować. Podam prosty przykład.
Do pewnego momentu, takimi źródłami strachu były państwa. Obywatel bał się aparatu państwowego, jego możliwych działań przeciwko ludności. Weszły jednak umowy o nadzorze międzynarodowym, trybunały, ONZety i inne instytucje, które zdjęły nasz strach przed państwem. Więc pojawiła się cała rzesza siewców strachu, którzy wymyślili źródło powszechnego lęku, które miało być silniejsze i nadrzędne wobec państw czy organizacji międzynarodowych. Religia i Bóg nie pełnią już takiej roli. Mamy wiec Masonów, Iluminatów, Reptilian. W takim ujęciu, teoretycy spiskowi są propagatorami starego porządku – hierarchii zbudowanej na strachu. Nawet, jeśli ktoś nie wierzy w te spiski, to świadomość, że są one, chociaż w promilu prawdopodobieństwa, powoduje, że strach, który jest emocją niepozwalającą nam na podważenie obecnego porządku, jednak wygrywa. Ziarno jest zasiane i nawet, jeśli przyciśniemy ziemię butem, to przypuszczamy, że ono tam jest. I boimy się podnieść nogę, bo wykiełkuje. I będziemy mimowolnie bronić swojej pozycji. Pielęgnując stare mity, hierarchie i ulegając strachowi.
Uważam, że w szerokim ujęciu, to, że jesteśmy dla siebie wzajemnie drapieżnikami, można dość sprawnie wytłumaczyć właśnie tym porządkiem, który pielęgnujemy, zamiast rozwijać. Bo stanęliśmy w miejscu, zbyt blisko tego, co nam sprzedano, jako największe osiągniecia cywilizacji. Stojąc przed dwumetrowym murem, ale dotykając go nosem, nie widzimy, że wystarczy lekko podskoczyć, żeby pójść dalej. Jeśli chcemy pójść dalej, z drapieżników i pasożytów stać się symbiontami, z wirusa stać się pożyteczną bakterią, potrzebna jest ewolucja. A do tego potrzebna jest refleksja nad zastanym porządkiem. Nie niszczenie, nie burzenie. Refleksja, krytyka i wspólna praca nad kolejnymi krokami. Krokami robionymi w rzeczywistości, w zgodzie z faktami. Bo ideologizacje, upolitycznienie wszystkiego jest tym, czego chcą Ci, którzy nie chcą się zgodzić z tym, że moglibyśmy już tę drogę zacząć.
@resteemator is a new bot casting votes for its followers. Follow @resteemator and vote this comment to increase your chance to be voted in the future!
Bardzo ciekawe spojrzenie. Same umowy społeczne to proces zmienny. Genrralnie lubimy czuć się bezpiecznie i w imię tego rezygnujemy z wolności.
Bardzo ciekawe spojrzenie. Same umowy społeczne to proces zmienny. Genrralnie lubimy czuć się bezpiecznie i w imię tego rezygnujemy z wolności. italicitalic
Bardzo ciekawe spojrzenie. Same umowy społeczne to proces zmienny. Genrralnie lubimy czuć się bezpiecznie i w imię tego rezygnujemy z wolności. italicitalic
To że ludzie rywalizują między sobą to nic złego. Ba, wręcz odwrotnie jest to jak najbardziej pożądany w naturze element. Ciągle wymyślane są różne pomysły w jaki sposób mieć więcej, szybciej, lepiej i wygodniej od drugiej osoby. Ten kto na to wpadnie jest na uprzywilejowanej pozycji, inni idą w jego ślady i w taki sposób Ludzkość jako całość się rozwija.
Drapieżne społeczeństwo wcale nie musi być nastawione na wrogość, patrzmy na to jako na element rywalizacji z długoterminowymi obopólnymi korzyściami.
Jestem pod wrażeniem ogólnej spójności tego co napisałeś i w sumie zanim zacząłem to czytać pomyślałem " ludzie, dzięki rywalizacji idą do przodu ", a czytając podsumowanie o bucie przygniatającym rozwój broniąc starych idei zwykle w końcu odpuszcza, zapomina lub pojawia się milion innych rzeczy, które musi przydepnąć i tak właśnie tamten plon zaczyna kiełkować :)
Bez wszechobecnej edukacji całych społeczeństw daleko nie zajedziemy.
Ale idea szczytna - ewolucja społeczna, zamiast rewolucji to ma sens.
Alergia alegorii... świetny artykuł.