CieKawa
Babcia była wielką fanką sołtysa Kierdziołka.
To taka postać kreowana na scenie przez Jerzego Ofierskiego - aktora i satyryka, który przez lata w dowcipnych monologach wyśmiewał to na co cenzura dawała zgodę; a czasem i to na co zgody nie dała. W PRL-u karierę robił a wtedy cenzura na ogól hulała, ale sołtysowi pozwalano na wiele.
Może dlatego, że to taki chłopek roztropek był i mądrość "ludu pracującego" przez niego przemawiała; każdą z wieści ze świata, gdzieś tam zasłyszaną, sprowadzał do lokalnych warunków - swoich Klapkowic.
Historia jego popularności to osobne zjawisko socjologiczne.
U mnie było tak, że babcia swoim uwielbieniem dla Ofierskiego zaraziła mi ojczulka i gdziebym nie była - czy w domu rodzinnym czy u babci - nieodmiennie co jakiś czas słyszałam: "Cie Choroba".
Przypomniało mi się to jakiś tydzień - dwa temu gdy sobie truchtałam przez Bemowo i wzrok mi zboczył przypadkiem w stronę niewysokiego pawilonu. Przez lata była tam stolarnia... czy może pralnia? W każdym razie nic na tyle niezwyczajnego by zapamiętać.
A teraz zauważyłam biało - czarny szyld: "CieKawa". Niezbyt szczęśliwe miejsce na pub - wśród szarej, betonowej brzydoty. Do środka mi się nie chciało drapać choć nazwa wabiła.
Bo to i późno kierdziołkowskie "Cie Choroba" przetłumaczone na zrozumiały w naszych czasach kontekst... I ciekawość kawy... A może tam z fusów wróżą? Jakaś krypto jaskinia cyganerii New Age'u za fasadą cappucino czy latte się urodziła? Nurtowało mnie to. Nie byłam jednak.
Z tym "nie byłam" to nie do końca prawda jest. Chodziła za mną ta kawa w Ciekawej, ale to tak: a to nie po drodze było, a to jakieś inne pomysły na dzień... No ale co się odwlecze - to wiadomo.
Trochę się martwiłam czy mi nie ucieknie, bo takie punkty na planie miasta to często efemerydy: jednego dnia okiem namierzysz, zanotujesz w pamięci by może odwiedzić jakoś potem... A już za miesiąc, dwa... co innego w tym miejscu się lęgnie - poprzedni właściciele rady nie dali i padło co było.
Tym razem się udało.
Czas był, z miejscem też mi było po drodze - potuptałam do Ciekawej.
Trochę tylko zamarudziłam przed wejściem; telefonem złapali i trzeba było pogadać o życiu doczesnym... Za ciepło mi przed tym wejściem nie było - tym sposobem jak już dotarłam do środka to zamiast kawy mnie grzane wino skusiło.
I to było błąd. Bo nie było grzane a podgrzane. :(
I potem zerkałam z zazdrością na ludzi, którzy mieli rozum herbatę z malinami wybrać. Mądr klient po szkodzie. Bywa. Ale byłam, obadałam... A że każdy coś jadł... no to jak to, tak przy pustym stoliku? Zgrzeszyłam i ja - sernikiem :)
W środku miło choć skromnie. Ukryć się nie da, że wnętrze zaadaptowane z zaplecza jakiegoś... Awansowało na lokal pełną gębą i gdyby oczy miało, to by je przecierało ze zdumienia nie wierząc w to co widzi. Jeszcze tylko z ciekawości próżnej się dopytałam czy CieKawa z Bemowa warszawskiego jest jakoś spokrewniona z otwieranym niezadługo w Gdańsku lokalem o tej samej nazwie... ( Gdzieś mi w internecie taki anons mignął i pytanie samo się nasuwało)
Bogatsza o wiedzę, że jednak są to zupełnie różne "Ciekawy" wróciłam do dom - posta pisać. Bo mimo braku kawy była to sympatyczna "przygoda z kawą" - ciekawą.
Cześć!
Witaj na tagu #pl-emocjonalnie. Cieszę się, że dołączasz do emocjonalnej strony Steema. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej.
Autorzy postów na naszym emocjonalnym tagu są nagradzani głosem noisy, mmmmkkkk311, diosbot oraz planter.
@nieidealna.mama