#23:30 - Rozdział I - Początek Końca
Cześć,
Do brzegu. Dzień się zaczął jak zawsze – miałem wstać o 6:00 pełen gotowy do działania i ciężko zapierdalać, ale skończyło się jak ‘miało być pięknie, a jak zwykle nie wyszło’. Ledwo wstałem. Obudziła mnie moja kobieta szykując się do pracy. Na noc, żeby zasnąć zżarłem dwie tabletki hydroksyzyny – co się okazało błędem. Ledwo funkcjonuje do teraz. Dzień miał być obfity w spotkania, niestety nie sprzedażowe, tylko w celu podjęcia współpracy oraz w celu złożenia zaległych podpisów na rozwiązaniu umowy z jednym z Towarzystw Ubezpieczeniowych. - wszystkie przełożyłem na przyszły tydzień. Ledwo żyje nafaszerowany psychotropami i nie schodzi mi dawka hydroksyzyny z wczoraj. Wypiłem 2 kawy, zjadłem 2 tabletki z kofeiną i wypiłem 4 piwa.
Dotarłem dokładnie o 9:12 do banku, w którym stacjonuje, atmosfera jak zawsze taka sama. Norma, norma, norma, norma, ile dziś pozyskałeś klientów, norma, brakuje nam kilku punktów do realizacji normy i dla odmiany NORMA!!! Panie Prezydencie – JAK ŻYĆ?
Jak wyżej wspomniałem, miałem dziś stawić się na spotkanie w celu złożenia podpisów. Godzina 11:00, siedziba Towarzystwa Ubezpieczeniowego na literę A. Spotkanie miało dotyczyć rzekomych zaległych podpisów na ‘wyjebaniu mnie z pracy’ (wypowiedzenie umowy, z bliżej nieokreślonych powodów, chociaż nieważne – było w chuj + 1 powodów). W tym miejscu objawia się moja największa hipokryzja. Napisałem ‘do brzegu’(zakładam, że każdy wie co to znaczy), a napisałem wyżej wstęp liczący pół strony formatu A4. Mniejsza w ten bełkot.
Rozdział nazwałem ‘Początek Końca”. Dlaczego? Wyjaśniam: Spotkanie w TU, na literę A jest ściśle związane z osobą, która strzelała z pistoletu startowego, w wyścigu do mojego upadku. Nadajmy mu pseudonim artystyczny Jan Brzechwa (zaznaczam: zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa). Bajkopisarz, mitoman, lawirant, inteligentny cwaniak. Więc zapraszam Cię serdecznie do wehikułu czasu.
Rok Pański 2017, miasto, które słynie z pierników, obsranej starówki przez gołębie, gościa, który kopnął ziemię, zatrzymał słońce, elektryka wysokich napięć, który raz się myli oraz ul. Urzędniczej.
Ubrałem się elegancko, spodnie z lumpeksu, które dostałem od kolegi (drugie tłoczenie jak przy oleju na ‘K’), koszula z żółtymi plamami pod pachami i dziurą od papierosa w dolnej części, pasek z logiem zespołu hip-hopowego z NY, State Island, buty za 20 zł z sieciówki. Jednym zdaniem – idę na rozmowę o pracę na doradcę ubezpieczeniowego do jednej z wiodących korporacji.
Pojechałem autobusem. Stres mnie zjadał od środka jak pasożyt. Dotarłem na miejsce i wchodzę pewnym krokiem do siedziby firmy. Wita mnie wysoki typ, ubrany w drogi garnitur i zagaja, w kurtuazyjny sposób. Nie wiedziałem, że z taką galanterią można rozmawiać o pogodzie i wpływie zmiany temperatury na samopoczucie. Reasumując – pierdolenie o Chopinie. Nie chcę się za bardzo rozwodzić na ten temat. Dostałem tę robotę, bo umiem się sprzedać, no i dlatego, że biorą z łapanki do ubezpieczeń (w branży widziałem nawet ludzi, którzy zamiast aktówki, nesesera – noszą reklamówkę, kurwa tragedia).
Jan Brzechwa, jak wyżej opisałem, to inteligentny cwaniak, wykształcony finansista, urodzony sprzedawca. Powiedział mi o apanażach płynących z wykonywanego zawodu, obiecał zarobki pięciocyfrowe. Byłem zachwycony, jarałem się jak helikopter w ogniu, wewnętrzny coach mówił mi do ucha: TO JEST TWÓJ CZAS, TWOJA SZANSA, SZANSA NA SUKCES (tak, też mi zagrała ta melodyjka w głowie). Tutaj pragnę się pochylić nad pierwszą wskazówką.
TIP I: Jeżeli jakaś osoba, oferuje Ci możliwość ogromnego rozwoju i zarobków na poziomie 12 000 zł w skali miesiąca – to zwróć uwagę jakim autem jeździ i sprawdź jego cenę.
Brzechwa jeździł samochodem za 20 000 zł. Nie znał dokładnie produktów oferowanych przez firmę, nie miał podstawowej wiedzy na temat stóp procentowych, a kładł duży nacisk na sprzedaż polis opartych na funduszach inwestycyjnych. Nie przeprowadził żadnego szkolenia. Ja go w tym wyręczałem ‘pro bono’. Cały czas opowiadał piękne historie o tym, jak bardzo prestiżowi jesteśmy (nasz zespół), opowiadał o pieniądzach, które są do wzięcia, o tych ogromnych prowizjach i wszyscy żyliśmy tymi złudzeniami i wszyscy, każdego dnia ‘niepracy’ zachowywaliśmy się, jak oderwani od rzeczywistości.
Praca w ubezpieczeniach to zawód zaufania publicznego, by go wykonywać potrzebna jest licencja państwowa, którą otrzymuje się po zdaniu egzaminu, który organizuje TU i Komisja Nadzoru Finansowego. Egzamin był piekielnie trudny(ironia lub sarkazm – nie potrafię odróżnić, więc niepotrzebne skreślić). Przyszedł na niego Brzechwa i podyktował odpowiedzi – farsa i niepotrzebna formalność. Egzaminu nie pisałem sam. Był na nim jeszcze ktoś – nazwijmy go hmm… Matrix, ponieważ to był człowiek podłączony całkowicie do innego świata. Matrix to pacjent o długiej słomie w butach, z charakterem typowego ‘Mirka, handlarza, przedsiębiorcy’, stąpający na linii ognia wszelkich chorób psychicznych. Jak się później okazało, wraz z Brzechwą tworzyli mieszankę wybuchową ale o tym później…