Bohemian Rhapsody - Recenzja Filmu Davida Gordona
Reżyseria: David Gordon Green
Scenariusz: Jeff Fradley
Gdy wybierałem się do kina nie wiedziałem dokładnie co zobaczę na ekranie. Nie jestem ogromnym fanem zespołu Queen oraz Freddiego Mercurego, ale jestem świadom, że taka postać istniała i znam kilka ich utworów. Zanim wybrałem się na seans nie wiedziałem za dużo o zespole więc postanowiłem obejrzeć jakieś materiały archiwalne na temat biografii zespołu oraz samego Freddiego Merkurego, żeby mieć jakiekolwiek odniesienia co do realizmu tego filmu, bo umówmy się, że tu taka wiedza jest tu niezbędna, gdyż ich utwory stały się ponadczasowe i jest to najbardziej znana grupa rockowa, nie można sobie wyobrazić, żeby ktoś o nich nie słyszał.
Początek filmu jest bardzo klimatyczny, pokazuje drogę Freddiego na scenę, po czym przenosi nas na początek historii gdzie widzimy młodego Freddiego jak przerzuca torby na lotnisku, bo tam pracuje i na tym koniec spoilerów, bo chcę, żebyście sami mogli zobaczyć co dzieje się dalej.
Uważam początek tego obrazu za świetną robotę, bo wprowadza nas w całą historię bardzo powoli, pokazuje jak młody człowiek stara się zaistnieć. Bardzo podobał mi się motyw, w którym pokazane jest jak w Freddy stara się dołączyć do grupy i co z tych jego starań wychodzi. W Filmie dbałość o detale, jeśli chodzi o całą grupę jest niewiarygodna. Cała opowieść zaczyna się w 1970 roku a kończy się na 1985 więc przez cały okres trwania obrazu możemy obserwować transformacje całej grupy muzyków oraz Freddiego a jest co obserwować, bo aktor, który wcielił się w rolę Mercurego, czyli Rami Malek sprawił się doskonale.
W filmie widzimy też, że grupa miała swoje dobre momenty, kiedy to na przykład nagrywali tytułowy utwór Bohemian Rhapsody który, nawiasem mówiąc, stał się ich przepustką do sławy, ale były też te złe, w których strasznie się kłócili co prawie doprowadziło do rozpadu grupy, o czym nie wiedziałem. Obraz pokazuje też ciemniejszą wokalisty zespołu Queen, ponieważ twórcy w pewnym momencie pokazali nam jak Mercury zapada się coraz głębiej w świat alkoholu narkotyków oraz homoseksualizmu i choć jest to bardzo krótki etap to moim zdaniem sprawia, że całość staje się jeszcze bardziej wiarygodna.
Na szczególną uwagę zasługuje muzyka, bo jest ona wszechobecna i gra tu pierwsze skrzypce a składają się na nią głównie soundtracki zespołu Queen, które są w takich miejscach, że łapią za serce, choć można powiedzieć, że całość nie jest jakaś wybitna pod względem sposobu opowiadania fabuły, to muzyka przyćmiewa tu wszystko. Jako osoba postronna uważam, że całość warto zobaczyć w kinie ponieważ, kiedy ogląda się retrospekcje koncertów czuję się, że jest moc a ostatnie 20 minut filmu, kiedy to cała grupa występuje na Wembley przed milionową publiką miażdży wszystko. Jeżeli zobaczycie zapisy archiwalne z koncertów będziecie mogli zobaczyć, też że ruchy postaci występujących w filmie są identyczne z tymi, które wykonywali członkowie zespołu, za co ogromny plus dla aktorów. Podczas seansu czułem się jakbym był na koncercie i tylko tyle mogę powiedzieć, aby nie zdradzić bardziej całości.
Film bardzo mi się podobał, ponieważ całość to tak naprawdę nie tylko muzyka, koncerty i historia, ale też opowieść o człowieku, który ma wszystko, a nie ma nic. Najnowszy obraz Bryana Singera dostaje ode mnie mocne 8,5/10 i na pewno wyląduje na mojej liście ulubionych filmów.
Opublikowano na moim blogu przez steempress.
Na pewno obejrzę!
Jednak zmartwiłem się, gdy się dowiedziałem, że jest to ugrzeczniona wersja prawdziwej historii zespołu. Szkoda, ale i tak jestem zaciekawiony :)