GSB (3) Bieszczady Zachodnie z Kalnicy przez Cisną na Wołosań
Wczoraj w schronisku spotkaliśmy dwójkę wędrowców robiących również GSB tyle, że w drugą stronę. Szli z Ustronia do Wołosatego. Zostały im ostatnie dwa dni, my dopiero zaczynaliśmy. Z ciekawości spytałem ich, ile zajęła im trasa tutaj. Po podliczeniach okazało się, że dokładnie tyle, ile my mieliśmy jeszcze dni do dyspozycji, więc teoretycznie była szansa, aby zrobić cały szlak. Z drugiej jednak strony na razie robiliśmy nieco ponad 20 kilometrów dziennie, a aby zrobić szlak w całości musielibyśmy dziennie pokonywać około 30km. Zakładając, że teraz idziemy jeszcze w miarę na świeżo, bez skumulowanego zmęczenia i innych dolegliwości, wydawało się to mało realne, ale pojawiło się chociaż światełko w tunelu.
Dziś jednak ostatni dzień ładnej pogody. Od jutra zapowiadają jakieś opady, więc zobaczymy co z tego wyjdzie. Robimy śniadanko i wychodzimy na szlak, również dość późno. Początkowo musimy pokonać kilka kilometrów asfaltem by następnie odbić na szlak prowadzący przez zalesioną Fereczatą i mało widokowy Okrąglik na Jasło (1.153 m.n.p.m). Po drodze spotykamy wędrowca z dużym plecakiem, co wskazuje na fakt, że zapewne również robi GSB (sam potwierdził to później w rozmowie, bo kilka razy minęliśmy się tego dnia na szlaku).
Na Jaśle Okrągliku zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek aby chwilę dychnąć i coś przekąsić. Na chwilę usiedliśmy również na pięknej polanie widokowej na Jaśle, jednak po podliczeniu kilometrów które nam jeszcze zostały do przejścia po chwili stwierdziliśmy, że pora ruszać w dalszą drogę. Do Cisnej.
Ta część Bieszczadów, którą pokonujemy dzisiaj i będziemy jeszcze pokonywać jutro jest już zdecydowanie mniej widokowa. Nie ma tu połonin a góry są zdecydowanie bardziej zalesione. Widoki podziwiać można jedynie w punktach, gdzie las ustępuje miejsca polanką. Mimo to deniwelacje, czyli różnice podejść są tu nadal dość istotne. Dziś do pokonania mieliśmy również 1500m podejścia.
W Cisnej zatrzymujemy się na chwilę u znajomego na herbatkę i ciastka. Muszę przyznać, że ten około godzinny odpoczynek był zbawienny. Gdybym miał od razu iść w dalszą drogę, nie wiem czy wykrzesałbym jeszcze siły. Miałe już dość kilometrów w nogach i ciężkiego plecaka na plecach. Po mniej więcej godzinie odpoczynku byłem jednak w stanie iść dalej. Wiedzieliśmy, że do następnej miejscowości, czyli Komańczy czeka nas daleka droga, i że nie mamy szansy tam dojść. Jednak do zachodu słońca pozostało trochę czasu, więc mogliśmy spróbować podejść na Wołosań. Z mapy wynikało, że przed szczytem jest kilka polanek, na których planowaliśmy się rozbić.
Podejście za Bacówką pod Honem było niemal pionowe. Tak przynajmniej odbierałem je po całym dniu marszu z dużym plecakiem. Niemniej jednak poszło nam w miarę sprawnie. Czas dużo szybszy niż wskazywały znaki. Po drodze od mijanych turystów dowiedzieliśmy się jednak, że w okolicy Wołosania nie ma za bardzo polanek. Czyżby mapa się myliła?
Okazało się, że owszem, polanki były, ale totalnie zarośnięte. Nie chciałbym się rozbijać w takich chaszczach. Pozostało więc podejść jeszcze trochę, i po dojściu do głównego grzbietu poszukać jakiegoś wypłaszczenia przy szlaku, gdzie moglibyśmy przenocować.
Równo z zachodem słońca rozbijamy namiot i po kolacji ładujemy się do ciepłych śpiworów. Następnego dnia miało zacząć padać wczesnym przedpołudniem, więc zarządziliśmy pobudkę skoro świt, aby przed deszczem zdążyć dojść do wiaty na Przełęczy Żebrak i tam przeczekać najmocniejszy deszcz.
*Zdjęcie własnego autorstwa
Congratulations @verticallife! You received the biggest smile and some love from TravelFeed! Keep up the amazing blog. 😍 Your post was also chosen as top pick of the day and is now featured on the TravelFeed.io front page.
Thanks for using TravelFeed!
@pl-travelfeed (TravelFeed team)
PS: TravelFeed is in social media to reach more people, follow us on Facebook, Instagram, and Twitter.